DRUKUJ
 
Bogdan Nowak
Ojciec Narodu
Powściągliwość i Praca
 


Sługa Boży był tytanem pracy. Codziennie wstawał o godzinie piątej. Toaleta, sprzątanie. Potem były poranne modlitwy i rozmyślania, Msze św., śniadanie, spacery, brewiarz i różaniec. Do południa Prymas, siedząc przy stole, pisał, tworzył i uczył się. To właśnie w więzieniu powstały tak wielkie dzieła Księdza Prymasa, jak Szkice liturgiczne, Listy do moich kapłanów, Rozważania do Litanii loretańskiej i wiele innych. Także w czasie internowania zrodziła się myśl odnowy Ślubów Króla Jana Kazimierza oraz Wielkiej Nowenny, która miała na celu duchowe i moralne odrodzenie Polaków. Tamże zrodziła się idea Nawiedzenia Ojczyzny przez Maryję w Kopii Jej Cudownego Obrazu, poświęconej przez ówczesnego Papieża. Prymas uczył mnie języka francuskiego i włoskiego. Ze znalezionego starego podręcznika geografii uczyliśmy się języka rosyjskiego. O godzinie 15.00 był obiad. Potem znów różaniec, brewiarz, prace osobiste i lektura prywatna. Spoczynek o godzinie 22.00. Widać z tego, że Kardynał nie marnował czasu, był wymagający przede wszystkim wobec samego siebie. Nie unikał też pracy fizycznej, by nie zgnuśnieć.
 
Czy Kardynał troszczył się o Księdza w jakiś szczególny sposób?
 
Kiedyś zachorowałem na bóle reumatyczne i korzonki. Leżałem w swojej celi. Wieczorem przychodził do mnie Ksiądz Kardynał, o którym zwykle mówiło się: taki majestat, taki niedostępny, taki wyniosły. Bardzo cenił swoją godność kardynalską. Był świadomy, że jest interrexem, że jest On w tej chwili wszystkim dla Narodu. Przychodził do mnie, do chorego, jak najlepszy ojciec. Brał mnie na ręce, bo byłem osłabiony, zdejmował z łóżka i kładł na podłogę, prześcielał całe łóżko, przetrzepywał prześcieradło przez okno, chodził z miednicą po wodę, ręcznik, klękał obok moich nóg, podciągał nogawki kalesonów czy piżamy, mył nogi, wycierał, nacierał mnie całego i potem brał mnie z powrotem do łóżka i kładł.
 
Czego Ksiądz nauczył się od Prymasa Wyszyńskiego?
 
Nauczyłem się od Niego wielkiej pokory i pracowitości. Prymas zachęcał, by się nie oszczędzać. I to mi pozostało do dnia dzisiejszego. Można było od Kardynała nauczyć się niesamowitej dyscypliny, ładu wewnętrznego i zewnętrznego. Uczył miłości do wszystkich ludzi, także nieprzyjaciół. Uczył innego przyjmowania cierpienia, a także wielkiej miłości Ojczyzny. W czasie powstawania w Polsce Solidarności uspakajał liderów, mówiąc: Nie można ryzykować bezpieczeństwa kraju. Trzeba też pamiętać, że Prymas Wyszyński był autorem światowej sensacji: zawarł pierwsze w dziejach Kościoła porozumienie z rządem komunistycznym! I ten sam rząd, po trzech latach, odważył się na tak haniebny krok: uwięzienie – bez wytoczenia procesu – tego Człowieka. To jest paradoks tamtego okresu. I choć uwięzienie Prymasa zaprzeczało zdrowemu rozsądkowi, interesom narodu, nawet logice komunistycznej; leżało to w logice systemu stalinowskiego, no i bierutyzmu.
 
Czy po wyjściu z więzienia utrzymywał Ksiądz kontakty z Prymasem Tysiąclecia?
 
Zawsze prosił mnie, bym Go odwiedzał, będąc w Warszawie. Groził mi palcem, gdy się dowiedział, że będąc w stolicy, zapomniałem o swoim Nauczycielu. Nie chciałem zabierać cennego czasu Prymasowi. Po wyjściu z więzienia w roku 1956 proponował mi różne odpowiedzialne stanowiska, studia w Rzymie, przywileje... Żadnej z tych ofert nie przyjąłem, bo zawsze chciałem być zwykłym księdzem, dającym nieustanne świadectwo wielkości Sługi Bożego, któremu towarzyszyłem w okresie stalinowskiego terroru. Utrzymywałem z nim korespondencję. Na trzy dni przed śmiercią Prymasa, w maju 1981 r., zostałem wezwany do Jego łoża, aby się  pożegnać. Pracowałem wówczas w Lubaczowie. Natychmiast zjawiłem się w Rezydencji Prymasa; sypialnia została wtedy zamieniona na salę szpitalną. Wielki Prymas poznał mnie od razu, uśmiechnął się, przytulił do siebie i powiedział: Zwalniam cię, Stasiu, z obowiązku dochowania tajemnicy. Możesz mówić i pisać, co było i jak było. Mów, jeśli uważasz, że taka jest potrzeba... Potem udzielił mi błogosławieństwa i już słabnącą ręką uczynił znak krzyża na moim czole. To było moje ostatnie spotkanie z Wielkim Polakiem, Patriotą i Kardynałem – prawdziwym Ojcem Narodu.
 
Jestem najgłębiej przekonany, że siedziałem przez dwa lata ze świętym kapłanem, na tę doskonałość patrzyłem z bliska. On nie grał roli świętego, bo to nie byłoby możliwe przez pełne dwa lata, w dzień i w nocy. Głosił Ewangelię i żył Ewangelią. Szedł przez swoje 80-letnie życie, wcześnie tracąc matkę, czyniąc i służąc dobrze Bogu i ludziom, zgodnie ze swoim biskupim, łacińskim zawołaniem SOLI DEO.
 
Bogdan Nowak 
 
strona: 1 2