DRUKUJ
 
Ks. Krzysztof Grzywocz
Droga do pojednania
 


Zewnętrzne rozdarcie rozbija wewnętrznie - rozdarcie rozdziera. Człowiek coraz bardziej przeczuwa w sobie kilka "głosów", które dawno zakończyły z sobą dialog i jedyne, co je łączy, to sprzeczność. Pewna kobieta opowiadała: "Czuję się często jak dziecko, jak sierota, która kurczowo chwyta się każdego, kto okaże choć trochę ciepła. Nienawidzę tego dziecka, zepsuło mi życie".
 
Skutki rozdarcia dotykają także sfery duchowej. Modlitwa rozrywa się niedługo po rozpoczęciu, a rozproszona myśl ucieka w jakąś "bajkową" jedność. Więź z Bogiem, akceptowana być może teoretycznie, w praktyce jest najmniej istotna. Życie "duchowe", dawno już ogołocone z zachwytu, zanika albo kierowane jest lękiem i poczuciem winy. Taka osoba, odizolowana od dojrzałych więzi we wspólnocie, tworzy sobie duchowe iluzje, które - w najlepszym wypadku - doprowadzą do dziwactw.
 
Zranione są zawsze obie strony.  Często w przypadku relacji agresor-ofiara zapomina się o ranach agresora. Uwagę kieruje się w stronę ofiary, która ma pozornie większe prawo do uwagi i uznania ran. W końcu do istoty bycia ofiarą należy bycie zranionym. Tymczasem - zakładając pierwotną, miłosną więź - skutki rozdarcia dotykają również agresora. Często jest on bardziej zraniony niż ofiara, ponieważ nieustannie rani go także świadomość popełnionej krzywdy. Ten społeczny mit niezranionego agresora sprawia, że jego rany pozostają często zakryte (nawet przed nim samym), co pogłębia jeszcze wewnętrzne rozdarcie.
 
Skutki rozdarcia - wyrażone w symbolice rany - nie mogą istnieć jako osobna, niezależna rzeczywistość; zagrażają, budzą niepokój i pragnienie zagojenia(2). Na dnie rany znajduje się pragnienie pojednania - powrotu do pierwotnej jedności.
 
Pojednanie w rozdarciu
 
Gdy byłem dzieckiem, mój wujek - ogrodnik z zamiłowania - pokazywał mi, jak szczepi się drzewa. Nacinał drzewo i nacinał gałązkę, która miała być zaszczepiona. Następnie przykładał ranę do rany i czule, ostrożnie obwiązywał to zetknięcie specjalną taśmą, jakby bandażem. Gdy próbowałem to sam zrobić, zaszczepiona gałązka po pewnym czasie usychała. Wujek wtedy uśmiechał się i mówił: "To, co w pierwszym wspomnieniu wydaje się bardzo proste, często w praktyce wymaga dużej intuicji i doświadczenia".
 
 
strona: 1 2 3