DRUKUJ
 
Cezary Sękalski
W poszukiwaniu autentycznej duchowości
Głos Ojca Pio
 


W tych słowach odnajdujemy porównanie życia człowieka do latorośli wszczepionej w krzew winny. To prawda, że do przeżycia sadzonce winogron wystarczy zanurzenie w szklance wody, jednak bez wszczepienia w krzew nie można spodziewać się jej pełnego wzrostu i owocowania. Dopiero gdy zostanie częścią żywej gałęzi i zacznie ciągnąć soki z korzeni krzewu, można spodziewać się jej prawdziwego rozkwitu i dojrzałych owoców. Podobnie jest z życiem każdego chrześcijanina.
 
Jak wiadomo, sakrament chrztu określa naszą przynależność do Chrystusa. Jednak to, czy przede wszystkim do Niego zechcemy odnosić wszystkie zamierzenia i pragnienia, z Niego czy też z innych źródeł czerpać życiowe siły, jest już naszą indywidualną decyzją. Nierzadko wielu ludzi, choć deklaruje przynależność do tradycji chrześcijańskiej, niewiele robi, aby w głębszy sposób zakorzenić się w Chrystusie. Dopiero kiedy przekonają się, że ich życiowe plany, snute z pominięciem Boga, nie przynoszą spodziewanych rezultatów, a niekiedy nawet prowadzą do życiowych tragedii, zaczynają szukać Bożej bliskości i próbują w świetle słowa Bożego zrozumieć swoją dotychczasową drogę. Często jest to pierwszy moment poważniejszego podejścia do chrześcijaństwa. Ich duchowa droga tu jednak się nie kończy, ale właściwie dopiero się zaczyna.
 
W stronę rozkwitu
 
Zakorzenienie w Chrystusie nie jest jednorazowym aktem, ale procesem, w którym stopniowo trzeba odrzucić wszystko, co może zniszczyć tę rodzącą się, wyjątkową duchową więź. A zatem trzeba w pierwszej kolejności porzucić grzech, a następnie starać się coraz lepiej dostroić do Bożego prowadzenia w różnych życiowych okolicznościach. Proces ten domaga się nie tylko częstego korzystania z sakramentu pojednania i Eucharystii, ale także coraz głębszego poznawania siebie, a zwłaszcza prześwietlenia światłem Ewangelii całej dotychczasowej historii swojego życia. Pomocne w tym jest stałe kierownictwo duchowe oraz dobre systematyczne rekolekcje, które umożliwiają zmierzenie się z własną przeszłością. Bywa bowiem, że pamięć, nierzadko naznaczona różnymi zranieniami z dzieciństwa i z lat późniejszych, do dziś deformuje nasze postrzeganie Boga i samych siebie, a przez to utrudnia odkrycie autentycznego powołania. Dopiero duchowe uzdrowienie i wyzwolenie z różnych życiowych miraży i kompensacji sprawia, że nasz wzrok staje się bardziej klarowny, a serce bardziej podatne na łaskę Bożego prowadzenia. Uzdalnia to człowieka do odkrycia i przyjęcia Bożego powołania, które wyznacza człowiekowi ramy dalszej drogi rozwoju.
 
Każdy chrześcijanin w pewnej perspektywie czasowej musi odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy wolą Bożą jest wybór życia kapłańskiego (w przypadku mężczyzny), zakonnego, czy też droga rozwoju w stanie świeckim (w małżeństwie, jeśli w tym będzie większa chwała Boża, lub jako osoba samotna). W każdym z tych przypadków na kolejnym etapie duchowej drogi dokonuje się coraz głębsze odkrywanie talentów i charyzmatów, które Duch Święty w nas złożył, abyśmy mogli służyć swoimi darami i umiejętnościami innym ludziom.
 
Każdy człowiek jest przez Boga obdarowany inaczej i jego obowiązkiem jest odkryć, które z otrzymanych talentów powinien rozwijać najbardziej, aby uczynić je osią swojego życiowego powołania. Ta selekcja jest bardzo ważna, bo na rozwój wszystkich możliwości nigdy nie wystarczy nam czasu. Ważne też, żeby w planowaniu swojego rozwoju pozbyć się nieuporządkowanych przywiązań. W przeciwnym razie człowiek nieraz pół życia traci na to, aby opłakiwać niezrealizowane marzenia, zamiast zacząć rozwijać się w dziedzinie, która bliższa jest jego duchowej tożsamości i w sposób bardziej pewny może doprowadzić go do owocnej służby innym.
 

 
 
strona: 1 2 3