DRUKUJ
 
Monika Sarnacka
Zawód: tata
Idziemy
 


JÓZEF BEZ LUKRU
 
– Problem ze współczesnym ojcostwem polega także na tym, że nie funkcjonuje w naszym społeczeństwie model ojca – przekonuje Jacek Pulikowski. – Mamy, i owszem, Supermana czy szeryfa, którzy są męscy i ofiarni. Tyle że nie mają rodzin. Warto w tym wypadku odwołać się zarówno do nauki Kościoła, jak i do historii biblijnej.
 
Pierwszym ojcem jest Bóg Ojciec. W stereotypie występuje jako ten srogi i karzący. Jego ziemską figurą jest Józef. Świętego Józefa ojcowie powinni traktować jako wzór, najpierw jednak trzeba go odlukrować: to nie żaden „oblubieniec Maryi”, tylko jej mąż. Nie „stróż Świętej Rodziny”, tylko opiekun i wychowawca. – Święty Józef, mimo że ogłoszony patronem Kościoła, wciąż postrzegany jest jako „ciepłe kluchy” – mówi Szymon Hołownia, publicysta. – Nie ma bardziej mylnego przeświadczenia! Jakiej trzeba siły, by „ukrzyżować” swoje plany dla kobiety, którą się kocha, i dla dziecka – dodajmy, że nie własnego. Przecież nie wiedział, że stanie się bohaterem Ewangelii, musiał to wyzwanie dźwignąć po ludzku!  I jawi nam się właśnie jako człowiek: mocny, bo to on ratował rodzinę z opresji, ale i ciepły, bo jako taki właśnie wychowywał syna do jego misji.
 
Monika Sarnacka
 
 
***
 
Andrzej Pilecki, syn zamordowanego przez komunistów bohaterskiego rotmistrza Witolda Pileckiego opowiada o tym, jak ojciec wychował jego i jego siostrę, mimo że go przy nich nie było.
 
– Tata był ostry: uczył nas dyscypliny i hartował do trudnych warunków. Z dzieciństwa pamiętam poranny rytuał: porządne słanie łóżka, pacierz, toaleta i dopiero po zameldowaniu tego wszystkiego – śniadanie. Raz, kiedy tata przyłapał mnie na oszustwie, przyłożył mi tak mocno, że się zmoczyłem. Kazał mi stać przy piecu i suszyć portki, a gdy tak stałem, poczułem, że przypieka mi się skóra. Ale stałem twardo, bo takiej hardości uczył mnie tata – nie mogłem go zawieść!
 
Pamiętam, jak wspólnie robiliśmy obchód pola, a po powrocie czerpaliśmy czapką z krynicy lodowatą wodę. Uczył mnie gry w szachy, pokazywał mi, jak się rzeźbi w drewnie. Pięknie też rysował. To z jego ust poznałem poezję. Nauczył mnie szacunku dla życia, nawet tego najmniejszego. Jak się dowiedział, że zabijam motyle w kapuście u babci, zrugał mnie ostro.
 
Od pewnego momentu ojca nie było z nami fizycznie, wcześniej jednak tak nas zdołał ukształtować, że cokolwiek z siostrą robiliśmy, myśleliśmy, czy on też by tak postąpił. Punktualności, słowności, prawdomówności, wreszcie patriotyzmu i szacunku dla człowieka nauczyliśmy się, obserwując ojca. Potem wychowywał nas w listach. A kiedy przyjeżdżał, poświęcał nam się bezgranicznie. Był dla nas autorytetem na tyle, że gdy po jego aresztowaniu nauczycielki w szkole pytały, czy to my jesteśmy dziećmi „tego szpiega”, nie daliśmy się złamać i wierzyliśmy w jego rację.
 
Swoją pierwszą córkę wychowywałem, dzieląc czas między studia i pracę. Nigdy nie usłyszała ode mnie „nie mam czasu”. Drugiej mogłem go już poświęcić więcej. Taka inwestycja zwraca się na starość, kiedy role opiekunów się odwracają. Dziś wiem, że mogę na swoje dzieci liczyć, że także nie powiedzą mi „nie mamy teraz czasu”. To, jak dzieci traktują cię na starość, jest miarą twego ojcostwa.
 
***
 
Mężczyzna (…) powołany jest do zabezpieczenia równego rozwoju wszystkim członkom rodziny przez: wielkoduszną odpowiedzialność za życie poczęte pod sercem matki; troskliwe pełnienie obowiązku wychowania dzielonego ze współmałżonką; pracę, która nigdy nie rozbija rodziny, ale utwierdza ją w spójni i jedności; dawanie świadectwa dojrzałego życia chrześcijańskiego”.
Jan Paweł II, adhortacja apostolska „Familiaris consortio” 1981 r.
   
 
strona: 1 2 3