DRUKUJ
 
Mariusz Majewski
Przywrócić normalność
Miesięcznik W drodze
 


Gdzie szukać przyczyny tej różnicy?

Pisałem o tym kiedyś na łamach "W drodze". Za św. Hildegardą z Bingen wróciłbym do samego początku, czyli do momentu stworzenia. Przyjrzyjmy się, jak zostali stworzeni mężczyzna i kobieta. Mężczyzna został stworzony z gliny. Z tego, co niskie, ciężkie i zimne, czyli z wody i z ziemi, które - wedle kosmologii starożytnej - wraz z gorącym ogniem i lekkim powietrzem tworzą zbiór składowych elementów wszechświata. Natomiast kobieta została stworzona z żebra mężczyzny, z ciepłego, tętniącego życiem ludzkiego ciała. Hildegarda w tym właśnie widzi pierwszą przyczynę różnorodności kobiet i mężczyzn. To doskonały metaforyczny skrót męskiej i kobiecej osobowości. Mężczyzny, który wobec tego, co cielesne i materialne, jest "jakby z zewnątrz", i kobiety, która porusza się w środowisku ciała naturalnie i z prostotą. Na widok głodnego człowieka mężczyzna ma ochotę napisać traktat o niesprawiedliwości społecznej albo wywołać wojnę. Kobieta natomiast zagląda do kuchni, aby sprawdzić, czy nie zostało jej coś z obiadu.

Czy wyjątkowa pozycja Matki Bożej nie odsuwa jej jakoś od nas, nie czyni odległą?

O Maryi trzeba mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę – wtedy Jej historia jest dla nas źródłem umocnienia i nadziei. Nie można przechodzić w milczeniu obok tajemnicy macierzyństwa Maryi czy niepokalanego poczęcia, ale nie możemy też nie widzieć, że jest Ona po prostu jedną z nas. Nie jest ani postacią historyczną z zamierzchłej epoki, ani mitem czy alegorią. A tymczasem my trochę tak właśnie Ją przedstawiamy: jako bohaterkę przeszłości albo uniwersalny mit. W obu przypadkach można Ją podziwiać, ale trudno w jakikolwiek sposób naśladować. Tak mało mamy przedstawień Maryi piorącej Jezusowi pieluszki. Jeśliby nasze wyobrażenie o Maryi oprzeć jedynie na świętych obrazkach, to wyszłoby na to, że większość życia spędziła, klęcząc przy żłóbku i unosząc się w chmurach. A przecież robiła to, co każda matka robi przy dziecku. Wracając zaś do mężczyzn, to sądzę, że odmitologizowanie Maryi pomogłoby im spojrzeć na Nią realnie, jak na przewodniczkę, a nie jedynie kolejny kobiecy ideał o tyleż piękny, co nieprawdziwy, a w każdym razie odległy.

Czego jeszcze brak współczesnym mężczyznom, a czego śmiało mogą się nauczyć od Maryi?

Milczenia. Oczywiście, że dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Mam jednak wrażenie, że ostatnio mężczyźni stali się bardzo rozgadani. Plotkują, obgadują, popisują się, przelewają potoki pustych słów, przechwałek, głupich żartów. Czasem jest to wprost nie do zniesienia. A Maryja? Ona milczy i rozważa. Wśród zgiełku stara się znaleźć sens. Si tacuisses… szkoda, że w szkołach nie uczy się już dzisiaj łacińskich maksym.

Maryja uczy też cierpliwości. Zauważył pan, jak często i jak długo czekamy w życiu na różne rzeczy? A tymczasem świat nas pogania, bo sam leci bez opamiętania do przodu. Nam, mężczyznom, bardzo potrzeba cnoty cierpliwości. Przede wszystkim wobec nas samych, wobec naszych słabości, z którymi wciąż się zmagamy. Łatwo wygrać bitwę - wystarczy trochę brawury. Ale do wygrania wojny potrzeba tony cierpliwości. Potrzeba jej także do innych. Przykładów, zwłaszcza jeśli ktoś prowadzi samochód po warszawskich ulicach, można by mnożyć na pęczki.

Powiedzieliśmy już, że Maryja może uczyć mężczyzn delikatności, ogłady, milczenia, cierpliwości czy troski o zwykłą codzienność. A w dziedzinie wiary?

Zaangażowania w sprawy Boga i ludzi. Takiego prawdziwego, ludzkiego, czyli pełnego obaw, ale też gotowego do przekroczenia siebie. Ujmując to bardziej dosadnie, Maryja może pomóc mężczyznom skrócić okres noszenia krótkich spodenek. Dzisiaj to zjawisko jest coraz bardziej widoczne w naszym kręgu kulturowym i nie tylko. Mężczyźni chcą za wszelką cenę przedłużyć okres beztroskiej młodości i – jak długo się da – uciekać od odpowiedzialności. Zauważmy, że zadanie, które otrzymała Maryja od Anioła Pańskiego musiało Ją nieźle wystraszyć. A jednak je podjęła. Dorosła. Wzięła na siebie misję. Taka postawa we współczesnej, infantylizującej się Europie jest na wagę złota. To dla nas, mężczyzn, prawdziwe wyzwanie. I nie ma co grymasić, że ukazuje nam to kobieta. Bo uczy nas cechy bardzo męskiej, na którą z utęsknieniem czekają otaczające nas kobiety – odpowiedzialności.

Trudne słowo…

Niełatwe, to prawda. Ale też nie jesteśmy sami wobec naszych zadań. I to jest ostatnia lekcja Maryi dla mężczyzn, o jakiej chcę wspomnieć. Przeczytałem ostatnio po raz kolejny fragment z De fide orthodoxa Jana z Damaszku mówiący o tym, że Maryja została oczyszczona od wszelkiej zmazy, aby stać się Matką Chrystusa, i dana Jej została od Boga łaska przyjęcia w siebie bóstwa Słowa, drugiej Osoby Trójcy Świętej. Czytałem to zdanie wiele razy, bo cytuje się je nieodmiennie w sporach o Niepokalane Poczęcie Maryi, jednak teraz po raz pierwszy uderzyła mnie druga jego część. Maryja nie byłaby w stanie przyjąć w siebie bóstwa Logosu, gdyby nie otrzymała takiej łaski. Ona nie jest skarbonką, do której przypadkowo wpadła złota moneta, bo to, co miała przyjąć, przekraczało ją w sposób niewyobrażalny. A jednak się to stało.

Myślę o wielu mężczyznach, którzy żyją w przekonaniu, że nałożone na nich lub podjęte przez nich dobrowolnie zadania przekraczają ich siły, którzy się boją, że nie dadzą rady, którzy mają ochotę zrejterować. Takie myśli i uczucia goszczą często w męskich sercach, tylko nie lubimy o nich mówić. Mam ochotę powiedzieć tym moim braciom: nie bójcie się! Popatrzcie na Maryję. Jeśli Bóg postawił was przed trudnym zadaniem albo jeśli podjęliście się w Jego imię czegoś, co teraz wydaje się ponad siły – ufajcie! On dał Maryi moc przyjęcia bóstwa i stania się naprawdę Matką Boga. On da wam moc uniesienia zadań, które stoją przed wami. On was nie opuści. On będzie w was siłą i mocą do działania. Tego uczy nas – czasem zmęczonych, czasem przestraszonych facetów – ta wyjątkowa kobieta z Nazaretu.

Rozmawiał Mariusz Majewski
W drodze 5 (465)/2012
 
strona: 1 2 3