DRUKUJ
 
ks. Mieczysław Maliński
A może było tak... Święty Mikołaj po cywilu
Mateusz.pl
 


Na aniołki nie było się co oburzać. Wobec tego Święty roześmiał się swoim tubalnym śmiechem i powiedział:

– Żebyście wy mnie nie poznały, to tego się nie spodziewałem.

Dopiero wtedy aniołki poznały swój błąd i zawołały głośno:

– Oooooo!!!

Tak głośno, że prawie całe niebo się zleciało, żeby się dowiedzieć, co to znaczy. Skąd ten okrzyk zdumienia. I wtedy wszyscy zobaczyli, że aniołki miały powód do tego zdumienia. Na fotelu siedział nowy święty Mikołaj. Niby nie święty Mikołaj, a przecież prawdziwy święty Mikołaj. Rosły mężczyzna ubrany w sportowe ubranie, z czarną brodą, w bejsbolówce na głowie. Nawet całkiem przystojny.

– No, ale komu w drogę, temu już czas. Muszę iść na ziemię i zrobić, co do mnie należy – oświadczył święty Mikołaj i zaczął się zabierać do wyjścia.
– A my?! – krzyknęły aniołki. – Nie pójdziemy z tobą?!
– Jak chcecie, to chodźcie. Ale biorę tylko trójkę. Zagrajcie w marynarza, kto idzie ze mną.

Zostało to załatwione błyskawicznie. Przy świętym Mikołaju pojawiło się trzech aniołków. I wyprawa ruszyła na ziemię. W domu dziecka byli prawie natychmiast. Na portierni przytrzymał ich ochroniarz:

– A wy co tak po nocy?
– Ja jestem święty Mikołaj, a to trzy aniołki.
– Do kogo?
– Do Janka.
– Aaa. To już wiem. Janek czeka. Powiedział, że całą noc nie będzie spał, bo przyjdzie do niego ojciec. A więc to pan jest ojcem Janka?
– Ja jestem świętym Mikołajem.
– No, no, nie musi pan tego mówić, że jest pan świętym Mikołajem, bo ja wiem, o co chodzi. Dobrze, że pan przyszedł, bo Janek byłby niepocieszony. Jak było z tym listem, to cały dom wiedział. Wyśmiewali się z niego wszyscy, że święty Mikołaj nie ma nic innego do roboty, tylko ściągać rodziców do sierot. Nawet się zakładali, że to się nie spełni. No ale się udało. A więc miło mi spotkać ojca Janka.
– Ja jestem świętym Mikołajem.
– No już dobrze, dobrze. Grunt, że pan przyszedł. Ale skąd pan wziął tych trzech aniołków? Wyglądają jak prawdziwi.
– To są prawdziwe aniołki.
– No, no, niech pan już idzie. Pierwsze piętro, sypialnia numer 4. On nie śpi. Czeka na pana. Przyrzekł sobie, że nie zaśnie całą noc.

Poszli na palcach, po cichutku, żeby nikogo nie budzić. Po schodach, potem korytarzem, pod numer 4. Święty Mikołaj nacisnął delikatnie klamkę. Wszedł. W sypialni było ciemno, tylko w kącie słaba lampka rozpraszała czerń nocy. W pobliżu Święty zobaczył chłopca. Siedział na łóżku. Wyprostowany jak struna. Z szeroko otwartymi oczami. Wpatrzony w drzwi, które się powoli uchylały. Gdy zobaczył ich wchodzących, rozjaśniła mu się buzia, oczy zabłysły radością i wykrzyknął:

– Tatusiu! Jak się cieszę!

Wyskoczył z łóżka i podbiegł, wołając:

– Święty Mikołaj spełnił moją prośbę i sprowadził cię do mnie!

I rzucił się w objęcia Świętego.

– Dziękuję ci, żeś przyszedł, tatusiu...
– Ja jestem świętym Mikołajem.
– Ja wiem. Tatusiowie mówią w dzisiejszą noc, że są świętymi Mikołajami. I są świętymi Mikołajami. Ale mi nie musisz tego mówić. Ja już jestem duży. Przyszedłeś. Jak ci dziękuję! A to są prawdziwe aniołki, prawda? Bo ty chyba uczysz w szkole, nieprawda? – Janek paplał jak najęty. – To są twoi uczniowie, których wziąłeś ze sobą, żeby się ze mną bawili. Ale ja nie potrzebuję. Nikogo. Tylko ciebie. Czekałem na ciebie całe życie, a ty nie przychodziłeś. Aż wreszcie wpadłem na pomysł – zwierzał się – żeby napisać do świętego Mikołaja. Dlaczegoś nie przychodził tyle czasu do mnie? – Janek wciąż mówił w objęciach Świętego.
 
strona: 1 2 3 4