DRUKUJ
 
Tadeusz Florek OCD
Przyjaźń i uczucia. Dlaczego boimy się uczuć w przyjaźni?
Głos Karmelu
 


Relacja z drugim – czy samotnie?

Aby serce kamienne, nieczułe zostało poruszone, potrzebny jest drugi człowiek z ciała. Zresztą Bóg uczynił człowieka istotą społeczną. Kiedy stworzył pierwszego człowieka, rzekł Bóg – jak opowiada Księga Rodzaju (2, 18) – że niedobrze jest człowiekowi samemu i uczynił mu pomoc podobną jemu. Takie jest prawo i konieczność jego natury: człowiek, aby stał się człowiekiem, potrzebuje pomocy i towarzystwa sobie podobnych. Potwierdza to święta Teresa z Avila, kiedy mówi: „Wielkie to nieszczęście dla duszy być pozostawioną samej sobie wśród tylu niebezpieczeństw”(Życie 7, 20, t. I, s.122). Osamotnienie nie byłoby nie tylko bolesne dla jego serca, serca z ciała, ale czyniłoby go słabym i jałowym. Relacja bowiem jest warunkiem koniecznym do rozwoju, a jeszcze bardziej do bycia płodnym i twórczym.

Ale przecież nie potrzeba drugiego do świętości! Bóg sam wystarcza – powtarzają za Teresą od Jezusa ci bardziej „uduchowieni”, zwracając się do tych, co są mniej. Owszem, trudno im nie przyznać racji. Bóg rzeczywiście jest jedynym, na swoim „jedynym miejscu”; do tego stopnia, że drugi człowiek, nawet gdyby bardzo chciał je zająć, powoli zrozumie, że nie jest to możliwe. Bo jest to miejsce, które z natury przysługuje tylko i wyłącznie Jemu.

Ale w tym samym sercu Bóg nie rozpycha się łokciami i z chęcią udziela miejsca tym, którzy są pomocą podczas ziemskiego wędrowania. Owszem, można dojść do stanu, w którym serce jest do tego stopnia pozytywnie wypełnione drugim, że nie potrzebuje tak bardzo jego pomocy i oparcia. Wtedy wznosi się z lekkością na skrzydłach wiary i kontempluje w sobie piękno tych, których otrzymał w darze. Teresa od Jezusa uczy nas, że bez przyjaciół, bez wsparcia tych, którzy podobnie myślą i czują, nie dojdziemy do pełni człowieczeństwa, do tego, aby trwać nieustannie z „Ty”, które jest początkiem i końcem wszystkiego. Wydaje się, że ta zasada dotyczy ludzi wszystkich stanów.

Nie od razu! Wszystko jest procesem…

Ostrożnie ze stwierdzeniami, że można od razu i bezpośrednio dojść do miłości Boga bez mozolnego procesu dojrzewania w relacji z drugim. W drodze to nie intelekt sprawia kłopoty, lecz uczucia, które wychodzą ze zranionego serca. Bo to drugie wywołuje we mnie to, co jest, a nie to, co chciałbym, aby było. Tu zaczynają się schody, choć łatwiej byłoby wsiąść do windy razem z Małą Teresą. To co jest, wiąże się z kruchością, słabością, egoizmem, myśleniem o sobie, złością i zaborczością. Im bliższa relacja i bardziej autentyczna, tym więcej kruchości może ujrzeć światło dzienne. W takich sytuacjach lepiej wziąć wartości z „wyższej półki” i poustawiać serce, okrzyczeć je, że chodzi tam, gdzie nie powinno. Usprawiedliwić to wartościami pseudoduchowymi, wzniosłymi, które przytłumią nieprzyjemne napięcie, zamiast je właściwie wykorzystać do rozwoju. Tu trzeba wielkiej roztropności i zgody na to, co jest. Co ciekawe, że właśnie, to co jest „tu i teraz” staje się drogą do Boga i do człowieka. Życia samemu się nie wymyśla, lecz pokornie przetwarza, podejmując je w prawdzie.

Czy można kochać drugiego całym sobą?

Przyjdziecie utrudzeni i obciążeni… – pociesza Ten z sercem cichym i pokornym. On nikogo nie potępia za serce brudne, złośliwe, wściekłe, zaborcze, przywiązane do stworzeń. On będąc mocnym przyjął słabą naturę wraz ze wszystkim, co w człowieku się kryje. Zbliżył się w ciele, aby można było go dotykać, odczuwać... Pozwala na bliskość kobietom, mężczyznom, dzieciom i starszym. Pragnie, by wybierano go na przyjaciela i cieszy się tymi, którzy to robią. On nie czeka z przyjaźnią aż wszyscy będą dojrzali, poukładani, bez grzechu. On jest przyjacielem grzeszników i tych, którzy się źle mają. On stwarza klimat, aby kochać całym sobą. Jego przyjaźń staje się modelem dla naszych ludzkich relacji, a On często odwoływał się do serca, pragnąc by serce było przy Nim.

Człowiek natomiast bardzo boi się kochać drugiego całym sercem. Ma wrażenie, że tylko Boga można kochać ze wszystkich sił, natomiast siebie i drugiego – tylko „fragmentarycznie”. Te samy procesy ludzkich relacji wyjaśnia nam psychologia. Jedna ze szkół wypracowała teorie całościowych relacji z obiektem. Autorzy zauważyli tendencje do cząstkowych relacji. W jednej osobie „kocham” tylko to co duchowe, może jeszcze to psychiczne, ale z ciałem mogą pojawić się już trudności. Boimy się ciała, jego atrakcyjności i potrzeb. Jakże często brakuje głębokiego wejścia w drugiego i w jego potrzeby; inaczej mówiąc, brakuje całościowego zaangażowania, przynajmniej w jedną z relacji. Ta fragmentaryczność nie daje sercu pełnej satysfakcji, bo ono wydaje się być „zaprogramowane” na smakowanie pełni.
 
strona: 1 2 3