DRUKUJ
 
Dariusz Kowalczyk SJ
Komputerowi krzyżowcy? Z doświadczeń internetowego rekolekcjonisty...
Więź
 


Rekolekcje internetowe na „Opoce”
 
Powyższe spostrzeżenia i obserwacje sprzed kilku lat potwierdziły się podczas rekolekcji wielkopostnych, jakie wraz z grupą jezuitów i współpracowników świeckich prowadziłem w Wielkim Poście 2001 roku na serwerze „Opoka”. Te rekolekcje różniły się jednak od „Mateuszowych”. Tamte prowadziłem sam. Tym razem zorganizowałem zespół, dzięki czemu było możliwe odpowiadanie na każdy list. Pytania internautów i odpowiedzi rekolekcjonistów zepchnęły na dalszy plan inne elementy rekolekcji, w tym treść proponowanych rozważań, aczkolwiek kiedy nastąpiło opóźnienie w umieszczeniu na serwerze jednej z kolejnych medytacji, internauci od razu zareagowali.
 
Uczestnicy rekolekcji mogli zadawać pytania i dzielić się swoimi refleksjami w dwojaki sposób: na stronie dostępnej dla wszystkich oraz poprzez e-maile przeznaczone do korespondencji osobistej. W ciągu 40 dni Wielkiego Postu przyszło do nas ok. 550 listów, z czego ponad 50 pod adresem do korespondencji osobistej. Warto zauważyć, że wiele z tych „osobistych” listów dało początek obfitej wymianie doświadczeń pomiędzy danym uczestnikiem rekolekcji a jednym z prowadzących. Odpowiedzieliśmy prawie na wszystkie zapytania. Skasowaliśmy zaledwie kilka listów, z czego tylko jeden z powodu jego wulgarności.
 
Pocieszające było to, że internetowe rekolekcje potrafili uszanować nawet ci, którzy zazwyczaj na wszelkiego rodzaju listach dyskusyjnych wyrażają swoje emocje za pomocą słów powszechnie uznawanych za obraźliwe. Inaczej było na „Wirtualnej Polsce”, gdzie sama informacja o rekolekcjach na „Opoce” wzbudziła m.in. takie oto komentarze: I tak im (klechom) nic nie pomoże albo: Jedna strona wśród milionów; Tylko dureń boi się waszego kleszego jazgotu. Internauta podpisujący się „Antychryst” dopytywał się, sugerując, że prowadzimy niecne interesy: Ale dlaczego nie za własne pieniądze? Z obroną rekolekcji pospieszyła m.in. pewna internautka przebywająca daleko od kraju: Jak się siedzi w Polsce, to wydaje się, że może faktycznie pomysł jest nie na miejscu. Kościół chce tylko pieniędzy, wszędzie się wciśnie itd. Natomiast ja od miesiąca jestem na misji ONZ w Timorze Wschodnim. Będę tu jeszcze do końca lipca. Co tydzień muszę wysłuchiwać kazań w języku tetum lub indonezyjskim (zależy, w której wsi). Oczywiście, żadnego nie rozumiem. A jestem wierząca. Poza tym po miesiącu dżungli chciałoby się czegoś bardziej duchowego. Internet jest tu dla nas wyjątkowym łącznikiem ze światem. Więc radzę tak od razu wszystkiego z miejsca nie krytykować, tylko przemyśleć. W prawie dwustu państwach świata jest trochę Polaków, którzy się z takich pomysłów ucieszą.
 
Rzeczywiście, nie brakowało głosów z zagranicy. Ktoś z Niemiec napisał: Dziękuję za trud podjęcia takich „nowoczesnych” rekolekcji, ale sami Ojcowie widzicie jak to jest potrzebne. Prawie pół tysiąca pytań i odpowiedzi [3] Nieczęsto zadawałem pytania, ale byłem tu stałym gościem, i dobrze się tu czułem: w gronie ludzi szukających z jednej strony, i z wielka przyjaźnią kierujących, z drugiej strony. Z pomysłu rekolekcji w internecie cieszyli się nie tylko Polacy mieszkający poza krajem. Napisała do nas po angielsku dziewczyna z Odessy. Pojawiła się nawet propozycja, byśmy w ogóle robili te rekolekcje po polsku i po angielsku.
 
Większość uczestników rekolekcji stanowili jednak Polacy mieszkający w kraju. Mieszkam 8 kilometrów od niedużego miasteczka na Mazurach – pisał jeden z internautów. – Dwa lata temu sprowadziłem się tu po studiach z Warszawy, zrywając tym samym kontakt ze środowiskiem duszpasterstwa akademickiego przy parafii św. Józefa. Potrzebowałem kontaktów, rozmów, możliwości podzielenia się swoimi przemyśleniami, ale tu nie ma nawet dobrej grupy oazowej. Wasz pomysł rekolekcji internetowych jest wspaniały. Już się boję, że po świętach Wielkiej Nocy strona zniknie i zostanę sam w lesie. Ale póki co, cieszę się, że jesteście. W komputerowych rekolekcjach brali udział nie tylko ludzie zaszyci gdzieś głęboko w lesie. Ktoś, dziękując za tę formę rekolekcji, stwierdził: Są one świetnym uzupełnieniem „kościelnych” rekolekcji. Znalazłam tu wiele odpowiedzi na pytania, które zadaję sobie od lat. Szkoda, że dopiero dzisiaj Was odnalazłam. Ale czytam już od dwóch godzin i oczu nie mogę oderwać.
 
Od rekolekcji do spowiedzi w internecie?
 
Rekolekcje internetowe cieszyły się dość znacznym zainteresowaniem mediów. Do standardowych kwestii podejmowanych przez dziennikarzy należało pytanie o możliwość spowiedzi przez internet. Zmusiło mnie ono do refleksji, której owocem jest – wyrażone już przeze mnie w różnych tekstach – przekonanie, że internetowa spowiedź byłaby z dogmatycznego punktu widzenia możliwa, a w pastoralnej perspektywie być może zasadna. Warunkiem takiej spowiedzi powinna być – moim zdaniem – uprzednia znajomość penitenta przez spowiednika, co wykluczałoby wszelkiego rodzaju manipulacje. W takiej sytuacji stałe kierownictwo duchowe (ze spowiedzią) byłoby możliwe nawet w przypadku dużej odległości dzielącej penitenta i kapłana [4].
 
Pytania i problemy, jakie pojawiały się na internetowej stronie wielkopostnych rekolekcji, były bardzo różne. Na początku hitem okazała się kwestia zmiany pięciu przykazań kościelnych. Wyjaśnialiśmy, tłumaczyliśmy. Niektórzy pytali wprost, dlaczego Kościół jakby ukrywa fakt zmiany pięciu przykazań. Inni – po zajrzeniu na „Opokę” – oznajmiali zdumionym katechetom i katechetkom, że ci od prawie dziesięciu lat uczą starej i nie do końca obowiązującej wersji przykazań. Słyszałem, że internetowe głosy na temat zmiany pięciu przykazań kościelnych dotarły nawet do biskupów, którzy wcześniej nie w pełni dostrzegali konieczność zajęcia się tą kwestią.

Bardzo wiele rekolekcyjnych pytań dotyczyło problematyki, którą można by zatytułować: czy już grzeszę, czy też jeszcze nie? Pytano o granice pieszczot poza małżeństwem. Domagano się jasnych reguł pozwalających odróżnić grzech lekki od ciężkiego. Mogłem uświadomić sobie, jak bardzo – niestety – legalistyczna i przepełniona lękiem jest nasza religijność. Wiara, której istotą jest spotkanie z żywym Bogiem, okazuje się niekiedy zredukowana do poszukiwania w miarę spokojnego sumienia z tytułu zachowania prawa. Tym większa moja radość, gdy ktoś opowiedział o tym, jak wielkim światłem było dla niego zdanie, jakie znalazł w jednej z odpowiedzi: chrześcijaństwo nie polega na pytaniu się, czy już zgrzeszyłem, czy też jeszcze nie, ale na szukaniu i znajdowaniu woli Bożej. Ktoś inny zaś napisał: Przez wiele lat nie zdawałem sobie sprawy z tego, że Pan u swego stołu odpuszcza grzechy powszednie. Terroryzowałem się poczuciem winy przy każdym, nawet drobnym upadku. Wiele spraw nabiera jednak innego wymiaru po tych rekolekcjach. Teraz Pan dał mi nowe serce. Trochę się boję, że zabiję radość życia kołkiem z wyrzutów sumienia, niszcząc ten dar.
 
Wiele z pytań dotyczyło sfery seksualności, a przede wszystkim onanizmu i antykoncepcji. Problemy z masturbacją w połączeniu z niejednokrotnie „okrutnymi” wersjami katolickiej nauki w tym względzie są źródłem głębokiego nieraz cierpienia. Internet okazał się dobrym narzędziem w pomaganiu ludziom, którzy na temat onanizmu nie mieliby odwagi porozmawiać inaczej jak właśnie poprzez komputer. Jeden z uczestników rekolekcji zwierzył się: Mam 25 lat, jestem żonaty od kilku lat. Moim „problemem” jest to, że onanizuję się. Jakiś czas temu na spowiedzi ksiądz powiedział mi, że jest to grzech ciężki. Byłem w ciężkim szoku. Przeczytałem na tym serwerze, że niekoniecznie jest to grzech ciężki. W moim przypadku „chyba” robię to dlatego, że mam większe potrzeby seksualne niż moja żona. Czy to jest grzech ciężki w takim kontekście? Bardzo proszę o odpowiedź!
 
Jeszcze większe dylematy dotyczyły antykoncepcji. Wiele listów w tej kwestii przychodziło pod adresem do korespondencji osobistej. Przyznam, że miałem bardzo duże trudności, aby znaleźć kogoś, kto zechciałby na listy w tej sprawie odpowiadać. Księża uciekają od tej problematyki, bo niejednokrotnie – poza stwierdzeniem „nie wolno” – niewiele mają do zaoferowania. Cóż bowiem odpowiedzieć małżeństwu, które ma troje dzieci, małe mieszkanie i małe zarobki, a naturalne metody regulacji poczęć z przyczyn fizjologiczno-psychicznych nie wchodzą w rachubę? Internetowe rekolekcje ukazały mi niewystarczalność odpowiedzi, jakich udziela teologia moralna w kwestii antykoncepcji.
 
strona: 1 2 3