DRUKUJ
 
Małgorzata Szewczyk
Pan Bóg daje im czas
Przewodnik Katolicki
 


Jak do związków niesakramentalnych winni odnosić się wierzący rodzice, rodzeństwo?
 
To dla wierzących rodziców bolesna sytuacja. Ale trzeba ich zachęcać do utrzymywania więzi rodzinnych, wychowywania dzieci po katolicku, posyłania ich na katechezę. Nie trzeba ich osądzać i potępiać moralnie.
 
A jeśli w relacjach małżeńskich istnieje przemoc fizyczna, poniżanie psychiczne, agresja werbalna...
 
W takich sytuacjach Kościół dopuszcza separację. Małżeństwo nie jest ważniejsze od życia ludzkiego. Jeśli jeden ze współmałżonków zachowuje się destrukcyjnie w rodzinie, pożycie małżeńskie zostaje zawieszone. Jak pokazuje życie, takich wypadków jest wiele. Nie należałoby jednak w takich sytuacjach zbyt łatwo doradzać separacji, tym bardziej namawiać do niej. Konieczne są rozwaga, pomoc duchowa, psychologiczna, prawna. Osoba zainteresowana musi sama podjąć decyzję, bo ona ponosi konsekwencje wyboru: psychologiczne, społeczne, ekonomiczne. Separacja to bolesne rozwiązanie dla wszystkich, szczególnie dla dzieci.
 
Niektórzy w debacie o błogosławieniu drugiego związku małżeńskiego powołują się na przykład prawosławia…
 
To dwie różne tradycje mające za sobą tysiącletnie praktyki. Pojedynczy księża nie powinni wyrywać się z jakąś ostrą krytyką prawosławnego podejścia. Jest to przedmiot poważnego teologicznego dialogu obu wyznań. My, katolicy, mówimy o sakramencie małżeństwa zawartym ważnie lub nieważnie. W razie wątpliwości przeprowadza się proces kościelny i stwierdza się ważność lub nieważność umowy małżeńskiej. Nieraz po dwudziestu i więcej latach sąd kościelny orzeka nieważność związku. Na takie orzeczenie niektórzy reagują zdziwieniem: „Jak to – przez tyle lat żyli w konkubinacie?”. Prawosławni mówią inaczej: sakrament małżeństwa jest żywy lub martwy. Gdy małżeństwo de facto się rozpadło, bez prowadzenia procesu kościelnego stwierdzają, że sakrament jest martwy i wyrażają zgodę – choć z niechęcią – na drugi związek. Gdyby doszło kiedyś do zjednoczenia Kościołów, to zderzenie dwu tradycji w traktowaniu małżeństwa mogłoby wiele wnieść w rozumienie tajemnicy tego sakramentu.
 
Synod o rodzinie w przekazie medialnym sprowadzany jest niemal wyłącznie do możliwości przyjmowania Komunii Świętej przez rozwodników. Czy w Kościele nastąpi zmiana w tej kwestii?
 
Synod zebrał się nie po to, by zmieniać doktrynę moralną Kościoła, ale by ukazać wielkość i piękno małżeństwa oraz wezwać wszystkich – duchownych i świeckich do wielkiej pracy na rzecz rodziny. Gdy na początku synodu pojedynczy biskupi proponowali rozwiązania, które wydały się niejasne lub dwuznaczne, wówczas zarówno wśród uczestników synodu jak i wiernych, powstały mocne głosy sprzeciwu. Od początku było oczywiste, że synod potwierdzi niemożność dopuszczenia osób żyjących w związkach niesakramentalnych do stałego regularnego przyjmowania Komunii św. Możliwa jest natomiast zmiana podejścia duszpasterskiego, zmiana procedur kościelnych orzekających o ważności małżeństwa. Osoby żyjące w związkach niesakramentalnych mają prawo do orzeczenia sądu w racjonalnych granicach czasu. Czekanie dziesięć i więcej lat – jak to było w przeszłości – jest niesprawiedliwością wobec tych ludzi. 
 
Niekiedy zarzuca się Kościołowi, że wobec tych osób postępuje zbyt surowo, że wyrzuca ich za drzwi…
 
 
Kościół nie jest surowy wobec nich, nie ekskomunikuje ich. Surowo zachowują się może niekiedy pewni księża, którzy bywają w niewielkim stopniu przygotowani lub też brakuje im cierpliwości i postawy ofiarności. Osoby żyjące w związkach niesakramentalnych noszą nieraz w sobie całe morze poczucia krzywdy, bezradności, bólu, odrzucenia, napiętnowania. Wiele z nich unika księży i Kościoła. A ci, którzy przychodzą na Msze św., na rozmowę do konfesjonału, oczekują podniesienia na duchu, nadziei, dobrego słowa. Mają do tego prawo. Chrystus nie pozwala nam ich osądzać, popędzać. Potępiamy grzech, ale nie człowieka. Bóg wszystkim daje czas do nawrócenia, im także. Duszpasterze oraz rodziny winny więc okazać im szacunek, zrozumienie, pomoc, współczucie, życzliwość. 
 
Rozmawiała Małgorzata Szewczyk 
 
strona: 1 2