DRUKUJ
 
Henryk Bejda
Wyciągnęła do nich swą rękę
Źródło
 


Były pastor Aleksander Grant umarł kilka lat później jako gorliwy katolik, w domu rodzinnym "swojej niebiańskiej wybawicielki" we francuskim Alençon. "W ostatnich chwilach wspierała go widzialna obecność tej, która od czasu nawrócenia, nie przestała być dla niego słodką gwiazdą prawdy" – opisywano.

Ścieżki prawdziwej wiary

"Mała Tereska" nawraca również obecnie i to nie tylko poprzez swoje genialne "Dzieje duszy". Ludzie powracają na ścieżkę prawdziwej wiary także poprzez jej... fotografie. Tak było z Georgesem G. – mieszkańcem francuskiej Bretanii. Georges G. nie podzielał jednak katolickich przekonań większości mieszkańców tego regionu. Był łobuzem, alkoholikiem z trzynastoletnim stażem, ateistą aktywnie walczącym z Kościołem.

Pod koniec grudnia 1991 r. 45-letni Georges G., pijany jak zwykle, wtoczył się do baru "Le Tycoz" w Morlaix, który był ulubionym miejscem spotkań różnej maści lewaków. Sam nie wiedział, jak to się stało, że chwilę wcześniej był w kościele, skąd wziął karmelitańskie pismo "Therese de Lisieux". Był wczesny wieczór. W barze siedziało dwunastu klientów. W kominku buzował ogień. Właściciel odmówił obsłużenia pijanego mężczyzny i ostentacyjnie wyszedł na pięterko lokalu, aby sprzątnąć ze znajdujących się tam stolików. Rozeźlony odmową Georges G. wrzucił trzymane w ręku czasopismo do ognia i wdał się w rozmowę z pozostałymi klientami baru. Nie wiadomo kto pierwszy to zauważył. Fakt jest jednak faktem, że po piętnastu minutach wszyscy spojrzeli w stronę kominka. Pismo spłonęło, z wyjątkiem... fotografii św. Teresy z krzyżem, która unosiła się płasko nad płomieniami. Zgromadzeni w barze ludzie oglądali to zjawisko jak sparaliżowani. Po kolejnych 15 minutach obserwacji Georges G. wyjął nietkniętą fotografię z kominka. Kiedy włożył ją doń odwrotnie – natychmiast spłonęła. Ze strachu prawie całkowicie wytrzeźwiał.

Mimo to... 

Później poprosił o wytłumaczenie zaobserwowanego zjawiska profesorów fizyki i chemii. Nikt nie wiedział jednak, dlaczego tak się stało. Ich zdaniem, fotografia powinna była spłonąć wraz z całym pismem. To był pierwszy cud. Mimo to Georges G. nie nawrócił się ze złej drogi – dalej pił i grzeszył.

Siedem miesięcy później Georges jechał na rowerze wiejską drogą. Znowu był pijany. Nagle zauważył przed sobą nowiutkiego peugeota 205 gti. Auto uderzyło weń z całej siły i roztrzaskało się o pobliski mur. Pasażerowie auta nie odnieśli obrażeń, a Georges doznał jedynie złamania nogi. To był drugi cud, ale on także nie skłonił ateisty do zmiany zapatrywań.

Złamana noga nie chciała się jednak goić. Wyniszczonemu alkoholem mężczyźnie groziła amputacja. Jako jedyne lekarstwo chirurg zalecił mu... modlitwę. Jemu! Ateiście, który nie wierzył ani w Boga, ani w diabła! Z dnia na dzień było jednak coraz gorzej i przestraszony takim obrotem sprawy mężczyzna przyrzekł, że jeśli wyzdrowieje, przestanie pić i uda się w pielgrzymce do Lisieux. Po kilku miesiącach noga została wyleczona, a jedynym śladem po wypadku pozostało lekkie utykanie. To był trzeci cud. 

W rocznicę kanonizacji

Realizując przyrzeczenie Georges G. złożył padanie o przyjęcie na kurację odwykową w Lorient. 15 maja 1993 r. poinformowano go, że za trzy dni może rozpocząć kurację. Nie mógł pojawić się na tych zajęciach pijany, tak więc 17 maja odstawił alkohol. 17 maja! W rocznicę kanonizacji św. Teresy. To był czwarty cud.

Od tej pory był w Lisieux już sześć razy. Nawrócił się 6 czerwca 1995 r. podczas pogrzebu koleżanki. "Byłem wiarołomcą, wyrzutkiem, zadżumionym, dopóki mała Tereska nie wyciągnęła do mnie ręki" – pisał w swoim świadectwie.

Dziś już nie pije, stara się przestrzegać Bożych przykazań, odkrył, że Bóg jest miłością. Dzięki św. Teresie z Lisieux – "Małej Teresce", która wyciągnęła go... z płomieni piekła.

Henryk Bejda

Oprac. na podstawie: "Cuda i łaski św. Teresy od Dzieciątka Jezus", Nakładem Karmelu Poznańskiego, Poznań 1928 (Aleksander Grant) oraz Guy Gaucher "Je voudrais parcourir la terre...", Editions du Cerf (Geogres G.).

 
 
strona: 1 2