DRUKUJ
 
Rafał Sulikowski
Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?
materiał własny
 


I tutaj tkwi fundamentalny problem ludzkości. Gdy przestajemy wierzyć w Boga i traktujemy wiarę jak bajeczki na dobranoc, wali się wszystko po kolei. Ks. Jan Twardowski napisał dobitniej: "Bez Ciebie wszystko wali się na zbity pysk". Zaiste. Trudniej o bardziej jasną prawdę.

Zaćmienie Boga

Pytanie jednak, dlaczego dziś trudno albo trudniej niż dawniej uwierzyć w Boga? Oto jedną z odpowiedzi przynosi refleksja Jana Pawła II z jego encykliki "Fides et ratio". Rozum, który służy nauce i wynalazkom technicznym nie musi wcale niszczyć wiary. Codziennie napływające nowe odkrycia naukowe nie dlatego niszczą wiarę, że wskazują na fakt "zaćmienia Boga", lecz dlatego, że są niewłaściwie odbierane. Mało wiedzy zabiera wiarę – dużo wiedzy ją wzmacnia. Innymi słowy, brak edukacji i wiedzy ludzkiej może nawet obracać się przeciw wierze.

Fundamentalnym problemem ludzkości wydaje się dziś być wiedza o ewolucji naturalnej. Obrońcy wiary, którzy odrzucają odkrycia, wskazujące na istnienie ewolucji organizmów żywych, strzelają sami sobie gola, kiedy bronią dosłownej interpretacji Księgi Rodzaju. Wedle nich Bóg stwarzał wszechświat przez pięć dni, a szóstego stworzył kobietę i mężczyznę na swój obraz i podobieństwo. Dziś wiemy, że tak nie było, że wszechświat liczy miliardy lat, a ewolucja, która doprowadziła do człowieka trwała miliony lat. Tyle głosi nauka.

I co z tego? Czy wynika z tego, że świat powstał samoistnie? Nie. Wynika z tego, że lepiej było widocznie, żeby człowiek powstawał z prochu ziemi stopniowo, niż żeby Pan Bóg wyciągnął go z kapelusza i od razu umieścił w raju. Bóg mógł stworzyć świat od razu gotowy. Jeśli wybrał drogę ewolucji, to znaczy, że widocznie tak było lepiej dla samego człowieka.

Szansa na nowy dialog

Wracając do meritum mojej wypowiedzi. Rozdarcie między umysłem i sercem, duchem i ciałem, wiarą i nauką to także pozytywna szansa na nowy dialog. Trzeba się uczyć, bo zostaliśmy obdarzeni rozumem, ale trzeba także zrozumieć, że teorie naukowe nie mówią nic o sensie i celu życia, ba, nie sięgają nawet początków (kto wie, co było przed stworzeniem) ani nie powiedzą nic o końcu naszego świata. Nauka mnoży hipotezy, powstają sprzeczne teorie i nie ma takiej teorii w nauce, która nie miałaby swojej antytezy. Należy zatem krytycznie oceniać nowe teorie, zwłaszcza dedukcyjne, nie poparte obserwacją ani doświadczeniem, ponieważ nauka sama też podlega rozwojowi.

Rola wiary dotyczy innego porządku. Nauka nic mi nie powie o mojej winie, grzechu, odkupieniu, uwolnieniu z chorób ducha czy miłości braterskiej. Nauka ma granice, bo jest wynalazkiem i to stosunkowo młodym ludzkości, a ściślej cywilizacji euro-atlantyckiej. Wiara zaś zostaje objawiona stopniowo od czasów Abrahama oraz Mojżesza i najpełniej domyka się w życiu i działalności Chrystusa, który głosił całą Prawdę o człowieku.

Właściwie, być wierzącym to słuchać Jezusa i pytać się, jak oceniłby On oglądany przeze mnie serial, czy w ogóle wybrałby oglądanie telewizji, gdy tymczasem potrzeba na przykład odrobić lekcje z dzieckiem czy odwiedzić chorą matkę. O tych dylematach nauka nic nie powie. Tutaj mamy do czynienia z tajemnicą życia. Ewangelia to dobra nowina o tym, jak żyć, czym się kierować codziennie. Ewangelia to nie traktat naukowy ani literatura, a artykuł naukowy to nie Pismo święte. Musimy zatem od nowa przemyśleć hierarchię wartości, która upadła i już nie wiadomo, co jest najważniejsze? Odpowiedź jest w scenie z Marią i Martą. Krzątamy się w naszym życiu, robimy setki drobnych rzeczy, gdy potrzeba tylko jednego. Tak. Trzeba tylko, aby Bóg był w każdej sekundzie życia na pierwszym miejscu, ponieważ wtedy wszystko, łącznie z nauką, jest na właściwym miejscu.
 
strona: 1 2 3