DRUKUJ
 
Tomasz Rak
Dobra wola
Obecni
 


Czymże innym mogę odpowiedzieć na dobrą wolę drugiego, który kieruje ją do mnie, jeśli nie dobrą wolą? Wołanie drugiego to wołanie jego dobrej woli we mnie. Zatem ratując drugiego, mogę ratować siebie. Poznanie bowiem drugiego wymaga „otwarcia się”; on musi otworzyć się przede mną, a ja przed nim. Nie mogę jednak w żaden sposób wyrokować moralnie, nie mogę oceniać, gdy czuję „moralne swędzenie”, aby powiedzieć „dobre czy złe”. Chodzi zawsze o to, by w drugim ujrzeć jego człowieczeństwo. Bo dziś widzi się często człowieka jako dobrze funkcjonującą maszynę.

Czy istnieje wyjście z sytuacji, w której ja spotykam drugiego, podczas gdy on nie spotyka mnie? Czy na siłę starać się go zwrócić ku sobie?

Doświadczyć drugiego

Niepodobna nie zadawać sobie pytania: jakie są motywy ludzkiego działania i jak ma się do tego ich dobra wola? Można z całą pewnością stwierdzić, że nie ma ludzi całkowicie złej woli, nie ma ludzi, którzy chcieliby absolutnie zła, ponieważ nawet czyniąc zło widzą i szukają w nim jakiegoś dobra dla siebie. Nie można mówić przecież o demonicznych ludziach, gdyż to w jakimś stopniu wykluczałoby ich dobrą wolę i wolną wolę każdego człowieka w ogóle. A ten nigdy nie jest jej pozbawiony i być pozbawiony nie może przez żadne okoliczności. Zgodzić należałoby się za ks. Tischnerem, że człowiek może bytować w demonicznym świecie, może doświadczać demonicznego zła, ale sam nigdy takowym demonem się nie stanie.

Powstają naglące pytania: W jaki sposób pomóc człowiekowi, który czyni zło? Jak w takim ratowaniu go z tej niezwykle tragicznej sytuacji uratować samego siebie? Bo – jak stwierdziliśmy już – owo „trzeba” jest ratunkiem dla mnie samego; ratuję siebie, przez pomoc drugiemu, od wyrzutów sumienia. Przecież ja także wołam i mimo tego, że poniosłem klęskę „lecząc” drugiego, przegrałem, ale mam czyste sumienie.

Co mi daje bycie dobrym?

Zadaniem etyki dobrej woli jest wyniesienie się ponad spektrum patrzenia w kategoriach przyczyny i skutku. Bowiem takie rozumienie zawsze będzie w pewnym sensie prowadzić do potępienia człowieka. Etyka niezakorzeniona w dobrej woli jest tylko czczym odgrywaniem etyki, jest sztucznym i błędnym przekreślaniem drugiego w jego dobrej woli. Jakże zatem – co narzuca nam się bez wątpienia – można nie okazać dobrej woli drugiemu, który przecież również wychodzi do mnie z dobrą wolą; wreszcie, co jest imperatywem: nie można pozwolić wyciągnąć się z woli bycia dobrym. Co bowiem daje mi bycie dobrym? Zauważamy, że dzięki temu stajemy z czystym sumieniem wobec drugiego, a przez to otrzymujemy skutek niezbywalny, jakim jest wolność. Bo to właśnie wolność jest sposobem istnienia dobra. Jednakże w byciu dobrym winniśmy kierować się cnotą roztropności, bo ona jest w stanie powiedzieć nam, dokąd dojść, jakie działanie podjąć, by móc uratować drugiego, by uratować siebie. Nie można zatem zamykać się za chińskim murem, zamykać się w sobie – jak twierdził Ferdynand Ebner. W spotkaniu z drugim otwiera się horyzont etyczny, niestety, kiedy przestaję dostrzegać dobrą wolę drugiego – na zasadzie zwrotnej – on może zacząć dostrzegać złą wolę we mnie.

Zatem jestem odpowiedzialny za drugiego pod tym względem. Powraca znowu problem spotykania ludzi – monad, którzy nie spotykają mnie, a może tylko swoje o mnie wyobrażenie i niestety wyrażają swoje mną rozczarowanie, a nawet wykazują niechęć. Otóż odpowiedź zdaje się być prosta: Należy starać się rozumieć dobrą wolę drugiego, nawet, jeśli jawi nam się ona jako zła wola. Tak też czyniła Edyta Stein, już jako s. Benedykta. Starała się rozumieć, dlaczego działania ludzi są takie a nie inne, w czym przejawia się ich dobra wola. Tutaj mocnym fundamentem takiego rozumienia drugiego jest tylko głębokie współmyślenie z Bogiem, głęboka z Nim więź, która owocuje dojrzałością.

 
strona: 1 2 3 4