Na jego nieszczęście, po kilku latach tej pracy, zmienił się właściciel statku. Wkrótce doszedł on do wniosku, że już czas, by „pozbyć się” starego statku przez rozbicie i zatopienie, ubezpieczywszy go uprzednio bardzo korzystnie. Było to zakazane przez prawo, ale wielu tak robiło. Wiedział, że kapitan Whalley nigdy na coś takiego się nie zgodzi. Chodziło jedynie o to, by go jakoś zmylić, i udało mu się. Po prostu zawiesił swoją kurtkę tuż przy kompasie, w której ukrył sztabki żelaza. Statek wziął błędny kurs i całym pędem uderzył w zbocze skały. Kapitan Whalley przynaglił załogę, by się ratowała, on sam jednak nie zdążył i poszedł na dno wraz z tonącym statkiem. Tylko on sam zginął. Złożył wszystko, kim był i co miał, na ołtarzu ojcowskiej miłości (zob. J. Conrad, „U kresu sił”, w: Młodość i inne opowiadania, Warszawa 1956, s. 195–382; tenże, Smuga cienia, Kraków 2004, s. 33–39).
Jeśli nasza ludzka miłość potrafi być tak wielka, tak bezinteresowna, to co powiedzieć o miłości istot anielskich, wielekroć doskonalszych od człowieka? Przecież oni nieustannie przebywają w szczególnej bliskości Boga i łączy ich z Nim nadzwyczajna miłość. Można i należy odnieść do nich słowa z Pierwszego Listu św. Jana: „Bóg jest miłością; kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg w nim” (4, 16). Toteż św. Augustyn poucza: „Wyznać nam przeto należy z należnym uwielbieniem Stwórcy, że nie tylko o ludziach świętych, ale też i o Aniołach świętych można powiedzieć, iż miłość Boża rozlana jest w nich przez Ducha Świętego, który im dany jest (Rz 5, 5), i że owo dobro, o którym napisane jest: Mnie zaś trwać przy Bogu dobrem jest (Ps 72, 28), nie tylko jest dobrem ludzi, lecz wcześniej jeszcze, i w sposób szczególniejszy, jest dobrem Aniołów” (zob. Miasto Boże, XII, 9). Chociaż Aniołowie są zanurzeni w obecności Bożej i trwają w nieustannej duchowej łączności z Nim, to im nie przeszkadza czuwać nad ludźmi i towarzyszyć im w kłopotach i potrzebach. Nie mamy wprost pojęcia, z jaką miłością pełnią oni te zadania względem nas. Nie tylko nas pouczają, ostrzegają, ochraniają, ale przede wszystkim zabiegają o nasz duchowy wzrost i o nasze uświęcenie. Za tą anielską posługą względem człowieka, kryje się nieskończona miłość Boga, który wysyła nam do pomocy swoich Aniołów. A zatem nie tylko Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty nas miłuje, poucza, ostrzega i napomina po to, abyśmy mogli osiągnąć zbawienie wieczne, ale także pomaga nam niezliczona rzesza Aniołów. Czy zdajemy sobie sprawę, co to oznacza? Znajdujemy się nie tylko w rękach Dobrego Boga, ale także i w rękach Jego Aniołów, którzy z miłością nam służą i pomagają. Czy na myśl o tym, że Bóg i Jego Aniołowie miłują nas bardzo i troszczą się o nas, radujemy się i dziękujemy im?
Dla uczczenia dwudziestej rocznicy panowania cesarza Dioklecjana, urządzono w Rzymie wielkie widowisko. W programie znalazło się przedstawienie, w którym ośmieszano święte obrzędy Kościoła. Głównym aktorem był poganin, Genazy. Grał rolę nawróconego chrześcijanina. Na olbrzymiej scenie przyjął „chrzest”, po czym ubrany w białą szatę został porwany przez żołnierzy i stawiony przed oblicze imperatora. Tutaj bezustannie powtarzał, że jest chrześcijaninem i że gotów jest ponieść śmierć męczeńską za świętą wiarę. Z początku oklaskujący go widzowie byli przekonani, że jest to komedia. Jednakże po jakimś czasie zorientowali się, że przestało to już być grą; że to, co słyszą, jest prawdziwym wyznaniem wiary; że Genazy przestał być aktorem, a stał się świadkiem Jezusa i Jego apostołem. Opowiedział o tym, jak w momencie, kiedy wśród szyderstw z sakramentu chrztu polewano go wodą, uwierzył naprawdę w Chrystusa i ujrzał otwarte niebo. Zobaczył też unoszące się nad jego głową zastępy Aniołów, przy których pyszny dwór Dioklecjana wydawał się mu się żałosnym byle czym. Wzywał cezara i Rzymian do nawrócenia się i do uznania Króla Aniołów, Jezusa Chrystusa, jedynym prawdziwym Bogiem. Rozwścieczony Dioklecjan skazał go na śmierć przez rozszarpanie. Genazy chętnie poszedł na męki, ciesząc się, że za chwilę znajdzie się w niebie, wśród Aniołów, którzy objawiając mu się w niezwykłej wizji, pomogli mu uzyskać prawdziwą wiarę.
Boże pełen dobroci, uwielbiamy Cię za niezliczone rzesze Aniołów świętych, których przysyłasz nam jako opiekunów i stróżów. Daj serca otwarte i wrażliwe, byśmy umiejętnie korzystali z ich opieki i pouczeń, i kiedyś razem z nimi radowali się wiecznym szczęściem w niebie. Amen.
Ks. Henryk Skoczylas CSMA