logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Przemysław Radzyński
Antena do nieba
eSPe
 


O swoim powołaniu, „papieskiej chorobie” i konieczności zarażania nią innych opowiada o. Jan Góra OP, twórca spotkań młodych nad Lednicą.
 
 
Zdziwiłem się, gdy się dowiedziałem, że jeden z najpopularniejszych duszpasterzy młodzieży w Polsce na początku w ogóle nie chciał nim być. Kiedy Ojciec nawrócił się na młodzież?
 
Tu się nie ma co dziwić, ponieważ to jest sprawa Boża. A Pan Bóg wzywa nas do czegoś zupełnie innego niż sami chcielibyśmy robić, daje nam siły i wyobraźnię. Dość szybko się do tego jednak przekonałem – po przeniesieniu do Poznania, gdzie miałem być duszpasterzem młodzieży. Posłuchałem przełożonych a wtedy zaświeciło słońce. Młodzież otoczyła mnie szczelnie miłością, jak pszczoły kitem. I padłem. Padłem pod wpływem tej miłości. Nie było wyjścia.
 
To znaczy, że początkowo w woli przełożonych nie odczytał Ojciec woli Pana Boga?
 
Nie, ja miałem po prostu inne ambicje i inne zamiary. Wola przełożonych przyszła wbrew temu wszystkiemu. Co po latach okazało się błogosławieństwem. Ale to właśnie dopiero po latach było widać, że jestem na swoim miejscu i to, co robię jest tym, co Pan Bóg chce.
 
Jak później odczytywał Ojciec wolę Pana Boga?
 
Miałem to podane na talerzu. Zostałem zaakceptowany przez młodzież, przez Poznań. Zakres naszego działania się poszerzał. VI Światowy Dzień Młodzieży w Częstochowie w 1991 r. to była godzina zero. Potem papież nas bierzmował i powstały ośrodki duszpasterskie w Jamnej, Lednicy i Hermanicach.
 
Pamięta Ojciec początki swojego powołania zakonnego? Jak Ojciec je rozpoznawał?
 
Naturalnie. To była osobista więź z Chrystusem. Pan Jezus mówił do mnie ciszej niż piskliwe godowe kwiki koleżanek. Myślę, że to też wynik chęci bronienia naszej wiary katolickiej. To dziś jest niewyobrażalne – śmiali się z wiary, ateizowali nas i mówili, że wierzą tylko starzy i niewykształceni. To była suma wielu drobnych przyczyn, które sprawiły, że poszedłem tą drogą. Drogą, której nigdy nie żałowałem. Nigdy!
 
Jak Ojciec to rozeznawał? Był ktoś, kto Ojcu pomagał?
 
Sam rozeznawałem. Przed rodziną ukryłem, że idę do zakonu. Udawałem, że zdaję na prawo. Poszedłem na lewo. Mój wychowawca, za to, że wychował „pasożyta społecznego”, został zwolniony z wychowawstwa. Takie były czasy. Przez to trzeba się było przebić. Z pomocą łaski Bożej, bo nie przypisuję sobie sam zbyt wiele, jakoś tam się udało.
 
Ojciec z pewnością spotyka się z młodymi, którzy stają przed życiowymi wyborami. Czy Ojciec jakoś im doradza?
 
Nigdy! Nigdy nikomu nie doradzam. Nigdy! Uważam, że ludzie powinni podejmować decyzje sami i ponosić za nie odpowiedzialność. Nie jestem biurem doradczym i nikomu nic nie doradzam. Nawet, jak chcą iść do zakonu, to udaję głupiego, że nie wiem o co chodzi. Chcę wydobyć z nich ich własną decyzję, a nie im smarować. Nic z tego.
 
A sugeruje przynajmniej Ojciec, gdzie i jak można takie decyzje rozeznawać?
 
Ja nic nie sugeruję. Udaję głupiego. Nic nie rozumiem. Niech się sami męczą. To musi być ich decyzja, nie moja.
 
Czyli radzi im Ojciec, żeby postępowali jak Ojciec w młodości i sami rozeznawali.
 
Ja nic nie radzę. Pilnuję się bardzo, żeby nikomu nic nie poradzić. Potem by mieli do mnie pretensje. Taka ładna siostra zakonna tu siedzi [Ojciec wskazuje na siostrę zakrystiankę kościoła Mariackiego w Krakowie, gdzie rozmawiamy – przyp. PR]. Jakbyśmy jej poradzili, to mogłaby być na nas wściekła, że znalazła ładnego męża. A tak poszła za jeszcze ładniejszym Panem Jezusem.
 
Mówi Ojciec, że w dniu inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II zachorował Ojciec na „papieską chorobę”. Jak ona się objawia?
 
To jest obsesja, żeby być blisko papieża, żeby go dotknąć, żeby czerpać. Papież promieniował dojrzałą i piękną osobowością, papież promieniował świętością. Proszę pana, to jest oczywiste, że są ludzie, od których się ucieka i są ludzie – jak mój przyjaciel Wojtek [Ojciec odwraca się i wskazuje na pana Wojciecha – przyp. PR] – za którymi się tęskni.
 
Są ludzie, do których nas ciągnie i są ludzie, od których nas odpycha. Papież przyciągał. Był cudowny. Ja chciałem tylko siedzieć i na niego patrzeć. Dzisiaj są ludzie, którzy ze mną nie chcą nic robić, tylko siedzieć. Studenci i młodzież pytają, czy mogą w mojej obecności pracować, albo posiedzieć chwilę – proszę bardzo. Bo tak na siebie działamy.
 
 
1 2  następna
Zobacz także
Przemysław Radzyński
Jeśli ktoś boi się, że zniknie jego aspekt osobisty, to jest to bardzo powierzchowne. Ze sztuką jest jak z miłością – im jest bardziej osobista, tym bardziej jest uniwersalna. Kiedy czynię gest prawdziwej miłości, należy on i do mnie, i do tego, do którego jest skierowany. Maryja jest Matką swojego Syna, ale też Syna Bożego. Przez to należy do wszystkich. Od kiedy moja sztuka stała się służbą, wielu rozpoznaje siebie w tym, o czym mówię.

O tworzeniu i odbieraniu sztuki sakralnej, modlitwie artysty i wchodzeniu w relację z Bogiem przez odbiorcę opowiada o. Marko Ivan Rupnik SJ, kapłan i artysta tworzący niepowtarzalne mozaiki na całym świecie, z rozmowie z Przemysławem Radzyńskim.
 
 
Zbigniew Stachurski
Desakralizacja to proces zanikania misterium Boga wewnątrz Kościoła. Dlaczego zanika to misterium? Ponieważ zaczęliśmy "oddawać cześć bożkom narodów sąsiednich". Tak jak naród Izraelski po wyjściu z niewoli, gdy oddawał hołd bogom narodów sąsiednich, doświadczał śmierci, tak samo i my w naszym misyjnym impulsie, jakby chcąc nieść chrześcijańskie orędzie do ludzi już zsekularyzowanych, zaczęliśmy wykorzystywać ich metody i atrybuty wierząc, że w ten sposób zbliżymy się do nich, że nas zrozumieją, że będą nas słuchali.
 
Agnieszka Wawryniuk

Było już za późno na cokolwiek. Powoli nadchodziło południe, sieci zostały wypłukane z mułu i wodorostów, a serca z nadziei na dobry połów. Przepełniało ich zmęczenie i zniechęcenie. Z łowieniem musieli poczekać do wieczora. I choć do takich sytuacji powinni być przyzwyczajeni, ciągle odczuwali zawód i ból. Dodatkowo, tym razem zamiast na setki ryb, musieli patrzeć na tłumy ludzi. Nauczyciela z Nazaretu wydawało się nie obchodzić, co czują. Jego niespodziewana prośba wybiła ich z przepaści czarnych myśli. Zdecydowali się spełnić to, o co prosił, choć wypłynięcie na głębię wydawało się niedorzecznością. 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS