logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Zbigniew Kapłański
Autoindoktrynacja
Droga
 


Decyzja o grzechu jest wolnym wyborem każdego człowieka, ale wciąż snuje się za nami namolnie męczące pytanie - czemu tak poinformowany człowiek decyduje się na grzech. Nie ma chyba uogólnionej, teoretycznej odpowiedzi na to pytanie. "Czemu grzeszę?" - tak trzeba postawić problem, aby zmusić samego siebie do odpowiedzi.
Czasem grzeszę, bo mi się nie chce (spełnić powinności, zauważyć potrzeby drugiego człowieka - mam za mało wewnętrznej mobilizacji).
 
Czasem grzeszę, bo mi się chce (mam ochotę na coś, co jest niedozwolone, nawet szkodliwe, mam chęć na jakąś przyjemność, co samo w sobie nie musi być złe, ale jest w nieodpowiednim czasie lub miejscu, a czasem ponad miarę - bo jest mi brak silnej woli, czyli dojrzałego zdecydowania i konsekwencji).
 
Czasem grzeszę, bo tak wygodniej (za mało kocham, wybierając to, co milsze mnie niż Panu Bogu), a czasem z bezmyślności (tego chyba nie da się inaczej nazwać i nie da się usprawiedliwić), a niekiedy - grzeszę... z przyzwyczajenia.
 
Ogólnie, to ja nie chcę grzeszyć, tylko szczegółowo tak trudno to wprowadzić w życie.
 
A dlaczego? Bo za bardzo żyję wrażeniami chwili, emocjami, za często mylę wolność wyboru kierunku drogi z samowolą chwilowych zachcianek.
 
Wierność decyzjom
 
Myślę, że wystarczająco przejrzyście zilustrowałem moje umiłowanie wolności, przejawiające się zarówno w głupszych i mądrzejszych decyzjach. Będzie zatem zrozumiałe, gdy powiem, że:
- w sposób wolny chcę wybrać cel i drogę;
- w wolności chcę być wierny tej decyzji!!!
 
Czyli:
- muszę się nauczyć odróżniać zasadzki szatana;
- chcę umieć panować nad wrażeniami;
- pragnę mieć w sobie jakąś stabilność, o którą można by się oprzeć.
 
Jest problem, który już święty Paweł w jednym ze swoich listów wyraził bardzo bezpośrednio:
 
"Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię" (Rz 7,15).
 
I chwilę dalej:
"Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!. Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś - prawu grzechu" (Rz 7,18-25).
 
W dwudziestowiekowej historii Kościoła, pośród wielu ludzkich grzechów i niedoskonałości, pojawiło się bardzo wielu ludzi, którzy nie poddawali się nigdy. Nawet po upadku powstawali i szli w kierunku przedtem dobrowolnie wybranym. Nie byli nigdy pokonani, choć przeżyli wiele porażek.
 

 
 
strona: 1 2 3