logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ewa Kiedio
Być silnym, żeby być łagodnym
Więź
 


Przykład papieża Franciszka także pokazuje, jak pozytywnie jest przyjmowane to, gdy ktoś nie tylko mówi, ale także działa. Papież błyskawicznie zyskał ogromne zaufanie ludzi, także niewierzących.
 
Oczywiście, dlatego że ludzie chcą prawdy. Ale jak mamy pokazać, że Chrystus żyje, jeśli nie wcielamy w życie Jego nauki? Chrystus jest życiem. Mówi o sobie: jestem drogą, prawdą i życiem. Czyli trzeba tym żyć. Proste.
 
Wizyta papieża Franciszka na Lampedusie była symbolem w skali całego świata. Przypomniała o tym, że część ludzkości żyje w koszmarnej nędzy, a część umiera z przejedzenia, nie wie, co robić z pieniędzmi i wymienia po raz dziesiąty złote klamki w swoich pałacach.
 
Są też opinie, że papież za dużo mówi o biednych, że to się robi nudne.
 
Jan Paweł II też mówił o biednych. Mam wyciąg jego wypowiedzi na ten temat, tylko wtedy byliśmy zachwyceni ciastkami i nie słuchaliśmy. Żył w innych realiach, ale mówił konkretnie o ubogich, natomiast Franciszek mówi już prosto w oczy, bo zmieniła się sytuacja geopolityczna. To rzeczywiście jest nudne jak cholera... Współczuję... Ile razy można słuchać, że jesteśmy od tego, żeby służyć? To się nudzi chrześcijanom już od dwóch tysięcy lat.
 
W adhortacji o powołaniu świeckich Jan Paweł II cytował słowa Orędzia Synodu Biskupów z 1987 r.: „Liczymy na wasze świadectwa, aby uczyć świat, czym jest miłość”. Adresatami tego wezwania byli „chorzy, ułomni, ubodzy, głodni, emigranci, uchodźcy i więźniowie, bezrobotni, starcy, dzieci opuszczone i osoby samotne, ofiary wojny i wszelkiego rodzaju przemocy”. Często powołuje się Siostra na te słowa. Czego te osoby mogą nas nauczyć? Jakie to może być świadectwo?
 
Gdyby panią postawić w obozie uchodźców na Lampedusie, to pytanie, jak pani by się zachowała. Ci ludzie mimo wszystko walczą i usiłują zachować swoją godność. Wysiłek człowieka uzależnionego od alkoholu, który walczy zaciekle od lat, żeby żyć godnie, jest bez porównania większy niż mój. Matka, która marznie całą zimę po to, żeby córka, która przyjeżdża z internatu, miała ciepło w domu, a w sumie obydwie żyją za niecałe 500 zł, to chyba jest przykład miłości? To są ludzie, którzy po to, żeby żyć godnie, żeby wychować i wykształcić dziecko, żeby móc przeżyć, muszą walczyć tak bardzo, jak nam się nawet nie śni. I pytam: kto tu jest bohaterem? Dla mnie to są bohaterowie. Matka, która samotnie wychowuje niepełnosprawne dziecko i na głowie staje, walcząc ze wszystkim: z urzędnikami, obojętnością, brakiem pieniędzy, chorobą dziecka - czy to nie jest większe bohaterstwo niż zdobycie któregoś z himalajskich szczytów? Powiedziałabym: bohaterstwo, które ma większy sens. Kiedy ma się wszystko i nie trzeba się wysilać, to łatwo jest mówić o miłości i robić „buźki, buźki”. Inna sprawa, kiedy trzeba padać na pysk. Nie zapomnę pewnej kobiety z Poznania. Miałam tam rekolekcje u zmartwychwstańców w bardzo biednej dzielnicy. Ta kobieta była na porannej Mszy św., a potem podeszła do mnie i mówi: siostro, przepraszam, ja już nie zostanę na konferencji, bo opiekuję się chorą i mogę wyjść z domu dosłownie na dwadzieścia minut, żeby przyjąć komunię. To nie ona potrzebowała rekolekcji, to ja mogłabym od niej rekolekcje pobierać. Tylko że nie zwracamy na takie osoby uwagi. Musimy mieć 50 tys. osób na stadionie i obietnicę wskrzeszenia umarłego. Dopiero to nas poruszy.

Rekolekcje z o. Johnem Bashoborą, do których Siostra nawiązuje, dla wielu były dowodem na siłę Boga. I na moc samego Kościoła.
 
Wydarzenie na stadionie to nie jest moja bajka. Jestem daleka od tego typu duchowości, choć to może być początek nawrócenia. Na tym jednak nie wolno poprzestać, bo miłość to nie emocje. Miłość to wierność. Na tym rzecz polega, że próbujemy miłość - także do męża, do żony - skończyć na etapie emocji, a to jest dopiero początek.
 
Skoro te 50 tys. osób na stadionie nie jest według Siostry miarą sukcesu Kościoła, to co nią jest?
 
Annalena Tonelli, Włoszka, która porzuciła karierę prawniczą, by żyć z najbiedniejszymi, i która zakładała w Afryce szkoły oraz szpitale, powiedziała: „Jezus Chrystus nie mówił o rezultatach. On mówił o miłości wzajemnej, umywaniu nóg i przebaczeniu”. Jeżeli biskup żąda od proboszcza statystyki, ile osób zostało bierzmowanych, i ocenia proboszcza na tej podstawie, to jest to głęboka pomyłka. Miarą sukcesu Kościoła absolutnie nie jest liczebność. Sukcesem Kościoła jest uratowanie życia. Sukcesem jest to, że jeden z naszych mieszkańców - skazany na niebyt, wychowany w domu dziecka, kompletnie porąbany - po iluś latach pracuje, ma mieszkanie i być może nawet uda mu się tam utrzymać. To nie jest mój sukces, to jest sukces całego Kościoła.

Tych, którzy trafiają do Wspólnoty „Chleb Życia”, szukając pomocy, nazywa Siostra prorokami. „To Chrystus ich do nas przysyła i sprawdza, czy widzimy Go w drugim człowieku” – pamiętam takie słowa. Skoro słabość tych osób przynosi ze sobą jakieś dobro, to znaczy, że Bóg jej chce? Czy raczej wykorzystuje coś złego w dobrym celu?
 
Oczywiście, to drugie. Śmierć Chrystusa na krzyżu była najlepszym przykładem tego sposobu działania. Mówiłam już o tym, że Bóg nie chciał naszego cierpienia. Ale skoro pojawiło się ono na świecie, to może nas uczyć m.in. akceptacji drugiego człowieka, zrozumienia jego sytuacji. W ten sposób objawia się też nasza własna słabość, kiedy uważamy siebie za świetnych, dojrzałych i wspaniałych, a okazuje się, że przychodzi homoseksualista i nagle włos nam się jeży na głowie. Mówimy: „Nie, taki to nie, absolutnie. Odpada z listy”. Nie chodzi o to, że ja popieram homoseksualizm, tylko rozumiem, że taki człowiek jest również człowiekiem i jego nieuporządkowanie jest dokładnie takie samo jak nieuporządkowanie tego, kto kradnie, pije czy zmienia żony jak rękawiczki. Nie jest nigdzie powiedziane, że ten grzech jest gorszy niż inne.

Jeśli ktoś nie widzi w sobie grzechu, konsekwentnie musiałby powiedzieć, że nie potrzebuje Zbawiciela. Może najgorsze jest nie widzieć swojej słabości...
 
Jezus opowiadał uczniom o faryzeuszu i celniku. Jeden mówił: „Dziękuję ci Panie, że nie jestem taki jak inni”. A drugi mówił: „Panie, wybacz mi, grzesznikowi”. Dobrze wiemy, który według Jezusa dobrze się modlił. Jeśli nie dźwigamy tak wielkich problemów jak wspomniane, to dziękujmy Bogu i nie uważajmy się za lepszych. Jak mówiła św. Teresa od Dzieciątka Jezus, może Pan Bóg uznał, że jesteśmy słabsi i nie dawał nam takich pokus.
 
Rozmawiała Ewa Kiedio  
 
poprzednia  1 2 3
Zobacz także
Grażyna Starzak
Chrystus w Kazaniu na górze mówi, że „tam skarb twój, gdzie serce twoje”. Współczesna kultura zachodnia jest całkowicie martwa i nie ma ludziom nic do zaoferowania. Europa odwróciła się od chrześcijaństwa i żyje, jakby Boga nie było. Ale tej pustki nie da się niczym zapełnić. 

Z Tomaszem Budzyńskim, wokalistą rockowym, kompozytorem, poetą i malarzem, rozmawia Grażyna Starzak
 
ks. prof. Edward Staniek
Nikomu nie uda się wejść na szlaki błogosławieństw pod presją. Tutaj nic nie robi się dlatego, że "muszę", a wszystko dlatego, że "chcę". Każdy święty wybrał jedną z dróg i zdobył szczyt. To znak, że takimi szlakami wędrują ci, którzy w centrum swego życia ustawili osobiste spotkanie z Chrystusem i Jego wybrali jako swego Mistrza i Przewodnika...
 
Monika Adamczyk
Życie jawi się człowiekowi na wiele sposobów, przy czym wszystkie te sposoby osadzone są ostatecznie w ramach przeżywania go jako sensowne bądź bezsensowne. Podczas gdy jeden człowiek będzie przeżywał je jako zbędne, nijakie, beztreściowe i puste, drugi inny będzie je pochwytywał postrzegał jako piękne, bogate w treści, wielobarwne, nigdy niezmierzone nie zmierzone i zawsze go jakoś zaskakujące. O tym, w jaki sposób owe istnienie będzie widziane przez człowieka, decyduje jego sposób przeżywania wartości, którymi usłane jest jego życie, a które to jakoś je zabarwiają.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS