logo
Niedziela, 28 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bogny, Walerii, Witalisa, Piotra, Ludwika – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Krzysztof Wons SDS
Być synem, aby stać się ojcem
Pastores
 


W Prologu do czwartej Ewangelii znajdujemy jedną z najpiękniejszych ikon Jezusa. Jan napisał, że Jezus jest nieustannie zwrócony „ku łonu Ojca” – tak można by przetłumaczyć słowa Ewangelisty (J 1,18). Obraz łona Ojca (ho kolpos), w którym wiecznie przebywa Jego Syn, najgłębiej wyraża intymną więź, o której sam powiedział: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie” (J 14,11). Wszystko, co czyni i co mówi, związane jest z najbardziej osobistą tajemnicą Jego życia – z Jego synostwem. „Jezus nie zanurzony ustawicznie w Ojcu, bez nieustannej najgłębszej z Nim komunii, byłby zupełnie inną istotą niż Jezus Biblii, rzeczywisty Jezus historii.” [7] Powinniśmy na kolanach rozważać tę tajemnicę, ponieważ zawiera najgłębszą prawdę o naszej historii i naszym kapłaństwie. Konstytuuje to, kim jesteśmy. Celebrując Eucharystię, zwracamy się do Ojca: „Dziękujemy, że nas wybrałeś...” (Druga Modlitwa Eucharystyczna). Za co tak naprawdę dziękujemy? Św. Paweł mówi, że jeszcze przed założeniem świata zostaliśmy wybrani przez Ojca w Jego Synu (Ef 1,4). Św. Grzegorz z Nazjanzu zauważył, że Ojciec, stwarzając nas, był wpatrzony w swojego Syna. Każdy z nas nosi w swojej osobowości niepowtarzalne rysy Oblicza Jezusa Kapłana. Jest to nasze powołanie w powołaniu. Każdy z nas jest sekretem Ojca, który stworzył nas na obraz Syna. Każdy z nas nosi w sobie jakąś cząstkę Jego piękna i doskonałości, która ma się objawić w naszej posłudze. Nie możemy zapominać, że nasza kapłańska osobowość rodzi się nieustannie z zażyłej relacji Ojciec – Syn. Kiedy dbamy o naszą więź z Ojcem i Synem, dbamy tym samym o naszą ludzką i kapłańską osobowość; kiedy ją zaniedbujemy, zaniedbujemy naszą tożsamość.
 
Ksiądz o obliczu ojca
 
Gdy będziemy zanurzeni w relacji z Ojcem, będziemy jak Jezus przybliżali światu ojcowskie oblicze Boga. Jezus miał oblicze Ojca. Kto widział Jego, widział i Ojca (J 14,9).
 
To jest także sedno naszej misji, aby inni, widząc nas, widzieli w Bogu Ojca. Mamy być ojcowscy! Lecz nie staniemy się w kapłaństwie ojcami, jeśli sami nie odkryjemy i nie doświadczymy, że jesteśmy wybranymi i umiłowanymi synami. Brak tego doświadczenia w kapłaństwie to największe kalectwo, jakie mogłoby się nam przydarzyć. To właśnie ten brak staje się często powodem, że niechcąco kaleczymy, a nie leczymy. Największe kalectwo w człowieczeństwie, w powołaniu, wcale nie wynika z braków czy zranień w osobistej historii życia, ale z braku bliskiej osobowej relacji z Jezusem. Jeśli nie zbliżymy się do Ojca, nie będziemy wiedzieli, jak być ojcami w kapłaństwie. Jeśli zaniedbamy bliską relację z Jezusem, nie będziemy mogli przyjść do Ojca (J 14,6), jeśli nie zbliżymy się do Ojca, nie będziemy wiedzieli najistotniejszej rzeczy o naszej misji: jak być ojcami w kapłaństwie. W konsekwencji, nie będziemy umieli innych przybliżać do Ojca.
 
Jezus przyszedł po to, aby objawić Ojca. To była istota Jego misji. Nasza misja nie jest inna. Nie ma ważniejszej. Czym byłaby nasza praca kapłańska, nasze wysiłki duszpasterskie, nasze projekty i dzieła ewangelizacyjne, czym byłoby to wszystko razem, gdyby w naszym życiu oddanym Jezusowi nie mógł objawiać się Ojciec? Jezus wybrał nas i włączył w swoje kapłaństwo, aby spełniało się w świecie Jego największe pragnienie: „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie...” – mówił do Ojca (J 17,3). Objawiać Ojca i prowadzić do Niego: oto samo sedno ewangelizacji.
 
Obserwujemy narastający kryzys ojcostwa, niestety, także wśród księży. Jeśli sobie z nim nie poradzimy, skutki mogą być bardzo bolesne. Szerząca się pustka z powodu braku doświadczenia ojcostwa będzie prowadziła do pustki w doświadczeniu Boga. Możemy urobić się „po pachy”, ale jeśli sobą nie będziemy ukazywali ojcowskiego oblicza Boga, pustka z powodu braku Boga będzie się powiększała. Joseph Ratzinger stwierdza stanowczo, że „tam, gdzie tego ojcostwa już nie ma, gdzie rzeczywiste ojcostwo jako zjawisko nie tylko biologiczne, lecz zarazem ludzkie i duchowe nie jest już doświadczane, tam również mówienie o Bogu Ojcu jest czymś pustym. Gdzie zanika ojcostwo ludzkie, tam o Bogu nie sposób już mówić ani myśleć. To nie Bóg jest martwy, lecz w człowieku obumarło w znacznym stopniu to, co stanowi warunek, aby Bóg żył w świecie. Kryzys ojcostwa, jaki obecnie przeżywamy, należy do samej istoty zagrażającego nam kryzysu człowieczeństwa” [8]. Jeśli Bóg nie mógłby objawiać się przez nas w swoim Ojcostwie, to na co przydałyby się wszelkie duszpasterskie wysiłki? Groteskowe i żałosne stałyby się doskonale działające urzędy kościelne, sprawowane funkcje, zajmowane przez nas stanowiska, gdyby zabrakło na nich duchownych, w których odbija się ojcowska twarz Boga. Tam, gdzie w kościelnych instytucjach i urzędach nie słyszy się już bicia serca Boga Ojca, gdzie Kościół utracił boskie i ludzkie oblicze, straszyć będzie jedynie szkielet kościelnej instytucji, który ludzie będą omijali jak straszydło. A Jezus będzie żalił się i płakał nad takimi miejscami w Kościele, jak żalił się i płakał nad świątynią i Jerozolimą, że już nie przypominają domu Ojca. Tam, gdzie Kościół utracił boskie i ludzkie oblicze, straszyć będzie jedynie szkielet kościelnej instytucji. Będzie powtarzał z rozdartym sercem: „Oto wasz dom zostanie wam pusty” (Mt 23,38). Oby do żadnego miejsca w Kościele nie musiał posyłać proroków ze słowami: „Opuściłem swój dom, pozostawiłem swoje dziedzictwo. To, co umiłowałem, oddałem w ręce mych nieprzyjaciół” (Jr 12,7).
 
Kryzys ojcostwa w kapłaństwie ma swoje źródło w kryzysie synostwa. Jeśli nie czujemy się dziećmi kochanymi przez Ojca, to sami będziemy przeżywali deficyt miłości i zamiast, jak Jezus, rozdawać siebie i tracić mężnie życie dla innych, będziemy je zawłaszczali i zazdrośnie hołubili dla siebie; zamiast dawcami, będziemy żebrakami, zamiast adorującymi Boga, będziemy narcyzami adorującymi samych siebie; ojcostwo będziemy mylili z władzą, chwałę Bożą z własną, a służenie z panowaniem. Wszelkie schorzenia i patologie mają swój początek właśnie w owym podstawowym braku doświadczenia umiłowania przez Ojca. Brak ten nie odnosi się wyłącznie do tego, co w nas ludzkie, ale także do tego, co w nas boskie, co otrzymaliśmy od Ojca jeszcze przed założeniem świata, niezależnie od przebiegu naszej historii życia. Musimy koniecznie uczyć się od Jezusa doświadczania swego życia jak dzieci, jako umiłowani synowie Ojca. Jezus swoim życiem mówi mi, że jestem tym, kim jestem, przez zażyłą relację z Ojcem. Jaki poziom dziecięcej więzi z Bogiem, taki poziom przeżywania kapłaństwa. Jeśli moja relacja z Nim będzie tylko zewnętrzna, zewnętrzne będzie także moje posługiwanie. Jeśli moja relacja z Bogiem Ojcem jest zamrożona, istnieje prawdopodobieństwo, że swoim zachowaniem i słowami będę mroził innych. Być może będę wspaniałym organizatorem, charyzmatycznym menedżerem spraw kościelnych, zdolnym administratorem majątku, wybitnym urzędnikiem, ale nie będę księdzem o sercu ojca. Owszem, można nawet pozostawać wiernym zasadom Ewangelii, wzorowo wypełniającym wszelkie praktyki i posługi, i jednocześnie żyć na zewnątrz kapłaństwa, będąc pozbawionym duchowości, która płynie z mocnej więzi z Jezusem i Ojcem. Bez relacji osobowej z Bogiem można naprawdę oszaleć: robić w Kościele wiele rzeczy poza tym, co najważniejsze – poza byciem księdzem, poza byciem duchownym. A to prawdziwe szaleństwo! Kard. Tomáš Špidlik porównał taką sytuację do casusu bohatera z powieści Dostojewskiego Idiota – księcia, który działał według zasad Ewangelii, lecz nie znał osobiście Jezusa i nigdy się nie zwracał do Ojca niebieskiego. Skończył w szpitalu dla umysłowo chorych. Ludzie nie potrzebują w nas menedżerów, lecz duchowych ojców. Bez żywej więzi z Ojcem i Jego Synem można zwariować w kapłaństwie i skończyć na najcięższym oddziale szpitalnym z wpisem na karcie chorego: „utrata tożsamości”. Ludzie nie potrzebują w nas menedżerów, lecz duchowych ojców. Jeśli nie będziemy dobrymi menedżerami, administratorami, to nam wybaczą, jeśli nie będziemy dla nich duchowymi ojcami, to się nami rozczarują.

 
______________________
Przypisy:

[7] Tamże, s. 39.
[8] Tamże, s. 35.
 
Zobacz także
Jacek Olczyk SJ

Dzięki rekolekcjom ignacjańskim uświadamiam sobie, czego w sobie nie lubię, co odrzucam, a przez to mogę tej zagubionej części siebie powiedzieć: "wróć do mnie". To z kolei pozwala mi przyjmować drugiego człowieka z tym, z czym do mnie przychodzi, stworzyć dla niego przestrzeń.

 
o. Tomasz Abramowicz SP
Idący do Emaus szybkim krokiem opuszczają Jerozolimę. Tak się spieszą, że nie poznają wędrowca, który się do nich przyłączył w podróży. Pośpiech jest złym doradcą. Byle tylko nie myśleć, że mógłbym zostać księdzem. Za dużo o tym rozmyślam, jeszcze sobie wmówię. Krótsza modlitwa, brak czasu na słuchanie, ucieczka przed skupieniem, koncentracja na sobie samym.  
 
Henryk Skoczylas CSMA

Księga Sędziów obejmuje okres od ok. 1220 do ok. 1050 roku przed Chrystusem. Plemiona Izraela łączy wówczas wspólna wiara, ale jeszcze nie więzy organizacyjne. W Księdze tej znajdują się dwa odrębne wprowadzenia. Pierwsze z nich przytacza tradycje o podbojach Ziemi Obiecanej (1, 1-2, 5), a drugie, zwane wprowadzeniem deuteronomicznym, opowiada o sytuacji religijnej za życia Jozuego i po jego śmierci, kładąc szczególny nacisk na bałwochwalstwo Izraela i na karę za jego odstępstwo (2, 1-3, 6).

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS