logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wiesława Stefan
Chcę się zmieniać!
 


Poza niskim poczuciem wartości, w człowieku może się też demonstrować mania wielkości. Potrzeba wielkości stanowi właściwą obronę przed głębokim bólem związanym z utratą siebie (A. Miller). Widzimy w tych postawach pewne podobieństwa, aczkolwiek inaczej się one manifestują. Istnieje niskie poczucie wartości albo mania wielkości, ale ona też jest związana z obroną przed głębokim bólem związanym z utratą siebie, której rezultatem jest mitologizowanie rzeczywistości. Snujemy bajeczną opowieść, w której żyjemy, a która ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Ta mania wielkości jest formą samookłamywania. Tuż za nią stoi depresja. Bywa, że na zewnętrz demonstrujemy radość, której w nas nie ma. Nieświadomie pokazujemy tę nieprawdziwą twarz, by coś zyskać, kogoś przyciągnąć lub obronić się przed agresją. W samotności natomiast dopada nas głęboki smutek, w którym demonstruje się depresja.
 
Na depresję nie ma miejsca tam, gdzie poczucie własnej wartości oparte jest na prawdziwych uczuciach, a nie na posiadaniu pewnych określonych właściwości. Kiedy mamy kontakt z uczuciami i nie zabiegamy o to, aby posiadać pewne właściwości, wtedy nie pojawia się depresja, nie ma na nią miejsca. Ludzie, którzy mają takie adekwatne poczucie wartości, nie muszą demonstrować własnej wielkości czy mocy. Za manią wielkości kryje się utrata siebie i małe poczucie własnej wartości.
 
W jednym i w drugim przypadku mamy do czynienia z mechanizmami obronnymi, które utrudniają, a wręcz uniemożliwiają zmiany. Prawdopodobnie już w dzieciństwie nauczyliśmy się nie okazywać tego, co naprawdę czujemy. W procesie zdrowienia nazywamy to zdejmowaniem masek. Są różne rodzaje masek: może to być właśnie maska tancerza, wiecznie uśmiechniętego, zadowolonego z siebie człowieka. Wewnątrz takiej osoby tak naprawdę łka nieszczęśliwe dziecko. Nauczyliśmy się, być może bardzo wcześnie, że kiedy tak robimy, to jest szansa, że ktoś nas zauważy, ktoś podejdzie, „poda kromkę chleba” – nie tylko w sensie dosłownym, ale przede wszystkim emocjonalnym. Proces zmian może się rozpocząć, kiedy zauważymy, że pokazujemy inne uczucia niż te, które są w nas.
 
Zanim to nastąpi, istnieje potrzeba skonfrontowania się z bólem, który nieodłącznie towarzyszy nam, gdy odkrywamy straty i zaniedbania, których doświadczyliśmy w naszej rodzinie. Musimy sobie jednak odpowiedzieć na jedno podstawowe pytanie: Czy chcemy się dowiedzieć o naszych korzeniach, czy chcemy się dowiedzieć o naszej przeszłości, która czasem była trudna, a nawet bolesna?
 
Dziecko rodzi się z naturalną potrzebą poznawczą. Małe dzieci ciągle zadają pytania. Niekiedy trudno jest na nie odpowiadać: a czemu?, a dlaczego?, a podoba ci się?, ładnie narysowałem? Dziecko rodzi się z naturalną potrzebą poznawczą, jest w nim potrzeba ciekawości i dowiadywania się. Niestety, wiele dzieci bardzo wcześnie traci tę zdolność poznawczą, przestaje pytać. Dzieje się tak z różnych powodów. Dzieci zaczynają bardziej troszczyć się o rodziców niż o siebie, nawet jeśli nie słyszą bezpośrednio: „Daj mi spokój, nie zawracaj mi głowy”, to same mówią: „Mama jest zdenerwowana, zmęczona, lepiej nie będę pytać, bo się zdenerwuje”. I nie pyta.
 
W życiu dorosłym, zadając sobie pytanie o to, czy chcę się zmieniać, muszę odpowiedzieć, że tak: tak, ponieważ chcę wiedzieć pewne rzeczy o sobie, bez względu na konsekwencje. Dlaczego? Bo chcę się rozwijać, zmieniać i wzrastać. Bo chcę zmienić tragiczną historię rodziny, chcę być lepszym rodzicem. Nie chcę powtarzać błędów i zachowań z przeszłości. Chcę, aby moje dzieci nie musiały dźwigać żadnych pseudotajemnic. Kiedy będziemy to robić, możemy usłyszeć: „Nie waż się tego czynić, rozbijesz rodzinę, uśmiercisz ojca, po prostu zapomnij o tym i nie budź licha”. Są to te opory, które istnieją na zewnątrz lub są w nas, które mogą nas zatrzymywać w próbie zmiany naszego życia.
 
Dlaczego muszę się dowiedzieć? Bo muszę wiedzieć, kim jestem. Poznawanie mojego sytemu rodzinnego, to poznawanie siebie. Jeśli nie znam swojej rodziny, swojego pochodzenia, nie znam siebie. Nosimy naszą rodzinę w sobie. Jeśli chcę dobrze zrozumieć moje życie, to, co się dzieje w moim życiu, muszę wiedzieć, kim jestem. Drogą do poznania tego jest poznanie mojego drzewa genealogicznego. W ludziach istnieje naturalna potrzeba mówienia o rodzinie, rozmawiania o niej. Ostatnio obserwuje się, że ludzie nie rozmawiają o swojej rodzinie, natomiast często opowiadają o cudzych rodzinach, szczególnie tych z seriali. Stąd taka popularność seriali? Ludzie, oglądając telewizję, opowiadają sobie, kto jest kim w telewizyjnej rodzinie. Natomiast coraz rzadziej, albo wcale, nie rozmawiają o swojej rodzinie, choć tego potrzebują. Czasem przez oglądanie seriali czują się cząstką rodziny. Człowiek ma potrzebę przynależenia do rodziny, więc fikcyjnie próbuje należeć to tamtej telewizyjnej, mówić o niej. Niekiedy zdarza się, że w ten sposób zaniedbuje swoją rzeczywistą rodzinę, w której być może ktoś chory potrzebuje dobrego słowa, pocieszenia.
 
Na początku naszej terapii każdy powinien spróbować rozrysować schemat własnej rodziny, umieszczając na nim wszystkich jej członków. Nie dzieje się dobrze w rodzinach, kiedy ktoś jest w niej pominięty lub wykluczony.
Chciałabym zaproponować ogólnie przyjętą legendę, która pomoże w narysowaniu drzewa rodzinnego.
 
 
 
Zobacz także
o. Wojciech Jędrzejewski OP
Wiemy, że przebaczenie nie zawsze jest czymś oczywistym i spontanicznym. Doświadczenie pokazuje, że niejednokrotnie ten drugi nie jest w stanie unieść wyznanej winy. Czuje się tak zraniony, że zatrzaskuje przed nami drzwi. Ukąszony odkryciem dramatycznej prawdy, nie potrafi okazać współczucia i poddaje się paraliżowi bólu i nienawiści. Z tego powodu niejednokrotnie się zdarza, że ludzie nie decydują się na taki krok. 
 
Fr. Justin
Jesteśmy zrozpaczeni, gdyż straciliśmy wspólny język z jednym z naszych synów. Stracił wiarę. Próbowaliśmy rozmawiać z nim po dobroci, ale bez skutku, i złością, ale było jeszcze gorzej. Chodzi nam przede wszystkim o to, by wrócił do Kościoła.
 
Andrzej Sudoł SCJ

Pracując wiele lat z młodzieżą, często słuchałem ich problemów, które zwykle sprowadzały się do braku zrozumienia ze strony rodziców. Najczęściej nie poświęcali im oni wystarczająco dużo czasu, a jeśli już rozmawiali z dziećmi, okazywało się, że żyją w zupełnie innym świecie. Z tej racji młodym trudno było zaufać swoim rodzicielom, dlatego coraz częściej szukali innej osoby, by porozmawiać o trudnych dla nich tematach. Tymczasem rodzicom wydaje się najczęściej, że to właśnie młodzież jest trudna i żyje na „obcej planecie”. Powtarzają oni: „Dawniej tak nie było”. Czyżby „zapomniał wół, jak cielęciem był”?

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS