logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Rafał Skibiński OP
Chrystus przyśpieszający
List
 
fot. Sergio Rodriguez Portugues del Olmo | Unsplash (cc)


Jezus rodzi się w podróży i od tej chwili zawsze jest w drodze. Owszem, widzimy go w domu rodzinnym, kiedy jeszcze nie rozpoczął publicznej działalności, ale też spotykamy 12 letniego Jezusa w Jerozolimie jak rozmawia z doktorami. Kiedy się patrzy na Jezusa z zewnątrz, trochę z dystansu, to ten Jego ruch, ta mobilność są czymś, co najbardziej rzuca się w oczy. On cały czas idzie, cały czas gdzieś podąża.


Jakie są cechy tego ruchu? Po pierwsze jest nieustanny i tak jakby bez celu, w tym znaczeniu, że nie jest skierowany do żadnego konkretnego miejsca. Jezus mówi: ruszajmy, choćmy do innego miasta, musimy jeszcze innym głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu. Ktoś mówi: Pójdę za Tobą dokądkolwiek się udasz.(Łk 9,57) A On odpowiada: Syn Człowieczy nie ma miejsca gdzie by głowę mógł oprzeć (Łk 9, 58).


Jezus wszystko podporządkowuje temu ruchowi. Kiedy idzie z Apostołami czujemy w tym jakąś „świętość podążania”. W szabat łuskają kłosy i narażają się na zarzuty faryzeuszów. Jezus przytacza wtedy jako przykład czyn Dawida, który, kiedy był głodny, wziął nawet chleby pokładne, czyli ofiarowane Bogu w świątyni. A On jest kimś więcej niż Dawid. Tak bardzo są w drodze, że nie dbają o oczyszczenia rytualne, po prostu biorą jedzą i piją. Ciekawy jest ten moment kiedy Chrystus chce się posilić figami, ale, ponieważ nie był to czas owocowania fig, nie znajduje ich na drzewie. Wtedy przeklina drzewo i drzewo usycha. Wysiłkowi podróżowania podporządkowuje wszystko, wymaga nawet żeby prawa natury się zmieniły. I nikomu nie daje się w tej drodze zatrzymać. Chcą Go pojmać i obrzucić kamieniami, ale On uchodzi z ich rąk.


Ale najciekawszą cechę Jego ciągłego „bycia w ruchu” odkrywamy w drodze do Jerozolimy. Św. Marek wspomina, że kiedy szli po raz trzeci do Jerozolimy, Jezus szedł na ich czele tak szybko, że nie mogli nadążyć. Wyprzedził ich i byli strwożeni. Tłumaczył, że idzie do Jerozolimy i tam zostanie skazany na śmierć. Zauważmy: idzie na kaźń i idzie coraz szybciej – przyspiesza. Uczniowie nie rozumieją, ani tego co mówi o ukrzyżowaniu, ani tego przyspieszenia.


Spróbujmy to przyspieszenie, zasygnalizowane w zachowaniu zewnętrznym, znaleźć jeszcze w innych momentach działalności Jezusa. Popatrzmy w jaki sposób Jezus rozmawia. Wszyscy są zaintrygowani Jego działalnością: uzdrawia w szabat, wyrzuca złe duchy, głosi z mocą jakąś nową naukę. Dlatego nie tylko uczniowie, ale i starszyzna żydowska, faryzeusze skupiają na Nim swój wzrok i zaczynają stawiać pytania. A Jezus mówi zdaniami, które wcale nie są logicznymi odpowiedziami na zadane pytania.


Żeby zrozumieć Jego sposób rozmawiania wyobraźmy sobie wagę, która ma dwie szalki. Rozmówca, chcąc „zahaczyć” Jezusa, rzuca na jedną szalkę jakiś argument. Jezus nie polemizuje, nie próbuje uchylić zarzutu, by w ten sposób zmniejszyć ciężar, ale na drugą szalę dokłada coś więcej. W ten sposób zwiększa stawkę. Przeważa, a jednocześnie narzuca swoje tempo. To On jest teraz tym, który prowadzi rozmowę. Przypomnijmy sobie jak często nam się zdarza, że dajemy sobie narzucić w rozmowie płaszczyznę, która tak została zaprogramowana, że nie wygramy. Zło może nam narzucić płaszczyznę tak niską, że choćbyśmy grali najwyżej nic nie ugramy.


Słuchacze reflektują się, że teraz oni są jakby lżejsi, nie mają ciężaru, nie mają odpowiedniej wagi w tym starciu i rzucają na szalę coś więcej. W Ewangelii św. Jana, w ósmym rozdziale, jest taka długa rozmowa Jezusa z przeciwnikami, w których obie strony wkładają na szalę wszystko co mają. Stawka rośnie z każdym zdaniem i jest już największa z możliwych. Obie strony powołują sie na Boga. Chodzi o to, kto należy do Boga, czyim Ojcem jest Bóg. To nie jest jakaś akademicka dyskusja, z której właściwie wszystko jedno co wyniknie. Tutaj stawką jest albo życie faryzeuszy – jeśli przynależą do Boga, albo śmierć – jeśli Chrystus ma rację, że nie przynależą. Stawka największa z możliwych...

 

To, co było do tej pory dla nas światłem, zostało przełamane przez szybkość, przez niezdolność naszego pojmowania i stało się ciemnością. To, co było mocą i siłą sprawczą, nagle stało się bezsiłą, wręcz zgorszeniem. Grecy szukają mądrości, Żydzi szukają znaku. Grecy i Żydzi nie pojmą Krzyża. Dla jednych i drugich Krzyż jest zgorszeniem, bo tam nie ma mądrości ani znaku, nie ma mocy, tylko słabość. Na Krzyżu w miejsce światła pojawia się ciemność, w miejsce mocy bezruch i umieranie.


Ale Chrystus nie kończy swojego ruchu na Krzyżu. Na Krzyżu On tylko objawia się nam w całej prawdzie. Krzyż jest miejscem, przez które możemy patrzeć na wszystkie wydarzenia związane z Chrystusem, w przód i w tył. W chwili, w której następuje kulminacja: Wykonało się i ciało zostaje złożone do grobu, Chrystus kontynuuje swoje przyspieszenie w stronę Ojca - łączą się: Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha mojego. Ciekawy jest w tym świetle moment wejścia w zaświaty. Zstąpił do otchłani i tam ogarnął tę część ludzkości, która nie miała szans Go zobaczyć, ogarnął tych, którzy już odeszli. Kościół wierzy, że wydobył wtedy z otchłani sprawiedliwych.


Inni zdjęli ciało i położyli je w grobie, ale to jest sprawa innych. Natomiast Jego jest ten ruch w górę, który staje się coraz bardziej znaczący. Szczególnie wtedy, kiedy zostaje podjęty na nowo przez Zmartwychwstanie. Zauważmy: kiedy Duch Chrystusa łączy się na nowo z ciałem, przemienia owo ciało już obumarłe i podejmuje ruch w górę, z samych głębin ziemi.


A co oznacza ta zabawa w ciuciubabkę po Zmartwychwstaniu? Mówi uczniom, żeby po Jego śmierci poszli do Galilei, bo tam ich uprzedzi. Przyszły niewiasty do grobu i Maria Magdalena usłyszała od Niego: „Idź i powiedz uczniom, żeby szli do Galilei”. Nie wiedziała, że On się wcześniej umówił z nimi w Galilei. Uczniowie czekali zmartwieni, część z nich rozeszła się po świecie, a Maria Magdalena przychodzi i mówi: „Idźcie do Galilei”. Nawet im nie zaświtało w głowach, żeby tam pójść, zapomnieli, że On tak mówił. Potem pojawia się uczniom to tu, to tam i jest zupełnie wolny w tym pojawianiu się. Takie same cechy miał ruch Chrystusa i przed śmiercią. Zawsze był wolny, podążał i przyśpieszał. To nie On za ludźmi, ale ludzie za Nim musieli gonić. Chrystus, jak Dobry Pasterz, zawsze idzie przodem i prowadzi. Jest szybki, zaskakujący, przenika mury, zjawia się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo jak. Wniebowstąpienie to znowu przyspieszenie – pionowe, w górę. Zesłanie Ducha Świętego jest dalszym ciągiem tego ruchu. To powiew, który idzie za Chrystusem i zasysa nas, ciągnie w górę. Jezus mówił: Gdy zostanę wywyższony nad ziemię, przyciągnę wszystkich do Siebie.


Wniosków z tej opowieści jest dużo. Nie o wszystkich opowiem, bo nie wszystkie znam.

 

Wniosek pierwszy: Zauważmy, że słowa: Pójdź za mną nie są zaproszeniem do spokojnego spaceru noga za nogą, według mojego rytmu i mojej miary, ale są wezwaniem do przyspieszania. Pójdź za Mną, to znaczy: przyspieszaj! Przyspieszaj nie tyle fizycznie (czasami też trzeba), ale jakościowo, kategorialnie, sięgaj wyżej, sięgaj tego, co w górze.

 

Wniosek drugi: Żeby iść za Chrystusem, potrzeba maksimum wysiłku i dobrej woli w poszukiwaniach. Uczniowie wiele zyskali przez to, że za Nim podążali, że strwożeni prawie biegli za Nim, więc musisz poszukiwać, musisz krążyć po okolicy, penetrować to, co się da spenetrować, szukać gdzie On jeszcze jest. Idź za Nim, choćby ci się wydawało, że tam grozi śmierć. Jest w Ewangelii taki moment, kiedy uczniowie zastanawiają się: pójść do Jerozolimy czy nie. Tomasz macha ręką i mówi: Idźmy, wszystkich nas tam zabiją. (por. J 11,1-16) Dlatego, kiedy Chrystus zmartwychwstał, Tomasz był najbardziej na „nie” i „do tyłu”. No, ale taka była jego droga.

 

Wniosek trzeci: Jeżeli kochasz, to sprawdzianem twej miłości jest to, że przyspieszasz. Miłość jest zerwaniem ze stagnacją. Czym jest stagnacja? Stagnacja to posiadanie, poczucie, że oto „mam”! Kiedy się komuś wydaje, że coś ma na własność, np. małżonkom, że małżeństwo jest ich własnością, księdzu, że ludzie, którzy przychodzą do kościoła, są jego własnością, to w tym momencie przechodzi na pozycję „mieć”. A to jest stagnacja, zanik miłości. Kiedy kocham, coraz mniej mam, natomiast coraz bardziej przyspieszam. Kiedy kocham, zrzucam zbędny balast, staję się ubogi, nie zabiegam o stan mojego posiadania, po prostu idę do przodu.


Przyspieszanie będzie się wiązało z zerwaniem pewnych więzów: Opuści człowiek ojca i matkę. I to jest wniosek czwarty. Pójdź za Mną, także to znaczy: zerwij więzy, które cię blokują, bo z ich podtrzymywania nie będzie owocu. Patrząc po ludzku wygląda to strasznie, ale spróbuj, bądź odważny. Pójdź za Mną, a będziesz miał sto razy więcej sióstr, matek, ojców, wszystkiego. To, co ofiarujesz Bogu, On zwróci ci w nowej postaci, po tym twoim przyspieszeniu. Pozbywanie się balastu i osobisty rozwój, to sprawa ważna. Nie chodzi o perfekcjonizm, o dążenie do doskonałości dla niej samej, ale o wewnętrzny, osobisty rozwój.

 

Wniosek piąty jest taki: Chrystus przyspiesza i przełamuje to, co możemy poznać rozumem naturalnym. Jest taki psalm: Poznałem wszelką ziemską doskonałość. Twoje przykazanie sięga dalej. Proponuje się nam masę różnych ziemskich doskonałości, nawet z obcych religii lub choćby z różnych dziedzin wiedzy i nauki. Wszystko to jest piękne, ale Chrystus i to przełamuje: Przykazanie Twoje sięga dalej. Chrystus nadaje wszystkiemu nowy napęd, nowy ruch, nową dynamikę.

 

Tyle wniosków. Jeszcze trzy minuty o Matce Bożej – nie sposób o Niej zapomnieć. Zwiastowanie oznacza całkowitą zmianę w Jej życiu. Ona rzeczywiście przyspiesza. Jej los jest podobny do naszego. Poza tym, że była wyłączona spod grzechu pierworodnego, była taka jak my i czekał Ją ten sam rozwój, to samo przyspieszanie. Po Zwiastowaniu idzie z pośpiechem do Elżbiety i następuje między nimi wspaniały dialog. Potem są owe narodziny w drodze i poszukiwanie Chrystusa w Świątyni. Jeżeli nam ciężko iść za Chrystusem, to zauważmy tę sytuację: trzy dni z bólem serca szukaliśmy Ciebie. A potem ból serca tylko się wzmaga. Aż po Krzyż. Kiedy Chrystus umiera, wszyscy tracą wiarę, a Matka Boża nie. W Wielką Sobotę (taka jest tradycja), gdy Chrystus leży w grobie, Ona jedna jedyna zachowała wiarę. Wiara całego świata skupiła się tylko w Niej. Ona jedna wiedziała, co naprawdę stało się na Krzyżu. Jak niebywała jest ta droga od momentu, gdy ojciec i matka dziwili się wszystkiemu, co o Nim mówiono, do tej chwili pod Krzyżem. Pod Krzyżem Maryja już się nie dziwi - przyspieszyła.
Ten tor, który Chrystus zakreśla, tylko Ona mogła i zdołała czysto pokonać. Chrystus tworzy i otwiera drogę do Nieba, Matka Boża, jako pierwszy człowiek, przechodzi ją w takim stylu, że możemy z Niej brać przykład. Chrystus jest Drogą, a Matka Boża pokazuje, jak się tą drogą idzie. On nas ku Sobie pociąga, a Ona jest tą, która najbardziej została pociągnięta. Zapytacie: gdzie i kiedy? To tajemnica Wniebowzięcia – repliki Wniebowstąpienia.

 

Rafał Skibiński OP
Miesięcznik List 01/2002
Fragment konferencji o Jezusie Chrystusie wygłoszonej w Białce Tatrzańskiej w lipcu 1987 roku

 
Zobacz także
Krzysztof Osuch SJ

Proroctwo brzmi tak: A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności (Mi 5,1-4a). W tej zapowiedzi uderza i zdumiewa wielki kontrast: oto z najmniejszego Betlejem wyjdzie Ktoś, o kim powiedziano: a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności. Już ponad dwadzieścia wieków upłynęło od spełnienia proroctwa Micheasza i tyle samo wieków olśniewa ludzi to, że Bóg ma upodobanie w tym, by obdarowywać i uszczęsliwiać właśnie to, „co” małe, najmniejsze i pokorne...

 
Józef Augustyn SJ
Każde nasze spotkanie z Jezusem jest spotkaniem z wiecznie żyjącym. Naszą modlitwą dotykamy wymiaru przekraczającego czas, dotykamy wieczności. Każda nasza modlitwa, choć dokonuje się w czasie, to jednak dosięga wieczności. Tę prawdę o wiecznym wymiarze naszej modlitwy dobrze podkreśla spotkanie Jezusa z uczniami nad Jeziorem Galilejskim. 
 
Kacper Romaniuk

Dla mnie priorytetem jest, żeby być autentycznym. Skoro jestem sercaninem i mam jakieś konkretne zadania, chcę to zrobić najlepiej jak potrafię. 

 

„Czy myślałeś o tym, żeby zostać sercaninem?” Takim hasłem sercanie zapraszają młodych do swojego Zgromadzenia. Jednak, co to właściwie znaczy być księdzem? Jak rozeznawać powołanie? O tych i podobnych sprawach z ks. Franciszkiem Wielgutem SCJ, odpowiedzialnym za duszpasterstwo powołań w Polskiej Prowincji księży sercanów, rozmawia Kacper Romaniuk.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS