logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Tomasz Kozub TChr
Cud, dzięki któremu Faustyna została świętą
Miłujcie się!
 
fot. Marcin Mazur © | catholicnews.org.uk


Beatyfikacja s. Faustyny nastąpiła po stwierdzeniu cudownego uzdrowienia mieszkanki stanu Massachusetts, Mureen Digan, w roku 1981. Natomiast 20 grudnia 1999 r. w Watykanie został ogłoszony dekret, że dzięki wstawiennictwu bł. s. Faustyny, w 1995 r. został cudownie uzdrowiony ks. Ronald Pytel z Baltimore w stanie Maryland. W ten sposób został spełniony jeden z istotnych warunków koniecznych do kanonizacji s. Faustyny, polskiej zakonnicy i mistyczki, zmarłej w Krakowie w 1938 r.

 

Uroczystość kanonizacji odbyła się w Niedzielę Miłosierdzia 30 kwietnia 2000 r. na placu św. Piotra w Watykanie. Była to pierwsza kanonizacja w Roku Jubileuszowym i nowym tysiącleciu.

 

Świadectwo


Nazywam się Ronald Pytel i jestem proboszczem w kościele Matki Bożej Różańcowej w Baltimore, w stanie Maryland. Jestem księdzem od 26 lat. Święcenia kapłańskie otrzymałem w rodzinnej parafii Matki Bożej Różańcowej. Wywodzę się z polskiej rodziny. Rodzice moi urodzili się w USA, ale dziadkowie przybyli z Polski.

 

Jako młody chłopak, jeszcze w szkole podstawowej, widywałem wizerunek Jezusa Miłosiernego z napisem: „Jezu, ufam Tobie”. Ale dopiero w roku 1987 podczas pielgrzymki do Medjugorie zapoznałem się głębiej z nabożeństwem i Koronki do miłosierdzia Bożego.

 

Poważna diagnoza i konieczna operacja


W 1995 roku chorowałem przez całą zimę i wiosnę. Symptomy choroby wskazywały na przeziębienie, alergię i zapalenie oskrzeli. Nie mogłem złapać oddechu po wejściu na pierwsze piętro i ciągle kaszlałem. Zamówiłem wizytę u lekarza ogólnego, który potwierdził diagnozę alergicznego zapalenia oskrzeli.

 

W czasie tej samej wizyty lekarz zauważył, że coś złego dzieje się z moim sercem i dlatego skierował mnie na specjalistyczne badania, tak zwany ekokardiogram Dopplera. Poddałem się temu badaniu 7 czerwca 1995 roku. Okazało się, że moja zastawka aorty do tego stopnia była zwężona, że tylko 20 procent krwi przepływało przez nią. Była to więc poważna niewydolność serca.

 

Na dzień 8 czerwca wyznaczono mi wizytę u dra Nicholasa Fortuina, słynnego kardiologa, pracującego w sławnym szpitalu „John Hopkins” w Baltimore. Doktor Fortuin jest uważany za jednego z najlepszych kardiologów w Stanach Zjednoczonych.

 

Po przestudiowaniu mojego ekokardiogramu potwierdził diagnozę zwężenia zastawki aorty. Przepisał mi lekarstwa i wysłał do domu z nakazem leżenia w łóżku, aż do wyznaczenia terminu operacji w „John Hopkins Hospital”.

 

14 czerwca 1995 o godzinie 6:30 rano mój najlepszy przyjaciel, ks. Larry Gesy, zawiózł mnie do szpitala. W czasie drogi wypowiedział prorocze zdanie: „Nie przejmuj się, Ron, to wszystko ma jakiś związek z Miłosierdziem Bożym”. Wśród osobistych rzeczy, które zabrałem z sobą do szpitala, był „Dzienniczek” błogosławionej s. Faustyny. I chociaż nie byłem zachwycony myślą o nadchodzącej operacji, to w moim sercu panował spokój. Moje serce zoperowano w dniu rozpoczęcia nowenny, przed uroczystością Najświętszego Serca Pana Jezusa. Po operacji umieszczono mnie na oddziale intensywnej opieki kardiologicznej. Następnego dnia została usunięta sonda żołądkowa oraz respirator. Później przeniesiono mnie do pojedynczego pokoju na oddziale kardiologii, gdzie spędziłem kolejne dni na rekonwalescencji. Podczas rekonwalescencji czytałem „Dzienniczek” błogosławionej s. Faustyny, a także odmawiałem codziennie Koronki do miłosierdzia Bożego.

 

Po operacji dr Peter Green, chirurg, spotkał się z ks. Gesym i powiedział mu, że moje serce zostało poważnie uszkodzone z powodu zwężonej zastawki, która nie pozwalała na swobodny przepływ krwi. Gdyby operacja nie została wykonana, groziła mi śmierć. Ze szpitala zostałem wypisany w poniedziałek 19 czerwca, a więc pięć dni po operacji. 7 lipca, w niedługim czasie po wyjściu ze szpitala, przytrafiła mi się nowa komplikacja, a mianowicie zapalenie opłucnej; odczuwałem mocne bóle w klatce piersiowej i miałem wysoką temperaturę. Przyjęto mnie znowu do szpitala i stwierdzono gromadzący się płyn wokół lewego płuca. Płyn usunięto i dano mi antybiotyki. Kiedy lekarze byli pewni, że nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo, dobrano mi zestaw leków i wypisano mnie ze szpitala. Normalnie ważyłem około 165 funtów, a po operacji spadłem o 21. Wyglądałem jak więzień z obozu koncentracyjnego.

 

Moc modlitwy


Stopniowo w lipcu i sierpniu odzyskiwałem wagę i siły. Odwiedziłem dra Fortuina w sierpniu. Po badaniu ks. Gesy, który był ze mną, chciał się dowiedzieć o moim stanie zdrowia.

 

Doktor Fortuin powiedział mu, że już nie będę mógł normalnie funkcjonować i nie mam żadnych szans na dłuższe życie. Lewa komora serca była bardzo osłabiona, a mój stan przedoperacyjny skrajnie niebezpieczny.

 

Ksiądz Larry był zaskoczony i zszokowany taką diagnozą i zapoznawał mnie z nią stopniowo. Wróciłem do parafii z początkiem września i podjąłem swoje obowiązki, ale w stopniu bardzo ograniczonym.

 

5 października odprawialiśmy całodniowe nabożeństwo z czuwaniem przed Najświętszym Sakramentem, modlitwami i Koronki do miłosierdzia Bożego, różańcem i wykładem na temat daru Miłosierdzia. Dzień zakończył się Mszą św. Wszystko to przygotowywało nas na przyjazd Ojca Świętego do Baltimore 8 października 1995.

 

W czasie Mszy św. byłem głównym celebransem. Podczas homilii mówiłem o ufności Bogu oraz o tym, jak Bóg dotykał mnie swoim miłosierdziem. Fizycznie poczułem się lepiej.

 

Tego wieczoru grupa osób, która należała do duszpasterstwa „Praca Naszego Ojca”, modliła się nade mną o uzdrowienie. W modlitwie wzywano wstawiennictwa błogosławionej s. Faustyny, a ja oddałem cześć jej relikwiom.

Podczas modlitwy spoczywałem w Duchu Świętym. Leżałem na podłodze około 15 minut. Byłem zupełnie przytomny, ale nie mogłem się ruszyć. Czułem się jak osoba sparaliżowana mocą Bożej miłości. Tego dnia dopiero późnym wieczorem uświadomiłem sobie, że zapomniałem wziąć lekarstwo.

 

Zażyłem je dopiero koło północy i przygotowałem się do pójścia na spoczynek. Wtedy zacząłem odczuwać ból w okolicy serca, szczególnie kiedy brałem głęboki oddech. Do tego czasu nie odczuwałem bólu serca, tylko ból rany ciętej po operacji. Było to dla mnie coś nowego, czego nie znałem. Pomyślałem, że pewnie byłem zbyt aktywny w ciągu dnia.

 

Od tego wydarzenia taki sam ból zacząłem odczuwać codziennie, ale nasilał się on w określonym czasie w ciągu kolejnych dni. Następnej niedzieli, kiedy Ojciec Święty odwiedził Baltimore, nasz autobus był zaparkowany 1,6 km od stadionu. Po Mszy św. zagubiły się dwie osoby z naszego autobusu. Jedną z nich była moja mama.

 

Biegałem między autobusami i wokół stadionu pięć lub sześć razy, aby je znaleźć. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu nie miałem żadnych problemów z oddychaniem, a przecież był bardzo ciepły, październikowy dzień. Jednak ból w okolicy serca nie ustępował i towarzyszył mi codziennie.

 

Postanowiłem więc pojechać nad ocean, aby odpocząć. Dopiero tam zdałem sobie sprawę z tego, że ból wzmagał się po przyjęciu leku na serce. Następnego dnia nie wziąłem leku i bólu nie było. Zadzwoniłem do doktora Fortuina, aby mu powiedzieć o tym moim odkryciu. Byłem pewny, że to właśnie lek na serce, „Zestril”, powodował ten ból.

 

Doktor Fortuin powiedział mi, że to jest najlepszy lek na moją chorobę serca, i na dodatek mój organizm tolerował ten lek przez dwa miesiące, bez skutków ubocznych. Powiedział mi, że jeżeli mój organizm reaguje w taki sposób, to lepiej, bym przyjmował połowę dawki jednego dnia i całą dawkę drugiego dnia na przemian i zadzwonił do niego za tydzień.

 

Czułem się lepiej, gdy przyjmowałem połowę dawki leku. Ból był mniej intensywny i szybciej mijał. Zadzwoniłem do dra Fortuina i poinformowałem go o wyniku mojej obserwacji. Powiedział mi, abym kontynuował branie połowy dawki leku jeszcze przez 9 dni, do czasu planowanej u niego wizyty.

 

„To jest cud, o który się modliliśmy”


9 listopada, w czasie mojej wizyty u prof. Fortuina, po wstępnym badaniu został wykonany „ekokardiogram Dopplera”. Profesor przejrzał wyniki testu, po czym zawołał mnie do swojego gabinetu. Przyglądał mi się w ciszy, która wydawała się nieskończonością, i wreszcie przemówił. Oto jego słowa: „Ron – ktoś interweniował w twojej intencji”.

Zapytałem: „Co to znaczy?”.

Odpowiedział: „Twoje serce jest zdrowe”.

„Co?” – krzyknąłem zdumiony.

Wtedy profesor jeszcze raz z naciskiem powtórzył: „Twoje serce jest całkowicie zdrowe”.

Nie dowierzając, próbowałem tłumaczyć: „Ale przecież dr Green sugerował, abym powtórzył ekokardiogram, by zobaczyć, czy lewa komora serca się wzmocniła”.

Wtedy prof. Fortuin powiedział dobitnym głosem: „Nie, nie – my mówimy o zupełnie normalnym sercu. Nie mogę wytłumaczyć, co się stało. Nie musisz brać żadnych leków, tylko „Coumadin – acenokumorol” i zobaczymy się znowu za rok na powtórnej kontroli”.

Zapytałem zdziwiony: „za rok?”.

Odpowiedział: „Tak, za rok. Twoje serce jest zupełnie zdrowe”.

 

Doktor Fortuin przypomniał mi, że potrzebowałem regularnie brać „blood thiner” – lek przeciw krzepliwości krwi, ponieważ mam sztuczną zastawkę i muszę sprawdzać czas krzepliwości krwi, aby można było monitorować poziom leku. Inne leki: „Diuretyn”, potas i „Zestril”, zostały odstawione.

 

Po opuszczeniu gabinetu lekarskiego zadzwoniłem do ks. Larry’ego Gesy’ego i powiedziałem mu to wszystko, co usłyszałem od dra Fortuina. Ksiądz Larry odpowiedział: „To jest cud, o który się modliliśmy”.

 

W listopadzie 1996 roku, w archidiecezji Baltimore, została zwołana specjalna komisja, aby rozpatrzyć zaprzysiężone opinie lekarzy i innych świadków mówiących o moim cudownym uzdrowieniu.

 

8 grudnia przybył do Baltimore ks. Seraphin Michalenko, wicepostulator procesu kanonizacyjnego s. Faustyny w USA. Natomiast 9 grudnia ks. Michalenko, ks. Gesy i ja udaliśmy się do archidiecezjalnego Trybunału. Tam wręczono nam wszystkie zgromadzone i zapieczętowane dokumenty, abyśmy je zawieźli do Watykanu. Dokumenty zawierały ponad 800 stron medycznych rejestrów i około 500 stron zaprzysiężonych materiałów.

 

13 grudnia przebywający w Rzymie ks. kard. W. Keeler razem z ks. Michalenką, ks. Gesym, ks. Antonim Mrukiem, głównym postulatorem s. Faustyny, i ze mną, na specjalnym spotkaniu oddał całą dokumentację dotyczącą mojego uzdrowienia przewodniczącemu Kongregacji do spraw Świętych ks. arcybpowi Nowakowi.

 

Niewytłumaczalne z punktu widzenia nauk medycznych


W sierpniu 1998 roku prof. Valentin Fuster, światowej sławy kardiolog ze szpitala Mount Sinai w Nowym Jorku, zaczął skrupulatnie studiować medyczne dokumenty dotyczące mojego uzdrowienia. Przez cztery miesiące zapoznawał się z nimi. Następnie zaprosił mnie na spotkanie w Nowym Jorku. Po szczegółowych badaniach i konsultacjach dr Fuster wydał następujące oświadczenie:

 

„Po zbadaniu całej dokumentacji i po rozmowie z ks. Pytlem, jak również z jego współpracownikami, którzy go znali przed chorobą i po niej w 1995 r., przekonałem się, że nastąpiła natychmiastowa zmiana w objawach, jakie istniały przed Mszą o uzdrowienie i po jej zakończeniu.

Całkowite zniknięcie objawów choroby nastąpiło w ciągu następnych trzech dni. Zniknięcie wszystkich symptomów chorobowych ks. Ronalda Pytla po uzdrawiającej Mszy św. w dniu 5 października 1995 r. jest niewytłumaczalne z punktu widzenia nauk medycznych”.

 

Po przestudiowaniu wszystkich wyników badań oraz często powtarzanych testów z ostatnich czterech lat doktorzy medycyny zaproszeni przez Kongregację do spraw Świętych odbyli konsultacje w dniu 16 listopada 1999 roku. Jest to data święta Matki Bożej Ostrobramskiej – Our Lady of Mercy, a również zgromadzenie błogosławionej s. Faustyny nosi nazwę Sisters of Our Lady of Mercy.

 

Doktor Valentin Fuster był jednym z głosujących lekarzy. Przegłosowali oni, że natychmiastowa zmiana z bardzo uszkodzonej lewej komory serca do zupełnie normalnej nie może być wytłumaczona w żaden medyczny sposób. Był to cud przypisany wstawiennictwu błogosławionej s. Faustyny Kowalskiej.

 

Sekretarka Bożego Miłosierdzia


Ludzie mówią, że aby dostać się do szefa, najlepiej to zrobić przez sekretarkę. Są dwie sekretarki, którym wiele zawdzięczam. Pierwsza to sekretarka dra Fortuina. Jego grafik z wyznaczonymi wizytami był bardzo wypełniony. Pomimo tego, kiedy sekretarka dowiedziała się, jak bardzo byłem chory, zadzwoniła do mnie, gdy ktoś anulował wizytę, a ja mogłem zjawić się u doktora w gabinecie w ciągu pół godziny. Dzięki niej miałem dostęp do jednego z najlepszych kardiologów w Stanach Zjednoczonych.

 

Druga sekretarka, której o wiele więcej zawdzięczam, to św. s. Faustyna, sekretarka Miłosierdzia Bożego. Wiem, że to Ona wstawiła się za mną u Jezusa i że to Jego miłość dotknęła mnie i uzdrowiła. Pragnę razem ze św. s. Faustyną wyśpiewać hymn dziękczynienia i uwielbienia za nieskończone Boże Miłosierdzie:

 

„O Boże, jak hojnie rozlane jest miłosierdzie Twoje, a wszystko to uczyniłeś dla człowieka. O, jak bardzo musisz kochać tego człowieka, kiedy Twa miłość tak czynna dla niego. O Stwórco mój i Panie, wszędzie widzę ślady Twej ręki i pieczęć Twego miłosierdzia, które otacza wszystko, co jest stworzone. O mój Stwórco najlitościwszy, pragnę Ci złożyć cześć w imieniu wszystkich tych stworzeń (…), wzywam cały wszechświat do uwielbienia miłosierdzia Twego. O, jak wielka jest dobroć Twoja, Boże” (1749).

 

ks. Tomasz Kozub TChr
Miłujcie się! | 3 października 2022
www.milujciesie.pl

 
Zobacz także
ks. Marek Dziewiecki
Dojrzali i szczęśliwi dziadkowie wnoszą w życie wnucząt ciepło miłości, a jednocześnie bogactwo doświadczenia i mądrości. Wiedzą, że największym darem, jaki można przekazać młodemu pokoleniu, jest solidne wychowanie. Tylko ktoś mądrze wychowany potrafi wykorzystać zdobyte wykształcenie, rozsądnie korzystać z dóbr materialnych, jakie posiada i w przyszłości założyć szczęśliwą rodzinę. Dojrzali dziadkowie są realistami. 
 
ks. Mirosław Tykfer

Jeśli do Boga naprawdę możemy się upodabniać, to na pewno przez przebaczenie. Stąd jego wyjątkowość, wręcz nieludzka boskość. Wymaga bowiem wiary w to, co niemożliwe. Zagadkowość przebaczenia ujawnia się najbardziej wtedy, gdy zadajemy sobie pytanie: czy w konkretnej relacji rzeczywiście przebaczyłem? Co to tak naprawdę oznacza: zapomniałem, że coś złego się stało? Żyję tak, jakby nic się nie wydarzyło? 

 
o. Mateusz Pindelski SP
Po przyjęciu Sakramentu Chorych można jeszcze żyć długie lata, stanowi on dobrą okazję, żeby pomyśleć o przygotowaniu się na śmierć. Bardzo ważną rolę odgrywają przy tym bliscy i przyjaciele chorego: z różnych powodów ludzie boją się tego Sakramentu – trzeba im pomóc poprzez modlitwę i życzliwą rozmowę...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS