Będziecie jak Bóg
Najogólniej mówiąc, podstawową przeszkodą na drodze wiary jest uleganie pokusie, której nie oparli się pierwsi mieszkańcy edeńskiego ogrodu. (…) otworzą się wam oczy i jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3, 5). Chociaż zmieniają się warunki życia, kontekst historyczny i świat wokół nas, to jednak istota tej pokusy pozostaje niezmienna. W miejsce wiary w Boga pojawia się wiara w człowieka, wiara w siebie.
We współczesnym świecie tzw. cywilizacji zachodniej, do której mamy aspiracje należeć, daje się zauważyć kilka czynników, sprzyjających wierze w człowieka, przy jednoczesnym kwestionowaniu lub wręcz odrzucaniu wiary w Boga.
Iluzja samowystarczalności
Niespotykany nigdy wcześniej rozwój nauki i techniki stwarza coraz częściej iluzję samowystarczalności. Człowiek zaczyna bardziej wierzyć w siebie niż w Boga. To już nie tyle Boże błogosławieństwo ma zapewnić dostatek plonów, ale raczej nawozy i inżynieria genetyczna. To już nie tyle Boża łaska ma zapewnić zdrowie, ale raczej leki najnowszej generacji i specjalistyczny sprzęt w nowoczesnych klinikach. Łatwo można zachwycić się tymi osiągnięciami i nie zauważać, że one też są Bożym darem. Nasze życie codzienne w zasadzie już nie zależy od zmieniających się pór roku i kaprysów pogodowych. W coraz większym stopniu tracimy naturalny kontakt z otaczającą nas przyrodą. Jeżeli takiego kontaktu szukamy w celach rekreacyjnych, to na zasadach przez nas określanych (kiedy, gdzie, w jakich warunkach). Zwiększa się poczucie samowystarczalności. Bóg wydaje się niepotrzebny.
Stosunkowo nieliczne doświadczenia, w których siły przyrody nas pokonują, nie są w stanie przebić się przez dominującą już mentalność techniczną i nie inspirują do głębszej refleksji. Benedykt XVI w encyklice Spe salvi zauważa, że aktualny kryzys wiary jest przede wszystkim kryzysem chrześcijańskiej nadziei, która w obecnej nowej formie nazywa się wiarą w postęp, a postęp wiąże się z doczesną perspektywą pokonania wszelkich zależności (Spe salvi, 17-18). Wolny człowiek nie chce już wiązać się siecią zależności z nikim i niczym. Ważne jeszcze niedawno, ze względu na konieczność wzajemnego uzupełniania się, wspólnoty społeczne, rodzinne, tracą na znaczeniu. Jako ideał zaczyna jawić się niezależny, samowystarczalny człowiek, mogący realizować w każdej chwili każdą zachciankę.
Iluzja indywidualizmu
Właściwie wszelkie potrzeby można dziś zrealizować „na zamówienie”, bez zbędnych dodatków. Począwszy od gotowych dań obiadowych, poprzez ekspresowe pranie, a skończywszy na potrzebie spotkania się z kimś. Wszystko to jest dziś na wyciągnięcie ręki, jak kolejny produkt w hipermarkecie. Wspólnota, rodzina, odpowiedzialność za kogoś, konieczność liczenia się z kimś jawią się coraz większej grupie ludzi jako niekonieczny czy wręcz uciążliwy dodatek.
Indywidualizm połączony z ideami demokracji z płaszczyzny społecznej łatwo przenoszony jest na płaszczyznę moralną. W ten sposób człowiek zaczyna przypisywać sobie prawo do określania kryteriów dobra i zła oraz zgodnego z tym działania. Jan Paweł II w encyklice Veritatis splendor ostrzega przed taką indywidualistyczną etyką, według której każdy człowiek staje wobec własnej prawdy, różnej od prawdy innych. Ponieważ postawa taka dla wielu jest bardzo atrakcyjna, a jednocześnie nie da się jej pogodzić z wiarą w Boga, który objawia nam nadprzyrodzony sens życia i zasady, jakimi winniśmy się kierować, dlatego częstą konsekwencją takiej postawy jest kwestionowanie samego Boga lub życie tak, jakby Go nie było.
Syte i bezpieczne społeczeństwo
Pomimo wielu kłopotów, które uprzykrzają nam życie, trzeba obiektywnie stwierdzić, że współczesny człowiek cywilizacji tzw. zachodniej żyje w społeczeństwie sytym i bezpiecznym. Nie musimy każdego dnia walczyć o życie i pokarm. Syty i bezpieczny człowiek koncentruje się na wrażeniach zewnętrznych, unikając fundamentalnych pytań. Potrzebuje tych wrażeń, aby życie miało „odpowiednią temperaturę”. Ponieważ tych emocji nie dostarcza już bezpieczna codzienność, zaczyna je generować sztucznie: sporty ekstremalne, imprezy, używki. Sytuacja ta sprzyja kryzysowi wiary w Boga. Głębsza refleksja nad życiem nie wpisuje się w nurt „mocnego życia”. W związku z tym nawet nieuniknione sytuacje graniczne (choroba, śmierć), które prowokują do refleksji, człowiek stara się „neutralizować”.
Misterium cierpienia i śmierci jest właściwie nieobecne w codzienności, aby nie powodowało dyskomfortu. Jeżeli już trzeba dotknąć tej tajemnicy, to w estetycznym opakowaniu, aby jak najmniej szokowała. Z drugiej strony, cudze cierpienie i śmierć stają się coraz tańszą sensacją, która jest tak podana, by nie tyle inspirować do refleksji, co dostarczać emocji. Czy w bezpiecznym świecie sensacji Bóg jest bez szans?
Tak wiele mam pytań, rodzi się pokusa buntu i odrzucenia Bożej Miłości, bo wydaje się, że wtedy życie stanie się łatwiejsze. Czytam wówczas opis walki Jakuba z aniołem (Bogiem?) z Księgi Rodzaju, czytam wówczas dzieła błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty albo wypowiedzi innych świętych, którzy przeżywali podobne trudności. Wiem (z wiary), że sprzeczności w świecie, niewierności ludzi postawionych na świeczniku, powodzenie życiowe oszustów i bandytów zawsze będą wywoływały bunt, będą rodziły trudne pytania.