logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Ilony, Jerzego, Wojciecha – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Marcin Jakimowicz
Czy Bóg się śmieje? Płacze?
Gość Niedzielny
 


Na co dzień z mojej twarzy nie znika uśmiech. Jestem duszą towarzystwa. Ale patrząc głębiej, śmieję się po to, by inni nie zauważyli otchłani, pustki, płaczu, rozdarcia. Nabieram ich, zakładając maskę…

Jestem takim samym człowiekiem. Czasem myślę, że cienkość skóry mnie kiedyś zabije, to znaczy przepuści zbyt dużą ilość strzał. Mówiąc tyle o nadziei, wiem, o czym mówię, ponieważ jestem kuszony rozpaczą. Pisanie o nadziei ma dla mnie również walor terapeutyczny: wiem, z jakim demonem się zmagam i o co się biję.

A czy polscy katolicy mają poczucie humoru? Czytając listy przychodzące do redakcji, mam wrażenie, że traktujemy Pana Boga śmiertelnie poważnie…

To trochę problem naszej mentalności. Myślę, że nie wynika on aż tak bardzo z naszego polskiego katolicyzmu, ale raczej z temperamentu ludzi naszej części Europy. Nie zachowujemy się jak Sycylijczycy czy mieszkańcy Peloponezu, ale nie mam tego specjalnie za złe. Nie można mieć wszystkiego, każda wypukłość ma swoją wklęsłość, i odwrotnie. Ta nasza powaga przeszkadza – zwłaszcza że bywa, iż przechodzi w zgorzknienie i ponuractwo – ale myślę, że trzeba się na nią też umieć zgodzić. W każdym razie, moim zdaniem, nie musi to być pierwsza linia frontu w polskiej pracy nad sobą.

Czy ludzie, którzy o Bogu mówią śmiertelnie poważnie, nie czynią tak, bo nie nadążają za tym, co opowiada o Nim teologia? Wyssali z mlekiem matki obraz sprawiedliwego Sędziego, karzącego za zło, a tu po kilkudziesięciu latach słyszą, że Jezus jest przyjacielem, tęskni, niemal poklepuje ludzi po plecach. Już nie „siecze”, ale przytula.

Pan Bóg jest pokorny i godzi się na to, że ludzi prowadzą do Niego ludzie. On powierza ludziom – ludzi. A ci, którzy nas prowadzą, są jacy są. Mają swe zranienia, ułomności, grzechy. Jesteśmy skazani na siebie wzajemnie, dlatego też tak bardzo potrzebujemy świętości. Jest w niej promienność, i to ona – ludzka świętość – pomaga oczyszczać obraz Boga, rozjaśnia go. Benedykt XVI powiada, że jednym z najważniejszych obowiązków chrześcijan jest „kreślenie dostatecznie wielkiego obrazu Boga”. Za to jesteśmy odpowiedzialni przed światem. Ale daleko mi do osądzania ludzi w tej kwestii, bo wiem, jakim deformacjom podlega obraz Boga z powodu mojej głupoty czy mojego grzechu.

Nie boi się Ksiądz mówić: Bóg jest taki i taki? Święty Augustyn pisał, że cokolwiek powiemy o Bogu, już Nim nie jest. On zawsze jest inny: większy, bardziej kochający…

Mam świadomość ułomności każdej, swojej i cudzej, wypowiedzi na temat Boga, ale to nie może prowadzić jedynie do milczenia z bezradności czy szacunku wobec wielkości Tajemnicy. Dlaczego? Bo dowodem na to, że Bóg się godzi, byśmy prawdę o Nim wyrażali w ludzkim języku, jest Pismo Święte.

Głupstwo głoszenia Słowa...

Tak, to też jest znak pokory Boga. Godzi się On na to, chce, byśmy opowiadali o Jego miłości nieporadnymi słowami ludzkich języków. Bez lęku. I przez tę słabość – mowy, liter, głosicieli – moc Boża się przebije. A Słowo ośmiela nas do zaufania słowu… Dlatego sam nie obawiam się opowiadać o tym, co przecierpiałem, przekochałem, czego nauczyli mnie moi mistrzowie, co znalazłem w księgach…

Dziesięć lat temu pisał Ksiądz: „Śmiech i płacz wywołują te same banalne bodźce: nagły telefon, strzelona bramka, wnętrze prowincjonalnego kina, oszroniony peron, pusty, z chusteczką w oknie umykającego pociągu, koniec wojny, egzamin, kostnica bądź porodówka”... Nie wstydzi się Ksiądz swej emocjonalności?

Nie, nigdy się jej zresztą nie wstydziłem. Jedyne, czego się należy wstydzić, to grzech. Tylko grzech jest nieludzki, antyludzki. Wszystko inne nie jest wstydliwe – jest ludzkie. Tym bardziej emocjonalność. Znacznie bardziej boję się ludzi, do których emocji nie mam dostępu, którzy są zamknięci w jakichś pancerzach, klatkach…
 
Zobacz także
ks. Radosław Warenda SCJ
Jest jeszcze przestrzeń wiary, która również może pomóc. Skoro wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Boga, to każdy jest moim bratem czy siostrą. A że stworzeni jesteśmy na obraz Boga, to ten obraz nosimy. Niekiedy jest on oszpecony, sponiewierany, zniekształcony, zraniony grzechem.

O zdolności przez twardą skorupą docierania do serca człowieka, nie depcząc po drodze jego tajemnicy, o momentach, gdy w więzieniu łzy lecą z obu stron kratek, a także o tym, czym pachnie prawdziwa miłość opowiada s. Teresa Pawlak, albertynka. Pilnym słuchaczem więziennych opowieści był ks. Radosław Warenda SCJ.
 
Fr. Justin
Słyszy się pytanie: Czy można myśleć o Bogu pełnym dobroci, że chce On wiecznej męki potępionych? Jak pogodzić kazania o piekle, budzące strach i wywierające presje psychiczną na słuchaczy, z radosnym przepowiadaniem Ewangelii?
 
Elżbieta Wiater

Pustynia, choć bezwodna, upalna dniem i lodowata nocą, była jednak w paradoksalny sposób gościnna. Szczególnie dla tych, którzy szukali ucieczki przed prawem lub pragnęli odnaleźć Boga. Pierwszych mnichów wyprowadziło na pustynię Słowo. Jak choćby św. Antoniego, który po usłyszeniu podczas liturgii: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i (…) pójdź za Mną” (Mk 10,21), pozbył się majątku i zaczął życie pustelnicze. Polegało ono na postach, czuwaniach oraz innych praktykach ascetycznych i rozważaniu Słowa.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS