logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Karolina Krawczyk
Czy Jezus był ubogi?
Czas Serca
 


O tym, dlaczego warto mieć dystans do bogactwa, z ks. Wojciechem Węgrzyniakiem, znanym oraz cenionym biblistą i rekolekcjonistą rozmawia Karolina Krawczyk.

 

Skąd możemy czerpać informacje na temat statusu materialnego Świętej Rodziny? Czy Pan Jezus rzeczywiście był ubogi?

 

Jedynym źródłem informacji na temat tego, w jakich warunkach żyła Święta Rodzina jest Pismo Święte. Żeby jednak móc rozmawiać na ten temat, trzeba sobie postawić pytanie, co to w ogóle znaczy być „ubogim” i „bogatym”. Święty Paweł w Liście do Tymoteusza pisał: „Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni” (1 Tm 6,8). Można powiedzieć zatem, że Pan Jezus powinien być zadowolony, bo to wszystko miał. Jego opiekun, św. Józef, pracował. Biblia nie mówi o tym, że cierpieli głód czy nie mieli dachu nad głową. Z drugiej strony mamy wzmiankę o ofierze, jaką w świątyni złożyli Maryja z Józefem. Były to dwie synogarlice czy dwa gołębie, ofiara, którą składali ubodzy. Na tej podstawie można przypuszczać, że Święta Rodzina była bardziej uboga niż bogata, ale na pewno nie żyli oni w skrajnej biedzie. Dopóki Jezus mieszkał z Matką Bożą i Józefem, zapewne pomagał w pracy św. Józefowi i żyli oni na poziomie rodziny średnio zamożnej.

 

Kluczowym momentem jest opuszczenie domu rodzinnego przez Jezusa. Od tej chwili był On zależny tylko od innych, być może zwłaszcza od kobiet, które dzieliły się z Nim swoim majątkiem (por. Łk 8,1-3). Na pewno Chrystus i apostołowie też mieli jakieś pieniądze. Skąd to wiemy? Gdy Jezus nauczał tłumy, zapytał Filipa, gdzie kupić chleb, żeby tych wszystkich ludzi nakarmić. Wtedy Filip powiedział: „Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać” (J 6,6). Ta kwota to mniej więcej roczny zarobek w tamtych czasach. Taki zapis w Ewangelii świadczy o tym, że apostołowie dysponowali jakimiś pieniędzmi.

 

Można spotkać się z tezą, że Święta Rodzina mieszkała w Nazarecie, ponieważ św. Józef pracował w niedalekim Seforis. Czy Ksiądz może to potwierdzić?

 

Jest to jedynie jedna z teorii. Dokładnie nie wiemy, gdzie pracował św. Józef. Równie dobrze mógł pracować dla lokalnej społeczności.

 

W Piśmie Świętym mamy ponad dwa tysiące trzysta odniesień do pieniądzy lub majątku. W Ewangeliach szesnaście przypowieści również porusza te tematy. Jak dobrze rozumieć i interpretować te fragmenty?

 

Trzeba znowu rozróżnić dwie sprawy: to, jak żył Pan Jezus, oraz to, co mówi Pismo Święte, czytane w całości. Bo jeśli Jezus nie miał żony, czy to znaczy, że nikt nie powinien mieć żony? Maryja miała jedno dziecko, czyli nie można mieć więcej? Skoro Jan Chrzciciel jadł szarańczę, to my też powinniśmy? W ten sposób doszlibyśmy do absurdów. Trzeba więc odróżnić pewien styl życia Jezusa od tego, co On proponuje i czego naucza.

 

Jezus powtarza bardzo często, że trzeba uważać na bogactwo. Bogatemu człowiekowi ciężko jest wejść do królestwa niebieskiego (Mt 19,24), bogacz cierpi po śmierci (Łk 16,19-31). Jezus doskonale wiedział, że bogactwo było i nadal jest wielkim zagrożeniem, niszczy relacje międzyludzkie. Często pojawiają się pytania i wątpliwości o to, ile można mieć pieniędzy? Ale Jezus nie ustala kwoty. Gdy nawraca się zwierzchnik celników, Zacheusz, postanawia połowę swojego majątku oddać ubogim. Jezus przyjmuje ten gest. I nie ma pretensji, że nie oddaje on wszystkiego, a przecież Zacheusz był bardzo bogaty (por. Łk 19,2). Z kolei gdy przychodzi do Niego młodzieniec, mówi mu, aby sprzedał wszystko, co ma (por. Mt 19,21). Ilość pieniędzy, które można zatrzymać, zależy więc od poszczególnego człowieka, a nie od ogólnej zasady.

 

Można więc przypuszczać, że nie chodzi o to, ile się ma, ale o to, w jaki sposób się tym rozporządza.

 

Tak. W Dziejach Apostolskich możemy przeczytać historię Ananiasza i Safiry, którzy sprzedali pole (Dz 5,1-11). Zachowali oni część pieniędzy, a resztę oddali Kościołowi. Gdy oddawali te pieniądze, skłamali, że to cała suma, jaką otrzymali. Oboje, jak mówi słowo Boże, „padli martwi”, ponieważ okłamali Piotra. Mogli z tymi pieniędzmi zrobić, co chcieli, bo to była ich własność, ale to kłamstwo, a nie posiadanie, nie spodobało się Bogu.

 

Święty Paweł napisał, że „radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor 9,7), a to oznacza, że dając, nie wolno być ani skąpym, ani przymuszonym do dawania. Nie ma obowiązku nieposiadania pieniędzy, bo gdyby tak było, to nie powinniśmy wspierać ubogich. Oni przecież ten ideał ubóstwa już osiągnęli. Dając im pieniądze, psulibyśmy ich. Idąc dalej tym (błędnym) tokiem myślenia, powinniśmy się pozbyć wszystkich dóbr materialnych i dołączyć do biednych. Przecież nie o to chodzi.

 

Problem tkwi nie w pieniądzach, ale w rozwarstwieniu. Wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca. Jest trochę nie fair, a czasem nawet bardzo, że jedno dziecko dostaje mniej, a inne więcej. Gdyby ktoś pytał o ogólną zasadę, to brzmi ona: ideałem nie jest ubóstwo. Ideałem jest wolność od pieniądza i gotowość, solidarność, by się tym dzielić. Święty Paweł również zbierał składki na utrzymanie wspólnoty, ale tam nigdzie nie było mowy o obowiązku dawania. On zachęcał i podkreślał, że „kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie” (2 Kor 9,6).

 

Mówi Ksiądz o wolności w dawaniu, często jednak ten argument o skąpym zbieraniu – zdaniem wielu – jest próbą manipulacji w celu zwyczajnego wyłudzenia pieniędzy przez Kościół.

 

Trzeba patrzeć na to, jak Kościół żyje. No bo są przecież zdobne świątynie, jest Muzeum Watykańskie, a i podróże papieskie nie odbywają się za darmo. Życie takie po prostu jest. Jednak to nie znaczy, że wszystko mamy rozdać.

 

Ktoś się oburzy i powie, że przecież setki tysięcy dzieci codziennie umiera z głodu, a Kościół buduje kolejne świątynie. Brutalna prawda jest taka, że i bez tej świątyni dzieci umrą. Pan Bóg ma dystans do życia. I my też powinniśmy mieć do niego dystans. No bo czy to, że ludzie umierają, oznacza, że ja też mam żyć na granicy minimum, nie chodzić do kina, nie korzystać ze sztuki czy teatru, a wszystkie zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczać na cele charytatywne? Można, ale nie trzeba. Owszem, pomagać trzeba, może to dla kogoś będzie droga do świętości. Ale czy to ma być norma postępowania? Mam wątpliwości. W Starym Testamencie istniała zasada dziesięciny. Zresztą w dzisiejszych czasach też funkcjonuje ona w niektórych środowiskach. I to osobiście bardzo mi się podoba. Można by ją jeszcze uelastycznić. Ofiara jest obowiązkowa, ale wysokość dobrowolna – to może być 5 proc., może być 10 proc., a może być nawet 50 proc.

 

A jednak bardzo mocno przejmujemy się pieniędzmi, bogactwem i stanem posiadania. Nie bardzo wiemy, ile wolno mieć, a ile już nie wypada, zwłaszcza katolikowi.

 

Pieniądze – jako byt – są dobre, a jeśli chodzi o moralną stronę, są neutralne. Stają się złe, jak przekraczamy pewne granice, których przekroczyć nie wolno. Nie wolno z powodu pieniędzy zdradzać Pana Boga i drugiego człowieka. Nie wolno stracić wartości, honoru czy przyjaźni. Czy z powodu chciwości mogę coś ukraść lub zniszczyć drugiego człowieka? Nie. Tu nie wolno mieć żadnych wątpliwości. A jeśli nie przekraczam tych granic, to niech się ucieszę z tego, co mam. I niech nie będę skąpym, żeby też inni ucieszyli się tym, co mam. Bo i Jezus miał tunikę nie szytą, ale tkaną, chodził na uczty do bogaczy i nie protestował, kiedy kobieta namaściła go olejkiem za 30 tys. złotych.

 

Rozmawiała Karolina Krawczyk
Czas Serca nr 154