Nieużywany akumulator
Chrześcijaństwo pełne jest konkretnych rad, które dają człowiekowi życiową siłę. Jakie to rady? Na przykład: nie martw się zbytnio o , co będziesz pił, co będziesz jadł, dość ma dzień swoich zmartwień. Jezus mówi: "Patrz na lilie, na ptaki. Czy martwią się o to, co będzie? Nie, po prostu żyją. Rób tak samo. Nie drżyj o przyszłość". A w innym miejscu: "Jeśli ktoś prosi cię o płaszcz, daj mu i szatę. Jeżeli ktoś prosi cię, żebyś szedł z nim kawałek drogi, idź dwa razy dalej". Można na te zalecenia patrzeć wyłącznie przez pryzmat religii i obiecanej nagrody za ich wypełnianie. Można też spojrzeć na nie od strony psychologicznej. Jeżeli coś komuś dasz, pójdziesz z kimś dwa razy dalej, niż cię prosił, pokażesz, że masz naddatek energii. Dawanie powoduje, że rośnie w tobie poczucie swobody. Nie jesteś wtedy stłamszony, ściśnięty. Czujesz się wolny i mocny. Ludzie zbyt rzadko jednak korzystają z takiej możliwości.
W Biblii czytamy: "Niech nie wie twoja prawica, co czyni lewica". My jednak często dajemy romskiemu dziecku bułkę, ale zaraz potem pomyślimy: "Panie Boże, ale jestem świetny, podzieliłem się bułką i to na dodatek z tym cygańskim dzieciakiem, a ja przecież nie lubię Romów. Ciekawe, jak mnie za to wynagrodzisz?". Oczekujemy Boga, który wyjdzie i powie: "Dobrze, bardzo dobrze zrobiłeś, postępujesz moralnie nawet wtedy, kiedy jest ci tak źle". Jesteśmy tak dumni ze swego czynu, że zaraz komuś o tym opowiadamy. Tymczasem Ewangelie nauczają czegoś zupełnie przeciwnego: owszem, pość, umartwiaj się, ale kiedy wychodzisz z domu, to wyglądaj tak, jakbyś świętował; kiedy się modlisz, schowaj się i w ukryciu czerp od Pana. Modlitwa, post, każda działalność, o której będziesz gadał, paplał, straci energię. Kiedy nie przestajesz być z siebie zadowolony, bo dałeś romskiemu dziecku bułkę, albo opowiadasz o tym wszem i wobec, to cały potencjał wynikający z tego czynu zamieni się w to rozpamiętywanie, w to opowiadanie. Sam siebie nagradzasz gadaniem. Rozpraszasz się.
Wszystko zrozumiałem
Założyciele wielkich religii mają osobiste doświadczenie spotkania z Bogiem, z jakąś przekraczającą ich i niesłychanie inspirującą Rzeczywistością. Muszą jednak to doświadczenie przekazać innym. Następnie ci, którzy o tym doświadczeniu usłyszeli, mówią o nim jeszcze innym. Tutaj pojawia się największy problem: jak to zrobić, żeby po drodze nie stracić tego, co najcenniejsze, czyli doświadczenia spotkania. Apostołowie byli zachwyceni Jezusem. To, co mówił, musiało być dla nich naprawdę świeże i poruszające. Uczniowie mogli podejrzewać, że Jezus ma w sobie jakąś niewyobrażalną moc, skoro nie masa słabych punktów. Uczeni w Piśmie zadawali mu podstępne pytania i co? I nic, na każde z nich potrafił odpowiedzieć. Apostołowie chcieli więc to, czego byli uczestnikami, przekazać innym.
Próbowali słowami jakoś oddać stan, w którym się znajdowali, znaleźć sposób na jego podtrzymanie, a u innych na jego wywołanie. Pojawiły się rady: zaprzyj się siebie, nieś swój krzyż, kochaj bliźniego swego itd.