logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Paweł Zybura OP
Dlaczego dzieci biegają w kościele
List
 


Tischnerowskie doświadczenie
 
Usłyszałem kiedyś anegdotę o ks. Tischnerze, który w kościele św. Marka w Krakowie głosił niedzielne homilie dzieciom. Pewnego razu opowiadał maluchom o Panu Bogu, który był tak dobry, że postanowił stworzyć świat. Widząc, że jest on zupełnie pusty – tylko lądy i morza – zasadził na nim najróżniejsze rośliny: paprocie, wysokie topole, rozłożyste dęby i mnóstwo kwiatów. Potem pomyślał, że warto, by pośród tej kolorowej mieszanki różnych drzew i krzewów zamieszkały jakieś zwierzęta. Stworzył więc żaby, zające, sarny, jelenie, a nawet dinozaury… Chcąc przejść od stworzenia zwierząt do stworzenia człowieka, ks. Tischner zapytał dzieci: „Jak myślicie, które ze zwierząt najbardziej Panu Bogu się podobało?". Wówczas do mikrofonu podeszła mała dziewczynka i cichym głosem powiedziała: „Chyba ja". Wszyscy w kościele wybuchli śmiechem. Wtedy ks. Tischner przygarnął do siebie speszone dziecko i łagodnym głosem wytłumaczył, że właściwie ma całkowitą rację, bo dla Pana Boga człowiek jest najważniejszym i najbardziej ukochanym stworzeniem. W tym właśnie momencie mała dziewczynka mogła doświadczyć tego, że w oczach Pana Boga rzeczywiście jest koroną stworzenia.
 
Z psychologicznego punktu widzenia był to bardzo ważny moment w życiu tego dziecka. Dziewczynka, idąc za przykładem innych, ośmielonych już wcześniej dzieci, zdecydowała się podnieść rękę i wypowiedzieć własne zdanie w „publicznej dyskusji". Był to dla niej wielki krok, który można porównać z doświadczeniem dorosłych chrześcijan narażonych nieraz na szyderstwo tylko dlatego, że bronią swoich przekonań religijnych. Ona dała po prostu publiczne świadectwo swojej wiary. Przyznała się do Boga. Kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, do tego i Ja się przyznam przed moim Ojcem, który jest w niebie. Ale jeśli ktoś się Mnie wyprze ludźmi, tego i Ja się wyprę przed moim Ojcem, który jest w niebie (Mt 10, 32-33).
 
Pomysł na kazanie to jeszcze nie wszystko. Żadna zaimprowizowana scenka oparta na Ewangelii czy kolorowy rysunek Pana Jezusa Dobrego Pasterza nie skutkują doświadczeniem bezpieczeństwa i poczucia „bycia u siebie". Dziecko musi wiedzieć i czuć, że w Kościele rozumianym jako wspólnota zbierająca się na Eucharystię, jak i w kościele-świątyni nie musi się niczego obawiać. Doda mu to odwagi, by podnieść rękę, gdy będzie chciało coś powiedzieć, zachęci do wykorzystania własnych talentów. W znanym miejscu dziecku łatwiej się skupić. Jeśli otaczają je znajome twarze, pozwala sobie na spontaniczność. Znajomy stary dywan, naczynie z wodą święconą zawieszone zaraz za drzwiami do kapitularza, w którym zanurza dłoń, aby zrobić znak krzyża, czy pluszowy miś ubrany w dominikański habit tworzą przyjazną atmosferę. W takiej atmosferze łatwiej jest mówić o miłości Boga Ojca, posłuszeństwie Syna i rozrzutności Ducha Świętego.
 
Mądrość dziecka
 
Ojciec Joachim Badeni OP, nasz klasztorny starzec i mistyk, zapytany kiedyś: „Dlaczego u dominikanów podczas Mszy Świetej dzieci biegają po kościele?", odpowiedział bardzo błyskotliwie: „Bo one wiedzą, że Pan Bóg jest wszędzie". Myślę, że nie jest to tylko sprytna odpowiedź doświadczonego zakonnika. To święta prawda. Dzieci są mądre. Nie myślę o inteligencji czy praktycznym wykorzystaniu swojej wiedzy, ale o mądrości w rozumieniu biblijnym – o darze, który Żydzi nazywali chochma. Jej istotą jest zdolność do dostrzegania Bożej obecności wokół siebie. W Psalmach czytamy: Mówi głupi w sercu swoim: „Nie ma Boga!" (Ps 14,1). Jeśli głupotą jest niedostrzeganie Bożej obecności w świecie, to mądrością jest głęboka świadomość, że jest obecny, wyczuwanie i rozpoznawanie o działania. Zdolność taką mają właśnie dzieci. Nie trzeba ich długo przekonywać, że Bóg może działać przez cuda. Z ufną wiarą przyjmują dogmaty czy teologiczne prawdy, z którymi my, dorośli, mamy nierzadko duże problemy. I nie jest to dziecięca naiwność, ale teologiczna intuicja czystych serc. Jezus w Kana Górze nazwał tych, którzy mają takie serca, szczęśliwymi (błogosławionymi), bo to oni będą oglądać Boga (por. Mt 5, 8).
 
Jedna z sióstr podczas katechezy w szkole podstawowej zapytała: „Kochani, powiedzcie mi, czym jest dusza?". Natychmiast usłyszała odpowiedź: „Dusza ludzka ma w życiu dobrze, bo może przekraczać granice bez paszportu". Proste i ufne dziecięce odpowiedzi są wyrazem wiary i mądrości, której wielu dorosłym ludziom zanurzonym w codzienności bardzo brakuje. O mądrości naszych „dwunastkowych" dzieci mogliśmy się wraz z braćmi przekonać wielokrotnie. Pamiętam wiele wydarzeń, które dowiodły, że ciekawości, spostrzegawczości i intuicji dzieci nie można zbyć prostym: „no bo tak". Podczas pewnego kazania, które wygłaszał jeden z moich braci – wtedy student, a dziś prawie doktor prawa kanonicznego – dzieci usłyszały historyjkę o aniołkach. Brat roztaczał przed nimi wizję rajskiego szczęścia, którego miała doświadczać cała rodzina aniołków. Opowiadał, rysując w wyobraźni dzieci obraz idealnej rodziny. Jednemu z chłopców ta propozycja wyraźnie nie przypadła do gustu. Zaczął się wiercić, przeszkadzać, aż w końcu wyciągnął rękę, aby schwycić mikrofon i powiedział: „Aniołek nie może mieć mamusi, bo jest bytem duchowym". Zdębieliśmy.
 
Prosto o rzeczach trudnych
 
Mądrości dziecka nie można zmylić uczonymi frazesami. Jeśli kaznodzieja zaczyna posługiwać się hermetycznym religijnym językiem, dzieci przestają słuchać. Prosty, obrazowy, ale i bardzo konkretny język jest kluczem do umysłu. Każde abstrakcyjne słowo, do którego my, dorośli, już się przyzwyczailiśmy, brzmi w uszach kilkulatka jak obcy język, nawet jeśli już wielokrotnie je słyszał. Dopóki nie zostanie ono skonkretyzowane, wypełnione znanymi mu treściami, nie będzie zrozumiałe. Dlatego też stopniowo eliminowałem z moich kazań takie wrażenia jak: „transcendencja Boga" czy „niepokalane poczęcie".
 
 
Zobacz także
Maciej Zinkiewicz OFMCap.
W pobliżu Ojca Pio Emmanuele żyje sześć lat, całkowicie zmieniając swój dotychczasowy sposób życia. Można wręcz rzec, że staje się osobą najbliższą Stygmatykowi. Stale mu towarzyszy, codziennie służy mu do mszy świętej, jest jego zaufanym. Dlaczego zatem jego historia należy do najbardziej kontrowersyjnych?
 
Przeglądając czwarty tom Epistolario Ojca Pio, natrafiamy na zwięzły i niezwykle intrygujący, poprzedzający zebraną korespondencję, rys biograficzny pierwszego syna duchowego świętego Stygmatyka – Emmanuele Brunatto.
 
Joanna Węglarz
Śmierć Ojca Świętego, oprócz przytłaczającego smutku, dała także nadzieję, że wreszcie coś się zmienia, że wbrew powszechnym opiniom ten świat zmierza ku dobremu, że młodzież nie jest stracona, że nauki Papieża nie są jej obce. Młodzi ludzie udowodnili, że potrafią się modlić, że nie wstydzą się swojej wiary...
 
ks. Mariusz Berko
Ponad miesiąc temu, późną nocą, kiedy wyszedłem na mój zakratowany balkon, zobaczyłem pewną postać skuloną przed drzwiami kościoła... Pomyślałem, że to może złodziej, lub jakiś lump, chcący wejść do świątyni... Z lekkim drżeniem w sercu zszedłem, aby dopaść drania. Przeszedł już mur odgradzający od ulicy, ale ja musiałem otworzyć bramkę. Kiedy zamki skrzypnęły, chłopak podniósł głowę, którą miał na ziemi... Na twarzy zobaczyłem, między brudem ziemi,że on płacze... "Co tu robisz o tej porze?" - dodałem jeszcze oburzony...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS