logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Jacek Bolewski SJ
Dlaczego modlitwa jest trudna?
Obecni
 


Metanoia i modlitwa
 
Jedną ze strategii złego jest przedstawianie chrześcijaństwa jako trudnego, nieludzkiego... Jezus od początku wiedział, że Jego Dobra Nowina będzie budziła sprzeciw. I dlatego nawoływał: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15). Nie głosi tu dwu różnych rzeczy, tylko jedną. Nawrócenie jest na pierwszym miejscu wiarą w Ewangelię, w Dobrą Nowinę o Bożym miłosierdziu, które „wymaga” tylko jednego: żeby je przyjąć. Istotnie, „potrzeba tylko jednego” (Łk 10,42). Dlaczego więc trudno to przyjąć, dlaczego trudno przyjąć aż do końca Boże miłosierdzie? Odpowiedzią jest w Ewangelii tajemnica Krzyża. Dobra Nowina weryfikuje się w obliczu złego, które ją odrzuca, skazując Jezusa na śmierć. I właśnie przyjęcie Krzyża przez Chrystusa pokazuje, że miłosierdzie Boga jest silniejsze od grzechu. Zmartwychwstanie poświadcza: grzech odrzucający Boga nie jest odrzucony przez Niego, tylko przyjęty i znoszony mocą miłosierdzia. Zwycięstwo należy do miłości miłosiernej, o której Apostoł oznajmia: „Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie” (Rz 11,32).
 
Przypomnijmy, że „nawrócenie”, do którego wzywa Jezus, to po grecku metanoia, czyli: zmiana sposobu myślenia. Ta zmiana nie przychodzi łatwo, jak o tym świadczy dawny przekład, używający słowa „pokuta”. Takie było w istocie dawne myślenie, także w Izraelu: trzeba żałować za popełnione grzechy i pokutować, aby zasłużyć na odwrócenie Bożego gniewu i doświadczyć miłosierdzia. Tymczasem Ewangelia odwraca to. Nie żal za grzechy prowadzi do rozpoznania Bożego miłosierdzia, lecz odwrotnie: dopiero doświadczenie Bożej miłości, którą człowiek odkrywa w otchłani swego grzesznego zagubienia, pozwala przyjąć je tak, jak je przyjmuje sam Bóg – jako znoszone mocą miłości do końca... Pierwszy krok należy do Boga, nie do człowieka: „My miłujemy, ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował” (1 J 4,19). Jako pierwsi doświadczyli tego w Ewangelii „celnicy i grzesznicy”, pogardzani przez innych: okazana im przez Jezusa miłość odkrywała w nich utraconą godność umiłowanych dzieci Bożych. A jeśli wydawało się to gorszące i trudne do przyjęcia dla ludzi, którzy uważali siebie za sprawiedliwych i stąd oczekiwali „lepszego” potraktowania przez Boga, to również oni mogli posłyszeć z ust ojca, który w przypowieści Jezusa przekonywał swego starszego syna słowami pełnymi miłości: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15,31n.).
 
Kto nie potrafi przyjąć miłości, jaką Bóg okazuje w Jezusie, temu trudno będzie pojąć i przyjąć wymagania związane z Dobrą Nowiną. Przykładem tej trudności pozostaje bogaty młodzieniec z Ewangelii, żywo zainteresowany, co ma „czynić, aby osiągnąć życie wieczne”. Gdy Jezus odpowiedział mu w końcu, żeby pozostawił wszystko i poszedł za Nim, okazało się, że to przekraczało siły młodzieńca. Dlaczego? Niewątpliwie, nie potrafił oderwać się od siebie i swoich „posiadłości”; jednakże główną przyczyną było to, że wcześniej nie dotarło do niego najważniejsze: „Jezus spojrzał z miłością na niego” (Mk 10,21). Gdyby młody człowiek otworzył się na to spojrzenie i pozwolił mu się przeniknąć, wtedy napełniłaby go miłość Jezusa jako najwyższe dobro, prawdziwe „życie wieczne”, dla którego można i warto oddać wszystko inne. Dokonałoby się nawrócenie, zaczęłoby się nowe życie, podobnie jak u św. Pawła wyznającego: „wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim” (Flp 3,8 n.).
 
Co to ma wspólnego z modlitwą? Nazywamy ją często „rozmową z Bogiem”, ale jak rozmawiać z Kimś, Kogo nie widzimy... Także tu potrzebujemy nawrócenia, zmiany sposobu myślenia. Modlitwa w sensie chrześcijańskim opiera się na tajemnicy Chrystusa Jezusa, w którym – jako wcielonym Synu – prawdziwie widzimy Boga: Ojca Syna w Duchu Świętym (por. J 14,9). Punktem wyjścia jest widzenie Jezusa, spojrzenie na Niego i przyjęcie Jego spojrzenia kierującego się do nas, osobiście do mnie. To samo spojrzenie, które nie dotarło do bogatego młodzieńca, kieruje się obecnie do wszystkich – w obrazie Jezusa miłosiernego, danego św. Faustynie. Komu modlitwa wydaje się trudna, może zacząć od tego jednego: wpatrzenia się w oczy Jezusa, w którym ujrzy Boga bogatego w miłosierdzie...
 
Wysłuchanie Boga
 
W świetle naszych rozważań odsłaniają się tu trudności, które przeszkadzają także w przeżywaniu prawdy chrześcijańskiej Ewangelii, Dobrej Nowiny o królowaniu Bożego Miłosierdzia. To połączenie – trudności z modlitwą i z wiarą – nie jest oczywiste, bo nie łączymy przeważnie obu kwestii ze sobą. Wiarę traktujemy jako sprawę naszych idei na temat Boga i różnych teologicznych poglądów, które wyznajemy. Tymczasem istotniejsza jest żywa, życiowa postawa wobec Niego jako żyjącej Osoby, czy jeszcze dokładniej: wspólnoty Boskich Osób – Ojca i Syna w jedności Ducha Świętego. Dlatego prawdziwa wiara żyje modlitwą, dzięki niej się rozwija i pogłębia. Na tej drodze nie należy bać się trudności, gdyż one wskazują właśnie kierunki koniecznego rozwoju naszego życia chrześcijańskiego z pomocą Tego, który nieustannie nas ożywia.
 
Modlitewne trudności są dwojakiego rodzaju, wskazują braki – naszego życia i naszej wiary. Te pierwsze narzucają się od razu, bo dotyczą naszej codzienności: wiążą się z brakiem czasu na modlitwę czy brakującego w niej skupienia, jeśli próbujemy mimo wszystko poświęcić jej choćby kilka chwil pacierza; do tego dochodzi zniechęcające poczucie, że modlitwa niewiele zmienia w naszym życiu, jak gdyby kierowane do Boga słowa czy prośby nie były wysłuchane. Tutaj odsłania się drugi rodzaj trudności, związany z wiarą: skoro mamy wrażenie, że Bóg nas nie wysłuchuje, trudno to pogodzić z obrazem Jego miłosierdzia, które przecież oznacza nieskończoną głębię Bożej miłości, gotowej pomóc w każdej opresji. Co znaczy więc otwarcie się na spojrzenie Jezusa miłosiernego jako początek, abyśmy nauczyli się znosić owocnie trudy wszelkiego rodzaju?
 
 
 
Zobacz także
ks. Maciej Będziński
Wreszcie się rozpoczyna! Miesiąc modlitwy różańcowej, kontemplacji imienia Jezusa, a dla nas, zaangażowanych w dzieło misyjne, czas wytężonej posługi.  
 
ks. Maciej Będziński
Na początku dwudziestego piątego roku mojego Pontyfikatu powierzam ten List apostolski czułym dłoniom Maryi Panny, korząc się w duchu przed Jej obrazem we wspaniałym sanktuarium wzniesionym dla Niej przez bł. Bartłomieja Long o, apostoła różańca. Chętnie wypowiadam jego wzruszające słowa, jakimi kończy on słynną Suplikę do Królowej Różańca Świętego: " O, błogosławiony różańcu Maryi, słodki łańcuchu, który łączysz nas z Bogiem; więzi miłości, która nas jednoczysz z aniołami; wieżo ocalenia od napaści piekła; bezpieczny porcie wmorskiej katastrofie! Nigdy cię już nie porzucimy. Będziesz nam pociechą w godzinie konania. Tobie ostatni pocałunek gasnącego życia. A ostatnim akcentem naszych warg będzie Twoje słodkie imię, o Królowo R óżańca z Pompei, o Matko nasza droga, o Ucieczko grzeszników, o Władczyni, Pocieszycielko strapionych. Bądź wszędzie błogosławiona, dziś i zawsze, na ziemi i w niebie ".
 
Anna Świderkówna

Jezus nieustannie nawołuje swych uczniów właśnie do słuchania. W Ewangeliach św. Marka, Mateusza i Łukasza powtarza się wielokrotnie jednakowo brzmiące wezwanie: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!" (Mt 11,5; 13,9,43; Mk 4,9,23; Łk 8,8; 14,35). W Apokalipsie św. Jana, w każdym z listów "do siedmiu Kościołów, które są w Azji", odnajdujemy to samo wezwanie, trochę tylko rozbudowane: "Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów" (Ap 2,7,11,17,29; 3,6,13,22). 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS