logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Beata Polak, Weronika Gurdek
Droga
Ruah
 



Z Beatą Polak rozmawia Weronika Gurdek
 
 Możemy zacząć od końca? Bardzo mnie intrygują Twoje buty...
 
Wiedziałam, że o to zapytasz! Większość moich butów to produkty firmy Swear. Uwielbiam je! Ostatnio Kaja przyszła do domu w wyższych butach i stwierdziła, że już wie, dlaczego ja takie noszę – one mi dają poczucie wartości (śmiech). Jak chodzę w płaskich butach, to się bardzo źle czuję psychicznie. Nawet w domu mam klapki na koturnach! W sumie mam chyba trzynaście par butów Swear.
 
I grasz w nich na... dwie stopy?
 
To zależy. Miałam kiedyś takie buty do kostki, masywne, z oczami i zębami. I na niektórych koncertach dało się w nich grać.
 
A propos: bywało, że „przerastał” Cię Twój własny instrument? Słyszałam o historii przy nagrywaniu „Soul Side Story”, koncertówki Armii...
 
Tak, to jedna z najlepszych! To był koncert rejestrowany. Pomagał mi wtedy bardzo fajny techniczny, Adaś Słucki. Koncert zaczął się świetnie i Adam zamiast pilnować mnie i mojego sprzętu, stał zapatrzony w publiczność. A tu się okazało, że jak ustawiał sprzęt, to nie przykręcił pedału stopy do bębna basowego. Ja zaczęłam grać, a sprzęt zaczął się rozchodzić na boki, stopa się wywróciła, a ja nic nie mogłam zrobić, bo utwór był nagrywany i trzeba było po prostu grać. Więc oczywiście zaczęłam go – cały czas grając – wołać: „Adam, Adam, stopa, stopa”. A on nic nie słyszał w tym koncertowym czadzie. Ja panikuję, a on nie słyszy... Z koncertu miała powstać płyta, a ja już na dzień dobry mam niewypał! I niestety poza niedogranymi bębnami, nagrało się jeszcze to moje wołanie z wieloma histerycznie wykrzykiwanymi niecenzuralnymi słowami... (śmiech) Przy miksowaniu koledzy z zespołu mieli oczywiście wielki ubaw przy odsłuchiwaniu tych fragmentów – żartowali, że wyciszą muzykę, zostawią tylko te moje krzyki i dadzą to jako bonus na płycie!
 
Podobno nie ma nic gorszego niż mąż lub żona mająca ten sam zawód. A Marcin to też muzyk...
 
Kiedy się poznaliśmy z Marcinem, on grał w zespole '3 Siostry', ja w 2 Tm 2,3 i Armii. Pamiętam, że jak już coś między nami zaczynało iskrzyć, to ja mówiłam: „Ale ja nie chcę mieć męża muzyka!”. A on na to: „Kochanie ja nie jestem muzykiem, tylko informatykiem, a muzykowanie to dla mnie zabawa”. I ja naiwna w to uwierzyłam (śmiech). Okazało się, że tak było tylko w teorii, ponieważ mojemu mężowi bardzo zależało na graniu, i ciężko mu było, gdy ja nadal grałam dużo koncertów, a on się nie realizował muzycznie. Dla Marcina muzyka to wielka pasja, ale w praktyce – wciąż niespełniona... A wiemy jak trudno żyje się z takim niespełnieniem. Na szczęście Pan Bóg przychodzi nam z pomocą...
 
Sunguest – Wasz wspólny zespół – miał być na to lekarstwem?
 
Sunguest był tworem eksperymentalnym. Marcin miał pomysł, nagrał gitary. Ja chciałam mu pomóc, więc dograłam bębny. Dla mnie to było niezobowiązujące. Ale ponieważ już była większa część muzyki, to stwierdziliśmy, że dobrze byłoby mieć wokal. Wtedy pomyślałam o Kai. Pamiętam nawet jak Kaja o trzeciej nad ranem w naszym mieszkaniu w bloku nagrywała takie wstępne wersje do „Ehije Aszer Ehije”, tym swoim specyficznym głosem, stylizowanym trochę na jakieś bułgarskie chóry, takich ludowych babek, drąc się w niebo głosy, a ja zastanawiałam się ilu ludzi to słyszy, i ilu klnie, że nie może spać... Efekt końcowy bardzo mi się spodobał.
 
Ale współpraca nie należała do łatwych...
 
Wiele rzeczy chciałam robić inaczej niż Marcin. Byłam też przyzwyczajona do innego stylu grania, zawsze grałam z bardzo dobrymi muzykami... Bardzo ciężko mi było zgodzić się na to, co dostaję muzycznie w Sunguest. To oczywiście jest też moja wada – wszystko po mojemu... Współpraca była więc bardzo trudna, bo uderzała w nasze relacje małżeńskie, rodzinne. Bo jak pracujesz z rodziną, to nie da się na trzy cztery, przejść od spraw zawodowych do normalnych i odwrotnie. Powiesz prawdę w kwestiach muzycznych, która boli, to potem wszystko przenosi się na grunt rodzinny. Człowiekowi trudno przyjąć krytykę i żyć z tym, jakby nic się nie stało. Nosimy w sobie wiele zranień, nazbieranych przez całe życie, i każde krytyczne słowo powiedziane pod wpływem emocji (a one są nieuniknione), potrafi być, jak sztylet włożony w serce.
 
 
1 2 3 4  następna
Zobacz także
Marcin Pieszczyk
Sztuka zawsze od wieków przedstawiała zarówno piękne i dobre, jak też okrutne i szkaradne oblicze rzeczywistości. Obok miłości pojawiało się cierpienie, czerń obok bieli. Obok posągów Ateny czy Afrodyty możemy dziś oglądać wizerunki Harpii; a z frontonów gotyckich katedr, obok dwunastu panien roztropnych, spogląda ku nam dwanaście panien głupich...
 
Władysław Gryzło SJ
Jeśli życie jest wartością fundamentalną, to jak wyjaśnić obecnie tak rozpowszechniony brak szacunku, a niekiedy nawet wrogość wobec życia? Co stanowi przyczynę sprzeciwu wobec życia i na czym polega znajdująca znaczne przyzwolenie społeczne “logika śmierci”? Chociaż zauważamy dzisiaj ogromną mobilizację osób i organizacji broniących życia, to w praktyce nadal silniejszy pozostaje ruch przeciwny. Jesteśmy świadkami prawdziwej wojny silniejszych przeciwko słabszym. 
 
Elżbieta Tąta
Rozdarta jestem, bo tyle wyborów, które przecież wyborami nie są, a koniecznością odrzucenia tego, czy innego rozwiązania, tej lub innej alternatywy, szukaniem priorytetu, motaniem się w niepewności, ciągłym szukaniem nie tylko siebie. Już nie raz zdarzyło mi się wstać rano z ogromnym pragnieniem, by nagle gdzieś się zaszyć, zapaść pod ziemię, bo właściwie i tak mnie jest... za mało, nie potrafię pojawić się wszędzie tam, gdzie rzeczywiści muszę, a grafik pełen miejsc, osób, wydarzeń. Jestem tylko człowiekiem...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS