logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Mieczysław Piotrowski TChr.
Droga do pełni szczęścia
Miłujcie się!
 


„Czułam – pisała po latach Matka Teresa – że Pan oczekuje ode mnie, bym zrezygnowała ze spokojnego życia w łonie swojego zgromadzenia zakonnego i wyszła na ulice służyć ubogim. Było to przesłanie jasne i wyraźne: miałam opuścić mury klasztoru i żyć pośród ubogich. Ale nie jakichkolwiek ubogich. On wzywał mnie, abym służyła zrozpaczonym, najuboższym z ubogich w Kalkucie – tym, którzy nie mają nic i nikogo; tym, do których nikt nie chce się zbliżyć, ponieważ są źródłem zarazy, brudni, pełni mikrobów i robactwa; tym, którzy nie mogą nawet pójść żebrać o jałmużnę, ponieważ są nadzy, nie mają nawet łachmana, aby go na siebie włożyć; tym, którzy już nie jedzą, gdyż z wycieńczenia nie mają siły, by cokolwiek jeść; tym, którzy wykończeni padają na ulicach, wyniszczeni, świadomi swojej śmierci; tym, którzy już nie płaczą, ponieważ zabrakło im łez. Takich właśnie ludzi ukazał mi Jezus podczas owej podróży, abym ich pokochała. Odbyłam w Dardżylingu ćwiczenia duchowne, rozmyślając nad przesłaniem, jakie otrzymałam, a kiedy wróciłam do Kalkuty, byłam zdecydowana odejść ze Zgromadzenia Sióstr Loretanek, aby móc w sposób wolny, całym swoim życiem służyć najbiedniejszym. Wiedziałam, że Bóg pragnie posłużyć się moją biedą, moją słabością, moim życiem po to, by okazać najbiedniejszym z biednych swoją miłość”...

Przez dwa lata arcybiskup Kalkuty nie wyrażał zgody na opuszczenie klasztoru przez s. Teresę. Dopiero w styczniu 1948 r. dał pozwolenie na wysłanie prośby do Rzymu. Pozytywna odpowiedź z Watykanu przyszła sześć miesięcy później. Siostra Teresa zmieniła swój dotychczasowy habit na białe sari, najbardziej rozpowszechniony strój wśród najbiedniejszych Hindusów. Kiedy rankiem 16 sierpnia 1948 r. opuściła klasztor Loretanek, ogarnęła ją panika. Była zupełnie sama, bez dachu nad głową, bez pieniędzy, bez pracy, nie wiedząc, dokąd pójść, by coś zjeść i znaleźć schronienie na noc. Znalazła się w sytuacji osób, które nie mają nic w swoim życiu. Nadal była zakonnicą związaną z Bogiem ślubami ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Uzyskała jedynie pozwolenie od papieża, aby czasowo żyć poza klasztorem w celu założenia nowego zgromadzenia zakonnego. 
 
Prawdziwa miłość musi boleć
 
Matka Teresa często mówiła, że prawdziwa miłość musi boleć, a „biedy nie stworzył Bóg, stworzyliśmy ją ty i ja, bo się nie dzielimy”. Ubodzy, którym pragnęła służyć, byli to najczęściej chorzy, pokryci ranami, trędowaci. Potrzebowali opieki medycznej. Matka Teresa pragnęła więc nauczyć się nieść im pierwszą pomoc, robić zastrzyki, opatrywać rany. W tym celu pojechała do Patny w środkowym Gangesie, aby odbyć kurs pielęgniarski organizowany przez siostry misjonarki św. Agaty. Po jego zakończeniu wróciła do Kalkuty i rozpoczęła swoją posługę najuboższym w dzień Bożego Narodzenia. To właśnie wtedy Syn Boży, stając się prawdziwym człowiekiem, zjednoczył się z każdą istotą ludzką i nadał jej nieskończoną godność i wartość. Od tego wydarzenia o godności człowieka nie decyduje iloraz inteligencji, kolor skóry, pochodzenie, stan majątkowy, ale tylko samo człowieczeństwo, które jest święte, bo zjednoczony jest z nim Jezus Chrystus. Taką samą godność i takie samo prawo do życia i wolności sumienia ma człowiek umysłowo upośledzony, jak i laureat Nagrody Nobla, żebrak i milioner, dziecko poczęte w łonie matki i człowiek dorosły. Matka Teresa związała więc swoją działalność wśród najuboższych z tą najbardziej radosną, ale dla wielu szokującą prawdą objawioną przez Chrystusa w tajemnicy Wcielenia, że w kruchości i nędzy swojego ciała każdy człowiek jest wielki, ponieważ jest dzieckiem Bożym. A więc ci nędzarze, którym Matka Teresa zamierzała poświęcić swoje życie, posiadali tę samą królewską godność co każda inna istota ludzka, albowiem oni także, na równi z innymi, są dziećmi Boga!

„Odejście ze wspólnoty sióstr loretanek – wspominała Matka Teresa – było dla mnie bolesnym przeżyciem. W klasztorze żyłam, nie znając trudności. Nigdy niczego mi nie brakowało. Teraz wszystko było inaczej. Sypiałam, gdzie się dało, na podłodze, często w ruderach, gdzie grasowały myszy; jadłam to, co jedli moi podopieczni, i tylko wówczas, kiedy było coś do jedzenia. Lecz wybrałam to życie, aby dosłownie realizować Ewangelię, zwłaszcza gdy mówi: »Byłem głodny, a daliście Mi jeść, byłem nagi, a odzialiście Mnie, byłem więziony, a odwiedziliście Mnie«. W najuboższych pośród ubogich Kalkuty kochałam Jezusa; a kiedy się kocha, nie odczuwa się cierpień ani trudów. Zresztą od początku nie miałam czasu, by się tam nudzić. Liczba dzieci z pięciorga, które zgromadziłam pierwszego dnia mojej działalności w slumsie Motijhil, od razu wzrosła. Trzy dni później było ich już 25, a przed końcem roku 41. Po wielu latach w tym miejscu powstała szkoła licząca 500 dzieci (...). Moim powołaniem było służenie najuboższym pośród ubogich. Za pośrednictwem dzieci zaczęłam penetrować najbardziej opuszczone zakamarki Kalkuty. W owym czasie w mieście było około miliona bezdomnych. Chodziłam od domu do domu, starając się być jakoś przydatna. Pomagałam tym, którzy sypiali na poboczach ulic, którzy żywili się odpadkami. Spotykałam się z największymi cierpieniami niewidomych, kalek, trędowatych, ludzi o zniekształconych twarzach i zdeformowanych ciałach, niezdolnych utrzymać się na nogach, którzy chodzili za mną na czworakach, prosząc o coś do jedzenia. Pewnego dnia w stosie odpadów znalazłam prawie martwą kobietę. Ciało jej było pokąsane przez myszy i mrówki. Zaniosłam ją do szpitala, lecz tam powiedziano, że jej nie przyjmą, bo nie mogą już nic dla niej zrobić. Zaprotestowałam, mówiąc, że nie odejdę, dopóki się nią nie zajmą. Długo konsultowali się ze sobą, aż wreszcie się zgodzili. Ta kobieta uratowała się. Później, dziękując mi za to, co dla niej zrobiłam, powiedziała: »I pomyśleć, że to mój syn wyrzucił mnie na śmietnik«.

Pewnego dnia potrzebowałam koniecznie znaleźć jakieś schronienie dla kilku opuszczonych. W poszukiwaniu chodziłam przez całe godziny w prażącym słońcu. Wieczorem nie mogłam utrzymać się na nogach, czułam, że zemdleję ze zmęczenia. Dopiero wówczas zdałam sobie sprawę, do jakiego stopnia wyczerpania mogą dojść biedacy w ciągłym poszukiwaniu odrobiny pożywienia, lekarstw, dachu nad głową. Żyłam całkowicie zdana na Boga i to On mnie prowadził. Czułam Jego obecność w każdej chwili i doświadczałam Jego bezpośredniej interwencji. Pewnego dnia, kiedy przemierzałam ulice Kalkuty, podszedł do mnie katolicki ksiądz, prosząc o datek na prasę katolicką. Tego ranka wyszłam z domu z całym majątkiem, jaki posiadałam – 5 rupii (równowartość około 5 zł). W ciągu dnia wydałam z tego 4 na ubogich. Pozostała mi jedna na przeżycie następnego dnia oraz kolejnych, dopóki nie nadejdzie jakaś pomoc. Ufając Bogu, oddałam księdzu ostatnie pieniądze. W myślach modliłam się słowami: »Panie, nie mam już nic, teraz Ty musisz zadbać o mnie«. Pod wieczór do mojej chatki przyszedł nieznajomy. Wręczył mi kopertę, mówiąc: »To na działalność, jaką siostra prowadzi«. Byłam zdumiona, ponieważ rozpoczęłam swoją pracę apostolską zaledwie przed kilkoma dniami i nikt mnie jeszcze nie znał. Otworzyłam kopertę i znalazłam w niej pięćdziesiąt rupii. Był to dla mnie namacalny znak aprobaty Pana Jezusa dla tego wszystkiego, co robiłam”.
 
 
Zobacz także
ks. Jan Hadalski SChr
 W czwartek po Niedzieli Zesłania Ducha Świętego po raz pierwszy przeżywamy nowe święto chrystologiczne Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Dzień 23 maja jest więc w liturgii diecezji polskich dniem wyjątkowym...
 
bł. Josemarla Escriva de Balaguer
Trzeba, abyśmy często rozważali, po to, by tego nie zapomieć, że Kościół jest głęboką tajemnicą, która nie może być nigdy ogarnięta na tej ziemi. Jeżeliby rozum zamierzał wytłumaczyć ją sam z siebie, widziałby jedynie zgromadzenie ludzi, którzy przestrzegają pewnych przepisów, którzy myślą w podobny sposób. Ale to nie byłby Kościół Święty...
 
ks. Radosław Chałupniak
Mówiąc o Janie Pawle II, trzeba odwołać się do osobistego świadectwa, do spotkań, które mocno zapadły w serce, do słów, na które się czekało, które się powtarzało i wypisywało jako życiowe motta. Warto podczas katechez z młodymi wracać do papieskich myśli zapisanych przez niego w różnych dokumentach...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS