logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Mieczysław Piotrowski TChr.
Droga do pełni szczęścia
Miłujcie się!
 


W Kalkucie najubożsi umierają na chodnikach ulic w całkowitym opuszczeniu. Matka Teresa widziała w nich cierpiącego Jezusa, który oczekuje pomocy. Dla niej ci wszyscy ludzie odrzuceni przez społeczeństwo: starzy, trędowaci, zdeformowani przez chorobę byli dziećmi Bożymi, jej najdroższymi braćmi, dlatego pragnęła, aby odchodzili z tego świata z przekonaniem, że ktoś ich kocha, aby mogli umierać w łóżkach, mając przy sobie kogoś, kto by się nimi zajął. Mówiła: „Są dziećmi Boga, powinni umierać z uśmiechem na ustach”. To był główny powód założenia przez nią szpitala-lazaretu dla umierających.

„Dom dla umierających jest jedną z inicjatyw, które najbardziej leżą mi na sercu” – mówiła Matka Teresa. „Stał się miejscem świętym, bowiem w nim każdego dnia dochodzi do rzeczywistego kontaktu pomiędzy niebem a ziemią; wiele osób kończy tu swoje ziemskie życie, aby złączyć się z Bogiem Ojcem. Towarzysząc tym osobom, w bardzo konkretny sposób odczuwa się obecność Boga. Pewnego dnia siostry zabrały z ulicy mężczyznę, który miał ciało pokryte ranami pełnymi robactwa. Był u schyłku życia. Zaczęłam go myć i leczyć. Na pół zgaszonymi oczyma śledził każdy mój ruch. Powoli jego twarz coraz bardziej się rozjaśniała. »Cierpisz?« – zapytałam. »Tak, bardzo« – odpowiedział słabiutkim głosem. I dodał: »Ale jestem szczęśliwy. Przez cały czas żyłem bez domu, teraz, otoczony wielką troską i miłością, umrę niczym anioł«. Kiedy indziej przyniesiono tu kobietę, która nawet nie dawała żadnego znaku życia. Umyłam ją, otoczyłam opieką, przemawiając do niej łagodnie. Później ostrożnie ułożyłam na łóżku. Wtedy wzięła mnie za rękę i uśmiechnęła się. Nigdy na żadnej twarzy nie widziałam równie pięknego uśmiechu. Ledwie słyszalnym głosem wyszeptała: »dziękuję« i zamknęła oczy na zawsze.

W czasie swojej podróży do Indii papież Jan Paweł II również odwiedził dom dla umierających. Zatrzymał się w nim długo. Próbował nakarmić kilku starców, towarzyszył przy śmierci trzech osób. Przez cały czas swojego pobytu nie zdołał wypowiedzieć ani jednego słowa. Był głęboko wzruszony, a z jego oczu płynęły łzy. Do tej pory w domu dla umierających przyjęłyśmy około osiemdziesięciu tysięcy osób, z których ponad połowa umarła. Nie da się pozostawać obojętnym wobec śmierci, wiedząc, że jest ona najważniejszym momentem w życiu każdego człowieka. Za każdym razem, kiedy ktoś umiera na moich rękach, to tak, jakby umierał Jezus. Towarzyszę mu z miłością, którą zanoszę do Boga. Dom dla umierających stał się miejscem świętym. Tu jest Bóg. Umierających przywożą ambulansami, wozami, wózkami ciągniętymi ręcznie. Siostry myją ich, opatrują, opiekują się nimi, modląc się przy przechodzeniu do wieczności. Pewien hinduski przywódca polityczny publicznie obiecał, że nas przepędzi z domu dla umierających. Przyszedł zobaczyć, żeby zebrać przeciw nam argumenty. Przeszedł między rzędami hospitalizowanych, przyglądał się pracującym siostrom. Ich postawa wywarła na nim silne wrażenie. Zobaczył, jak poświęcały się z ogromną miłością, jak czyściły rany na tych wycieńczonych ciałach, jak karmiły tych, którzy nie byli w stanie jeść. Kiedy wyszedł, powiedział do ludzi, którzy na niego czekali: »Obiecałem wam, że przepędzę stąd siostry, i uczynię to, ale tylko pod warunkiem, że przyprowadzicie tu wasze matki, wasze żony i siostry, wasze córki, aby przejęły pracę, którą one wykonują. W świątyni macie boginię z kamienia; tu natomiast macie żywe boginie«.
 
Misjonarki miłości

Na początku 1949 r. do Matki Teresy przyłączyły się pierwsze młode dziewczyny, które pragnęły poświęcić się służbie najuboższym. Matka Teresa tak wspominała początki nowego zgromadzenia: „W 1949 roku zaczęły napływać pierwsze powołania. Pierwsze dziesięć dziewcząt, które się zgłosiły, były to moje uczennice ze szkoły, gdzie uczyłam. Jedna po drugiej poświęcały się Bogu, aby służyć najbiedniejszym z biednych. Chciały ofiarować się całkowicie Bogu”. Ojciec Święty Pius XII zatwierdził Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości 7 października 1950 r., w dzień Matki Bożej Różańcowej. „Najważniejszym celem nowo powstałego zgromadzenia było zaspokajanie nieskończonego pragnienia miłości dusz ludzkich, wyrażonego przez Chrystusa w czasie agonii na krzyżu, przez ślubowanie czystości, ubóstwa, posłuszeństwa, modlitwę, ciężką pracę, trud nad zbawieniem i uświęceniem najbiedniejszych z biednych. Najważniejszym zadaniem sióstr jest modlić się, kochać, służyć; tylko tak możemy naszą miłość do Boga wprowadzić w życie i przełożyć na działanie dla naszych bliźnich. Czynimy to, służąc Chrystusowi, którego odnajdujemy w każdym cierpiącym nędzarzu. Jeśli się modlimy, to wierzymy. Jeśli wierzymy, to kochamy. Jeśli kochamy, to służymy” – pisała Matka Teresa. „Nasza szczególna misja polega na przyczynianiu się do zbawienia i uświęcenia najuboższych pośród ubogich. Jezus posyła nas, napełnionych Jego Duchem Miłości, abyśmy głosiły Ewangelię miłości i współczucia najuboższym pośród ubogich na całym świecie. Nazywamy się misjonarkami miłości, bo »Bóg jest miłością«. Mamy okazywać ubogim i cierpiącym, miłość, jaką Bóg ich ukochał. Rezultaty są zawsze wspaniałe. Pewnego dnia w Indiach, gdy opatrywałam kalekę dotkniętego gangreną, amerykański dziennikarz, który mi się przyglądał, powiedział: »Nie robiłbym tego nawet za milion dolarów«. »Ja także nie robiłabym tego za taką sumę« – odpowiedziałam mu. »Robię to jednak ze względu na miłość Bożą. Dotykając ciała tego cierpiącego człowieka, dotykam ciała cierpiącego Chrystusa«. Dopiero wtedy dziennikarz zrozumiał, jaka jest najważniejsza motywacja naszej posługi wśród najuboższych”.
 
Zobacz także
ks. Tadeusz Chromik SJ
Chrześcijanin jest człowiekiem zmartwychwstania. On nie tylko uwierzył w zmartwychwstanie Jezusa, ale także w swoje powstanie z martwych, czyli w życie wieczne. Wartość życia jest tak niezwykła, że człowiek jest gotowy wszystko poświęcić, aby tylko je ocalić.
 
ks. Mirosław Tykfer

I może właśnie teraz, w uroczystość Wniebowzięcia, kiedy życie Maryi nie tyle się kończy, ile spełnia, trzeba zapytać także o nas? Czy nie powinniśmy, wpatrzeni w Nią, w bliskości z Nią, odważniej zacząć stawiać opór wobec tego kulturowego nacisku, któremu niestety poddajemy się pomimo naszych religijnych przekonań i praktyk? Czy nie powinniśmy odważniej obronić wiary, że każdy człowiek, stworzony przez Boga, jest piękny? I to nie tylko w tym sensie, że wiemy to na poziomie teorii, ale że można to autentycznie odczuwać?

 
Lech Dokowicz
Wielu charyzmatyków stawało przed dylematem, jak podporządkować się czemuś, co ma kształt bezdusznej kurialnej biurokracji, podczas gdy samemu posiada się bezpośredni dostęp do Ojca. Mistyk wie, że ma osobistą więź z Bogiem i nie potrzebuje do tego żadnych pośredników, a jednak musi podporządkować się...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS