logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Włodzimierz Zatorski OSB
Drogi wyjścia
Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec
 
fot. Alexander Rumpel | Unsplash (cc)


Jak wyjść z tego zagmatwania? Wyjściem jest prawdziwe spotkanie z Bogiem. Takie spotkanie dokonuje się przez Jezusa Chrystusa. W Jego życiu objawił się cały dramat sytuacji człowieka.

 

Syntetycznie wypowiedział go św. Piotr w mowie do Żydów: Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami (Dz 3,15). Zabijamy Dawcę życia w naszych czynach. Nie mówimy o tym na płaszczyźnie moralnej, osądzając nasze czyny. Zresztą podobnie św. Piotr nie osądza postępowania słuchaczy. Po przytoczonych słowach dodaje zaraz: Lecz teraz wiem, bracia, że działaliście w nieświadomości, tak samo jak zwierzchnicy wasi. A Bóg w ten sposób spełnił to, co zapowiedział przez usta wszystkich proroków, że Jego Mesjasz będzie cierpiał (Dz 3,17n). Uzdrowienie idzie ostatecznie przez krzyż Syna Bożego, przez cierpienie i śmierć przyjęte przez Niego dla przywrócenia miłości. Tego dokonał Bóg przez Chrystusa. Z naszej strony potrzebne jest osobiste przyjęcie tej tajemnicy, co jednocześnie oznacza przyjęcie własnego krzyża: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien (Mt 10,38).

 

Czym jest krzyż? Nie jest on cierpieniem dla cierpienia, ale przyjęciem bólu ze względu na miłość, dla odzyskania życia. Wydaje się to paradoksalne. Jak cierpienie może przynosić życie? Zazwyczaj cierpienie rodzi w nas bunt. Aby je autentycznie przyjąć w imię miłości, trzeba uwierzyć w miłość, która przez cierpienie daje życie, co dokonało się na krzyżu. Na krzyżu Bóg objawił miłość do końca, a tym samym, że jest miłującym życie (Mdr 11,26), że nie pragnie naszego potępienia, ale zbawienia (por. Ez 33,11; Mdr 1,13; Łk 15,7). Przyjąć krzyż znaczy pójść za Chrystusem, jak mówi o tym przytoczone wyżej zdanie z Ewangelii według św. Mateusza, zawierzyć Jego mądrości, że przyjęcie cierpienia w miłości prowadzi do życia.

 

Najczęściej jednak myślimy zupełnie inaczej. Staramy się oceniać wszystko i szukać potwierdzenia wartości naszych czynów. W sytuacji wątpliwości spontanicznie pragniemy usprawiedliwienia naszego postępowania, co wiąże się od razu z oskarżaniem innych o pojawiające się zło. Takie myślenie raczej odcina od spotkania niż do niego prowadzi. Przy takim postępowaniu umyka nam istotny wymiar życia, o który winniśmy za wszelką cenę walczyć, że jest ono współistnieniem z innymi. Autentyczne pragnienie życia wymaga od nas właściwej postawy wobec innych. Zachęca nas do niej św. Paweł: obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko /przyobleczcie/ miłość, która jest więzią doskonałości (Kol 3,12–14).

 

Krzyż po chrześcijańsku przyjęty jest walką o życie wbrew pokusie buntu, zwątpienia i oskarżania innych włącznie z samym Bogiem. Jest wyznaniem wiary w życie, które jest mocniejsze od cierpienia i śmierci, życie, które rodzi się z przebaczenia i odzyskanej miłości. Krzyż nie polega jedynie na dzielnym znoszeniu cierpienia, ale pójściu za Chrystusem w Jego miłości do końca. Dlatego wymaga on zdecydowania się na życie wbrew doświadczeniu cierpienia i bólu.

 

Pozytywne rozwiązanie problemu naszych zranień pojawia się na płaszczyźnie myślenia egzystencjalnego, czyli myślenia wyrastającego z pragnienia pełni istnienia, myślenia, dla którego najważniejsze jest to, co daje życie. Dochodzi do niego ten, kto „miłuje życie”. Musimy zatem wrócić do właściwego porządku w myśleniu: myślenie egzystencjalne przed myśleniem moralno-oceniającym. Żeby to lepiej wyjaśnić, podam dwa przykłady.

 

Pierwszy banalny z dziedziny „motoryzacyjnej”. W przepisach drogowych istnieje np. zasada pierwszeństwa. Ale w czasie jazdy może być różnie. Ktoś może wymusić pierwszeństwo. Jeżeli dochodzi do wypadku, to oczywiście winny jest ten, który wymusił pierwszeństwo. Ale co to daje temu, który miał pierwszeństwo, lecz zginął w wypadku. Jaki sens ma dla niego wszelkie doszukiwanie się winy, racji, kiedy pozostaje kaleką lub nawet leży na cmentarzu? Myślenie w kategoriach prawa traci tutaj wszelki sens, jeżeli ten, który miał prawo, nie żyje, a ten, który zawinił, żyje i dalej jeździ. Jeżdżąc, musimy przede wszystkim myśleć o ochronie własnego i cudzego życia. Myślenie w kategoriach przepisów jest o tyle dobre, o ile służy zabezpieczeniu życia.

 

Drugi przykład odnosi się do życia małżeńskiego. Nie ma małżeństwa, w którym by nie dochodziło do konfliktów, napięć, nieporozumień. Myślenie w kategorii racji, winy, usprawiedliwiania się najczęściej nie prowadzi do jedności, ale do dalszego nieporozumienia. Racje jednej i drugiej strony są inne, inne myślenie, inne wartościowanie i dlatego zupełnie inna ocena wydarzeń i intencji. Kiedy każdy albo przynajmniej jeden z małżonków trzyma się uparcie swoich racji, chcąc udowodnić drugiemu jego winę, niszczy w ten sposób to, do czego zostali oboje powołani, mianowicie do jedności: dwoje będą jednym ciałem (por. Rdz 2,24). Zrozumienie, że szczęście w ich życiu polega na wzajemnej miłości, że jest to ich jedyna szansa na pełnię życia, zmienia samo myśle nie i wartościowanie. Żadne, nawet najpoważniejsze własne racje, nie są w stanie dać żadnemu z nich życia. Życie jest we wzajemnej więzi miłości. Stąd walka o nią staje się czymś najważniejszym w ich życiu. Jeżeli ponadto wiedzą, że tej jedności nie da się uzyskać inaczej, jak tylko przez przebaczenie i wzajemne zawierzenie, to trzymanie się własnych racji, szukanie potwierdzenie tych racji przez innych i usprawiedliwianie siebie staną się całkowitym bezsensem, niszczącym życie, do jakiego są wezwani. W praktyce nie jest to łatwe, a przebaczenie, zawierzenie drugiemu po trudnych doświadczeniach zdrady, może graniczyć z heroizmem. Jest to rodzaj krzyża, ale czy istnieje inna droga? Cóż może być ważniejszego od upartego dążenia do życia? Myślenie, które wyrasta z miłowania życia i pragnienia pełni istnienia, jest fundamentem Ewangelii – dobrej nowiny, jest ona bowiem obwieszczeniem życia, a nie kodeksem warunków na drodze do moralnej doskonałości i uzyskania usprawiedliwienia. W spotkaniu z Bogiem nie uzyskujemy usprawiedliwienia naszych złych czynów, ale przebaczenie, wyzwolenie z niewoli grzechu i prawdziwe życie.

 

Największą tragedią w zranieniu nie jest sam ból, ale odebranie woli życia przez zamknięcie w urazie i szukanie usprawiedliwienia. Wszyscy jesteśmy tak czy inaczej zranieni, ale do życia dochodzi ten, kto to życie miłuje i całym sobą do niego dąży, spotykając się z Bogiem w Chrystusie.

 

Włodzimierz Zatorski OSB
Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec
fragment książki „Droga człowieka”

 
Zobacz także
Andrzej Derdziuk OFMCap
Kontakty z innymi ludźmi mogą być powodem poczucia krzywdy, tak rzeczywistej, jak też wyobrażonej. Zdarza się bowiem, że wypowiedziane bez złej intencji niewłaściwe słowo, mimowolny odruch lub pominięcie może kogoś urazić, dotknąć jego bolesnej rany. Przypadkowy adresat takiego zachowania czuje się pokrzywdzony i może mieć nawet słuszny żal do krzywdziciela, ale w istocie popełnia niesprawiedliwość, bo interpretuje zachowania bliźniego ze swojej ciasnej perspektywy subiektywnego widzenia sprawy.
 
ks. Kazimierz Kubat SDS
"Cierpienie, ból, choroba są nieracjonalne, nie można ich zrozumieć, ani wytłumaczyć czy uzasadnić. Można ich tylko doświadczyć i zostać przezeń zmiażdżonym, albo ... uświęconym (?)." Tak, jak absolutnie nieracjonalne jest cierpienie i śmierć Chrystusa na krzyżu, tak jak absolutnie niewytłumaczalne są cierpienia tych milionów bezdusznie katowanych i wykorzystywanych dzieci, kobiet, starców we wszystkich krajach, gdzie toczy się wojna, tak jak irracjonalne jest każde cierpienie chorego człowieka.
 
Dariusz Piórkowski SJ

Zacznijmy od końca przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-16). Zapytajmy, co tak zeźliło owych mężczyzn, którzy najdłużej pracowali w winnicy? Skąd to niezadowolenie i oburzenie? Czy ich powodem była niesprawiedliwość właściciela winnicy? Nie, ponieważ on umówił się z nimi o denara, a oni przystali na te warunki. I tyleż otrzymali. Gospodarz ich nie oszukał, ani nie naciągnął. Mimo to, z jednej strony, robotnicy zarzucili mu, że wszystkich potraktował tak samo. Z drugiej, że nie tak samo, bo nie uwzględnił ich znoju i poświęcenia. Dlatego poczuli się oszukani. Uważali, że właściciel jest im coś winien. O co więc poszło?

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS