logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Rafał Ziemkiewicz
Dwór i czworaki - polski folwark
Zeszyty Karmelitańskie
 


Proces ten trwał przez całą polską państwowość - inaczej niż na zachodzie kontynentu, w Polsce ukształtował się najpierw „naród szlachecki”. Pozostałe stany zostały z jednej strony przygniecione liczebną, ekonomiczną i polityczną dominacją szlachty (znacznie liczniejszej u nas niż np. we Francji czy Niemczech), z drugiej jednak miały spore możliwości przenikania do stanu uprzywilejowanego, jak o tym świadczy choćby osławiona Liber chamorum. Rzutki, przedsiębiorczy i sprytny mieszczanin albo kmieć mógł, znów muszę dodać: znacznie łatwiej niż na Zachodzie, stać się szlachcicem. Sprawiło to, że nie było u nas wojen chłopskich, wielkich ruchów burżuazyjnych i w ogóle żadnych poważniejszych niepokojów społecznych (wyjąwszy konflikty na tle etnicznym, polsko-ukraińskie). Trzeba powiedzieć: niestety!
 
A potem tak kształtujące się społeczeństwo poddane zostało długotrwałemu wynaradawianiu, wielkiemu upustowi krwi, głównie szlacheckiej, w powstaniach, hekatombie elit w drugiej wojnie światowej i półwieczu feudalizmu stosowanego, jakim był w swej istocie realny socjalizm.
Następnie obdarowane zostało wymyśloną i praktykowaną przez społeczności zasadniczo od nas różne – liberalną demokracją.
 
Polska niemożność
 
Dwór i czworaki, czyli folwark - ten obraz najlepiej oddaje istotę polskiego społeczeństwa. Z jednej strony władza, czyli dziedzice. Z drugiej - masy, czyli pańszczyźniani Polacy.
Co najistotniejsze: folwark nie jest przedsięwzięciem wspólnym. Odpowiedzialność za jego losy jest wyłączną domeną dziedzica. Pańszczyźniani nigdy nie byli w sprawy folwarku wtajemniczani, nigdy nie odczuwali ich na swojej skórze. Dla nich sprawą podstawową są stosunki z dziedzicem. Dziedzic ma wobec nich obowiązki: zadbać, nakarmić i zapewnić dach nad głową, zbudować ochronkę dla dzieci fornali i „bandosiarnię” dla starców. To się należy i to jest oczywiste. Z drugiej strony, dziedzica każdy stara się oszukać. Nie pracować, kiedy ekonom się odwróci, coś świsnąć, kiedy się nadarzy okazja - to też jest oczywiste.
Czy na folwarku można wprowadzić demokrację? Można, jeśli się pod tym hasłem rozumie tylko procedury - wybór władz większością głosów i podejmowanie takim samym sposobem decyzji. Ale istnienie i funkcjonowanie tych procedur nie daje wcale oczekiwanych skutków, jeśli nie wyrastają one z demokratycznego ducha wspólnej odpowiedzialności za wspólne dobro.
 
A takiego ducha na folwarku nie ma. Dla pańszczyźnianych demokracja to taka sytuacja - zaskakująca skądinąd - w której sami mogą sobie wybrać pana. A jaki pan jest dla pańszczyźnianego dobry? Taki, który mało goni do pracy, dużo rozdaje i którego łatwo się oszukuje. Efektem demokracji na folwarku będą więc kariery dziedziców, którzy sami, wspólnie z pańszczyźnianymi, rozszabrowują wspólny (acz ta wspólnota nie jest dla większości oczywista) majątek, nie licząc się z przyszłością. Którzy rozdają świadczenia społeczne ponad możliwości kraju i nie reagują, gdy milion – a zdaniem niektórych nawet prawie trzy miliony – obywateli najzwyczajniej okrada wspólną kasę, wyłudzając nienależne renty i zasiłki. Efektem wprowadzenia demokracji na polskim folwarku jest bezprzykładne w naszych dziejach trwonienie szans rozwoju i zasobów - ze wszystkich krajów Europy, a bodaj całej OECD, przeznaczamy najmniejszy odsetek PKB na inwestycje w przyszłość, na edukację, naukę, upowszechnienie kultury. Brakuje pieniędzy na obronność i budowanie pozycji międzynarodowej, na bezpieczeństwo obrotu gospodarczego, czyli ochronę tego, co służy budowaniu dostatku. Ogromne kwoty natomiast pakujemy w podtrzymywanie archaicznej struktury rolnictwa, w dotowanie nieopłacalnych i niemających przyszłości dziedzin przemysłu, na czele z górnictwem, we wspomniane już renty i zasiłki. Nie dawajmy się zwieść pozorom, utrzymywanym dzięki chwilowo wysokiej stopie wzrostu i unijnej kroplówce - Polska przejada dorobek przyszłych pokoleń i szykuje narodowi marny los.
 
Rzecz oczywista, że budzi to sprzeciw i bunt elit, mniej lub bardziej świadomych stanu rzeczy, ale w każdym razie wyczuwających niekompetencję mas. Ten bunt znajduje ujście w kwestiach doraźnych, w niechęci do „populistycznej prawicy”, w resentymencie peerelowskim - ale jego przyczyny są poważne. Jednakże bunt ten jest bezsilny, bo zbuntowani nie są w stanie posunąć się do zakwestionowania folwarcznej demokracji. Wyżywają się w złośliwościach i różnych, niekiedy zgoła kabaretowych formach oporu wobec władzy oraz w narzekaniu na „antyinteligenckie kompleksy” rządzących polityków i wyborców, którzy wynieśli ich do władzy. Ale nic z tego poza gadaniem i wzdychaniem do lepszej przeszłości - czyli początków III RP, kiedy to „autorytety” miały większy społeczny posłuch - wyniknąć nie może. Jedynym pomysłem na poprawę sytuacji jest „ucywilizowanie” miejscowej ludności poprzez Europę.
 
 
 
Zobacz także
Małgorzata Bilska

Szaweł, zanim się nawrócił, był ortodoksyjny. Pilnował doktryny i prawowierności. Odpowiedź Jezusa na pytanie Szawła z Tarsu: „Kim jesteś, Panie?” wszystko zmieniła. Spotkanie dało mu nowy klucz do czytania doktryny. Najważniejszą kwestią, gdy ktoś się pogubi, jest nie tylko „jak wrócić”, lecz „do kogo”. Podobnie jest z bezdomnością. Nie jest tak ważne „jak” wyjść z bezdomności, ale „do kogo”. Nie wychodzi się z niej gdzieś tylko zawsze do kogoś.

 

Z ks. Mirosławem Toszą, założycielem i szefem Wspólnoty Betlejem oraz domu dla osób bezdomnych w Jaworznie, rozmawiała Małgorzata Bilska.

 
Małgorzata Bilska
Kilka lat temu miałem okazję rozmawiać z dwoma zakonnikami, którzy opisali mi zdarzenie dotyczące chorej osoby oraz homeopatycznych leków. Z ich słów wynikało, że homeopatia kryje w sobie tajemnicze i złe siły. Później jedna z bliskich mi osób doświadczyć tego mogła na sobie samej. Zrodziło się wtedy we mnie pytanie: jak to możliwe? Szukając prawdy o homeopatii, skontaktowałem się z chyba najwybitniejszym na świecie znawcą tematyki orientalnej, New Age, sekt i innych zagrożeń duchowych. Chodzi o o. Josepha - Marie Verlinde'a...
 
Małgorzata Bilska

Wystarczy być dobrym człowiekiem, żeby szczęśliwie zrealizować swoje życie i zasłużyć na pamięć potomnych. Co jednak oznacza być dobrym? Czy można być dobrym wobec siebie? Czy raczej powinno się być dobrym wobec innych? A może jedno nie wyklucza drugiego? Jako ludzie ciągle rozglądamy się dookoła, by odkryć na ziemi własne miejsce, by poczuć, że to, co robimy, ma jakiś sens. By odnaleźć to, co najważniejsze. Mamy bardzo wiele odpowiedzi na pytania, które stawiamy. Uzyskujemy je każdego dnia. A jednak pozostajemy nimi nienasyceni. Wśród wszystkich naszych dylematów pytanie o bycie dobrym jest jednak wyjątkowe. Dotyczy bowiem głębokiej prawdy o nas samych.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS