logo
Środa, 01 maja 2024 r.
imieniny:
Józefa, Lubomira, Ramony – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
br. Andrzej Kazimierski MBJ
Ewangeliczny konkret życia
Różaniec
 


W Polsce bracia wykonywali różne prace: murarza na budowie, listonosza, drwala w lesie, hutnika przy piecu, robotnika w fabryce izolującej rury czy przy naprawach taboru autobusowego, a także pracę piecowego w cukierni i magazyniera. Dzisiaj bracia pracują jako pomoc w szkole dla niepełnosprawnych, w pralni i oczywiście w markecie przy rozkładaniu towaru. Są już wśród nas emeryci. Nie szukamy kierowniczych miejsc pracy, takich, przy których mielibyśmy zarządzać kimś czy nadzorować pracę innych, ponieważ takie funkcje od razu zaburzają proste relacje ze zwykłymi pracownikami.

…sposobem na ewangelizację

Zdarza się, że nawet bardziej zaangażowani chrześcijanie, którzy pytają, w jaki sposób głosimy Ewangelię w swoich miejscach pracy, dziwią się, słysząc naszą odpowiedź, że nie o to nam chodzi. Idziemy do ludzi, by przede wszystkim stawać się ich braćmi i uczyć się ich kochać – tak po prostu, bezinteresownie. Oni wszyscy stają się obecni w naszych sercach i polecamy ich wszystkich w modlitwie Panu. Okazuje się niejednokrotnie, że to ci, wśród których pracujemy, ewangelizują nas – bo mają więcej prostoty, są bardziej hojni, otwarci, bezinteresowni i nie są obłudni. Często bywa tak, że w chwilach kryzysów, trudności to oni stają się dla nas wsparciem. Praca wśród ludzi pozwala nam również twardo chodzić po ziemi, a nie bujać w obłokach. Koledzy, a nawet szefowie „wygarną” ci od razu i szczerze, gdy coś jest nie w porządku – i to w tak bezpośredni sposób, że w piśmie takim jak „Różaniec” nie wypada tego cytować.

Podejmując pracę, na ogół nie przedstawiamy się jako zakonnicy. Raz tylko zdarzyło mi się, że próbowałem wykorzystać ten atut, kiedy w latach dziewięćdziesiątych znalazłem się z jednym z braci na Dolnym Śląsku. On pracował jako śmieciarz, a ja usilnie starałem się dopiero znaleźć jakieś zatrudnienie. Miejscowość nieduża, możliwości mało. Jednakże chodząc po mieście, zauważyłem, że jest tam dosyć duży dom dla sierot prowadzony przez siostry zakonne. Pomyślałem, że w tym miejscu chyba mogę się przedstawić jako brat zakonny, który szuka pracy. Tak też zrobiłem. A ponieważ mam wykształcenie techniczne, z uprawnieniami elektryka, powiedziałem, że szukam pracy właśnie jako elektryk lub „złota rączka”, a nawet jako osoba do sprzątania. Wyjaśniłem też, że jestem zakonnikiem, który z tego żyje. Spojrzała na mnie z niedowierzaniem i zapytała: „Może pan jest głodny i chciałby coś zjeść?”. Przyznam, ewangeliczna postawa, niemniej zrozumiałem, że tu pracy nie dostanę.

…miejscem spotkania z Bogiem

Znalazłem pracę z ogłoszenia wywieszonego na murze – prywatna firma potrzebowała elektromonterów do budowy banku. Przyjęli mnie, ale tym razem nie przedstawiłem się jako brat zakonny. To kierownik ekipy po paru miesiącach pracy uznał, że ze mną „coś jest nie tak”. Spostrzegł w moich dokumentach, że mam wyższe wykształcenie techniczne (on zaś był dopiero w trakcie studiów), a zatrudniłem się jako zwykły elektromonter. Mógłbym właściwie objąć jego stanowisko, bo miałem ku temu wykształcenie i praktykę. W szczerej rozmowie przyznałem się, kim jestem, i zapewniłem, że nie musi mieć żadnych obaw: nie będę chciał go zastąpić, czyli – jak się mówi w żargonie pracowniczym – wygryźć.

Na co dzień raczej nie spostrzegamy, że praca to również uczestniczenie razem ze Stwórcą w dalszym stwarzaniu świata. Przy budowie budynku banku przeżyłem niecodzienne doświadczenie. Po zakończeniu prac instalatorskich, przed odbiorem, należało dokonać próby generalnej całości instalacji. Był już wieczór, gdy włączaliśmy obwód za obwodem. Robiło się coraz jaśniej, aż cały budynek i wszystkie pomieszczenia wypełniły się światłem. Nasunęły mi się wtedy słowa z Księgi Rodzaju: „Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!». I stała się światłość. Bóg, widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności” (Rdz 1, 3-4). Również naszą „światłość” komisja odbiorcza uznała za dobrą i przyjęła całe dzieło.

Czasami przeżywam wątpliwości: co ja właściwie robię tutaj, to znaczy u Małych Braci? Czy nie lepiej byłoby służyć Panu Bogu widoczniej, aktywniej, skuteczniej? Albo – by być bliżej Boga, za którym się tęskni – zamknąć się w jakimś klasztorze kontemplacyjnym? Wówczas zawsze wracam do tej pierwotnej intuicji, że skoro druga Osoba Trójcy Świętej, sam Syn Boży, zdecydował się do trzydziestego roku życia mieszkać ubogo i pracować na swoje utrzymanie, prowadząc ciche i spokojne życie z Matką wśród mieszkańców Nazaretu, to nie może być to przypadek. W tym musi być sens.

Lata takiego życia pozwalają mi odkrywać, że Bóg jest zawsze i wszędzie obecny – tak samo w kaplicy podczas modlitwy, jak i wtedy, kiedy o Nim nie myślimy, a czynimy to, co do nas należy. Ośmielam się twierdzić, że od chwili wcielenia się Słowa nie ma już na świecie sacrum i profanum – wszystko stało się sacrum (z wyjątkiem grzechu). To, co jest uważane za profanum: praca, odpoczynek, codzienna krzątanina wokół ludzkich spraw, spotkania i rozmowy – może być sacrum, gdyż to wszystko było również udziałem życia Syna Bożego. I tę całą ludzką codzienność spaja jedno – obecność Ojca. Kiedy w czasie działalności publicznej Jezus mówi: „Wierzcie mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”, to słowa te odnoszą się także do Jego życia w Nazarecie.

Na zakończenie wyrażam radość, że to moje pisanie ukaże się w piśmie „Różaniec”, zwłaszcza że tekst powstawał w pustelni Małych Sióstr Jezusa w Częstochowie, niedaleko Jasnej Góry, blisko Tej, która najbliżej dzieliła życie ze swym Synem w Nazarecie.

br. Andrzej Kazimierski MBJ
 
Zobacz także
ks. Jacek Poznański SJ
Dobrą praktyką na Wielki Post może stać się ignacjański rachunek z używanych słów. Stań więc najpierw w postawie słuchania. Słuchaj Izraelu – brzmi we wstępie do najważniejszego przykazania, przykazania miłości. Słuchaj Bożego Słowa. Ono jest wypowiadane w ciszy, a więc nie jest agresywne, niszczycielskie, narzucające się, gwałcące. Wsłuchaj się w swoje serce. 
 
Marian Zawada OCD
Wielbicieli precjozów niezwykle inspiruje przypowieść o drogocennej perle (Mt 13, 46). To szczególny rodzaj ozdoby i biżuterii. Drogocenna perła stanowi metaforę skarbu tak wielkiego, że warto za niego wszystko dać, a nawet zaprzedać siebie, jak kiedyś św. Antoni Pustelnik. Legenda głosi, że perły zrodziły się z kropelek rosy napełnionych światłem księżyca, a inna – że to łzy wypędzonych z raju Ewy – koloru różowego, czarnego – Adama.
 
Magdalena Guziak-Nowak
W procesie zdrowienia nieocenione jest wsparcie osób, do których mamy stuprocentowe zaufanie. Jeśli chodzimy na terapię, dobrze, jeśli znajdujemy je u terapeuty. Dla mnie takimi osobami byli mój spowiednik oraz przyjaciółka, która ma bardzo szeroką wiedzę teologiczną i jest zaawansowana w formacji duchowej. Pamiętajmy, że DDA wszystko odbiera na opak. 

O dorosłych dzieciach alkoholików i trampolinie, na której odbijają się do normalnego życia z Dominiką Krupińską, autorką książki o DDA, rozmawia Magdalena Guziak-Nowak
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS