logo
Czwartek, 02 maja 2024 r.
imieniny:
Atanazego, Longiny, Toli, Zygmunta – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Emilio Szopiński
Fortuna Misjonarza
Wydawnictwo Ad Oculos
 


Wydawca: Ad oculos
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-7613-081-1
Format: 155x220
Stron: 186
Rodzaj okładki: miękka

 

Spotkanie z Janem Pawłem II

Kto naprawdę potrafi opisać swe spotkanie z tym Człowiekiem? Ze wszystkich moich spotkań, najważniejszym było spotkanie w Tarija, gdzie głosiłem misję św. tuż przed Jego wizytą. Miasto znajduje się na wysokości 2000 m nad poziomem morza.

Lotnisko jeszcze nie dysponowało urządzeniami radarowymi, samolot robił trzy okrążenia przed lądowaniem, było lekko pochmurno. Jak zwykle rzesza ludzi.
Franciszkanin ćwiczy skandowanie "kilometrowego" przywitania. To nie to, co argentyńskie "Juan Pablo Segundo, Te quiere todo el mundo" (Janie Pawle II, Ciebie kocha cały świat). Ponieważ jesteśmy w Stanie Chapaco, skojarzyłem sobie i szepnąłem franciszkaninowi: "Ahora el Papa Polaco es Chapaco" (Tutaj Papież Polak jest Czapako - Polako - Czapako). Co się działo, gdy to ludzie posłyszeli! Zaniechano przedtem wspomnianego przywitania.

Na to sobie mógł pozwolić tylko Jan Paweł II: "Dziękuję za nowe obywatelstwo. Przypuszczam, że nie będziecie wymagać, abym płacił podatki".

Byłem w habicie redemptorystów, jak na misjach. Miałem kamerę video. (Na CD jest: w programie "Na skrzydłach orłów, misje na "najwyższym poziomie"...") Przez okno kamery widzę, że Papież jest tuż przede mną, a nie ma nikogo obok. Zapomniałem o kamerze, całuję Pierścień Rybaka. Teraz Papieżowi się nie spieszy, chociaż czekają tysiące. Pyta: "Co tu robi ten redemptorysta?" - "Jestem z Argentyny, głoszę misje św." - "Głosisz misje św.? Głoś misje, trzeba głosić misje, potrzeba misji". Mówiłby dalej, gdyby nie interwencja księdza Dziwisza.

Misje w Westfalii, Bawarii

Nie będę ukrywał, że w Archiwum Generalnym początkowo czułem się jak swego czasu w Quilmes. Nie miałem innego zadania jak ślęczenie nad korespondencją Generałów, mniej więcej od lat 1850 do 1950. Po tylu latach życia tak aktywnego, z krajów Ameryki Południowej nie byłem tylko w Wenezueli, chociaż i tam jest język hiszpański.

Jak wspominam w innym miejscu, nie miałem zielonego pojęcia o programie LIDOS. Początkowo na przeczytanie jednego listu musiałem przeznaczyć cały dzień. Wymagało to skupienia i cierpliwości, której najbardziej mi brakowało. Mówiłem sobie: "Cóż bracie, to jest twoja misja, masz ją spełnić". I tutaj Opatrzność Boża czuwała. Niejednemu przełożonemu wydaje się, że to on rządzi, a nie pamięta, że człowiek celuje...

Współbracia przy stole opowiadali o braku księży w Bawarii. Z doświadczenia wiedział o tym ojciec Adam Owczarski. Mój przełożony, ojciec Arboleda, widział ile godzin dziennie spędzałem w Archiwum, więc gdy mu powiedziałem, że nie chciałbym zapomnieć, że jestem misjonarzem, nie miał nic przeciwko temu żebym wyjechał.
Poświęciłem na ten cel Adwent i Wielki Post, kiedy wierni najbardziej cenią posługę kapłańską.

Na ile miałem opanowany język niemiecki? Aby sąsiedzi w autobusie się nie dziwili, co też misjonarz czyta. A czytałem powieści. Jak się zmęczyłem nad niemiecką, miałem francuską. Ale co innego jest czytać, a co innego coś powiedzieć. Skoro jednak Jezus posłużył się osiołkiem, aby wjechać do Jerozolimy, niech się posłuży tym osiołkiem, aby wjechać... I wjechał, bo inaczej przepiękny kościół stałby zamknięty. Ludzie rozumieli moje czytanie, powoli mogę się porozumieć i sprawa idzie naprzód. Mogę usiąść w konfesjonale.

Z czasem tutaj są moje "wakacje", ponieważ odniosłem wrażenie, że ci ludzie są jak tonący, który gotów chwycić się brzytwy, aby ratować swą wiarę. Tutaj robię moje wakacje, ponieważ właśnie w czasie wakacyjnym, jeden z profesorów miał zastępstwo w Westfalii, ale był potrzebny na jakimś tam uniwersytecie, więc ja się wtedy zgodziłem, a od tego czasu, już sam o tym decydowałem.

Ta misja, szczególnie w Bawarii, jest jakby drugą stroną medalu posługi misyjnej: w Dos de Mayo musiałem iść od szałasu do szałasu, zgromadzić ludzi w cieniu drzew, dojeżdżać z bezgranicznym poświęceniem. W Bawarii jest na odwrót: przepiękne kościoły stoją zamknięte. Ludzie, którzy chcą mieć mszę świętą lub spowiedź, szukają mnie 50-70 km, co dla Niemców jest nie byle jakim poświęceniem, ponieważ przywieźć i odwieźć, to znaczy 4 x 50, czyli 200 km. Zgodnie z prawami ruchu, oznacza to przynajmniej pięć godzin jazdy, itd. Niech samo za siebie mówi choćby świadectwo czterdziestoletniego mężczyzny. Ledwo przywitaliśmy się, usiadłem w samochodzie, a on mówi do mnie: "Co za błogosławieństwo boże, co za łaska boża,... dzisiaj nasz kościół stanie się sanktuarium, przyjdą sąsiedzi, ponieważ będziemy mieli mszę świętą."

Stany Zjednoczone

Parę dni przed tym, jak opuściłem Argentynę, przyjechała Zofia Borek z ks. prałatem Rudolfem Zubikiem. Nasze pokrewieństwo Zosia wytłumaczyła ludziom sama: "Ponieważ ja miałam babcię i Emilio miał babcię, więc jesteśmy kuzynami". Pokazałem im coś niecoś i skończyło się na tym, że ksiądz Rudolf Zubik zaprosił mnie na swoją polską parafię w Harrison.

Też bardzo ciekawe doświadczenie misyjne. Tym bardziej, że wówczas poznałem księdza Ignacego Kuziemskiego: Nowenna Nieustanna, nocne czuwanie i całodniowa procesja Bożego Ciała oraz Nowenna Nieustanna u redemptorysty, ojca Kwietnia. Tam też poznałem ojca Jaszczuka, który był w Argentynie.

Całodniowa procesja Bożego Ciała: początek (pierwszy ołtarz) o 700 w kościele do którego wszyscy dojechali. Przy każdym ołtarzu (w innym kościele) miałem kazanie. Gdy wyszliśmy, aby iść do drugiego ołtarza, czyli o ileś tam kilometrów odległego kościoła padał deszcz i to od czasu do czasu, rzęsisty. Teren pofałdowany tak, że wyjście pod niejedną górkę kosztowało mnie dużo wysiłku. Szedłem jako ostatni, wierni podchodzili do spowiedzi. Całą drogę. Ostatni ołtarz o 1900 To była procesja!


Zobacz także
ks. Grzegorz Kozieński SChr
Historia ludzkości naznaczona jest zjawiskiem migracji. W ciągu dziejów ziemi i naszej cywilizacji człowiek przemieszcza się z jednego miejsca w drugie, w sobie wiadomym celu. Najsmutniejszym wydaje się być jednak fakt, że migracje bardzo często są procesem przymusowym. Wolny człowiek, wskutek różnego rodzaju splotu wydarzeń jest zmuszony - podobnie, jak Abraham – aby wyjść z ziemi rodzinnej i udać się w nieznane...
 
Ks. Piotr Mazurkiewicz
Poruszony zniechęceniem do teraźniejszości i sceptycyzmem wobec przyszłości, jakie zaobserwował wśród przybywającej ostatnio do Taizé polskiej młodzieży, brat Roger wypytywał mnie głównie o kwestie związane z przystąpieniem naszego kraju do Unii Europejskiej, o stanowisko Kościoła, nastroje wśród społeczeństwa, stan wiary w naszej Ojczyźnie. Na zakończenie powiedział: Mais, c'est urgent! - "Ale to pilne!"...
 
ks. Mieczysław Piotrowski TChr.
Rosalind Moss urodziła się w Brooklynie w 1943 roku. Jej rodzice byli konserwatywnymi Żydami pochodzącymi z Rosji i Węgier. Bezkompromisowe poszukiwanie prawdy oraz sensu życia doprowadziło ją do Chrystusa, który naucza i zbawia w Kościele katolickim. Ros wspomina czasy swojego dzieciństwa: Każda tradycja, każde święto, każda uroczystość mówiła nam, kim jesteśmy – i kim jest Bóg – i jaki jest Jego cel dla nas jako ludu, a celem było przede wszystkim nasze trwanie w posłuszeństwie i służbie Bogu, który nas stworzył, i oczekiwanie na przyjście Mesjasza […].
 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS