Jak to w końcu jest? Czy człowiek bogaty może być zbawiony, czy też prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne? Te pytania, rodzące się po lekturze Ewangelii, nurtowały już pierwszych chrześcijan. Zastanawiali się oni, czy rzeczywiście trzeba rozdać wszystko, co się posiada i wyrzec się własności indywidualnej, żeby być uczniem Chrystusa? I co ważniejsze: czy trzeba żyć w ubóstwie, aby osiągnąć szczęście wieczne?
Wierność jest wyjątkowo ważną wartością w czasach, w których niewierność bywa akceptowana nawet przez niektórych chrześcijan. Wyróżnia tych, którzy trwają w miłości i naśladują Jezusa. Na takich ludzi możemy zawsze liczyć. Oni nas nie rozczarują, nie zawiodą, nie zdradzą.
„Większość ludzi żyje w cichej rozpaczy” – twierdzi Henry D. Thoreau. Trudno powiedzieć, czy jest to na pewno większość ludzi, ale na pewno dużo ludzi doświadcza zniechęcenia, beznadziei; wielu ociera się o rozpacz. Mówi się co pewien czas o rosnącej liczbie ludzi dotkniętych depresją. Tysiące a nawet miliony ludzi czują się zepchnięte na margines życia.
Rodzice nie chcą wychować swoich dzieci na egoistów i samolubów. Mimo to rozbudzają w nich często przesadne poczucie wyjątkowości, mogące prowadzić do narcyzmu. Jak temu zapobiegać? Jak wychować pewnego własnej wartości, obdarzonego realnym obrazem siebie człowieka?
Pojawia się miłość, która zagarnia uczucia i myśli. Wobec jej ognia przygasają dotychczasowe relacje. Wszystko zaczyna krążyć wokół niej. Co robić z tą miłością? Iść za nią? Zniszczyć dotychczasowy związek, rozbić małżeństwo, złamać śluby? Czyż miłość nie jest najważniejsza?
W Ewangelii jest taki fragment, kiedy kobieta chora na krwotok przeciska się przez tłum, żeby móc chociaż dotknąć szaty Chrystusa Pana. A w sakramencie pokuty jest nie tylko dotknięcie, ale wręcz wejście w ofiarę Jezusa Chrystusa – przyjęcie Jego darów miłości. To jest sakrament, a więc uobecnienie Chrystusa Pana. Przecież kapłan, trochę z drżeniem, ale wypowiada formułę sakramentalną, która brzmi: ja tobie odpuszczam grzechy – a więc „pożycza” swoich ust Jezusowi Chrystusowi.
Z ks. infułatem Janem Sikorskim rozmawia Łukasz Kaźmierczak
Żeby zostać uzdrowionym, często najpierw trzeba poruszyć pewne blokady, które są w nas, ponieważ one nie pozwalają działać Duchowi Bożemu. Są to nie wyspowiadane grzechy, ciężkie grzechy. Jezus wtedy nic nie może zrobić. Innym powodem jest, gdy nie wybaczyliśmy komuś, kto nam coś złego uczynił.
Jezus stawia tamę naszemu niewłaściwemu reagowaniu na zło, stawiając nam przed oczy Dobroć Boga Ojca i zachęcając nas do stawania się doskonałymi jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski. Widomym znakiem nieograniczonej życzliwości Boga jest Słońce, które świeci wszystkim, i deszcz, który pada na wszystkich – bez różnicy. – Słońce naszej miłości przyćmiewa się dość szybko w zderzeniu z czyimś atakiem na nas.
Eucharystia dla pierwszych chrześcijan nie była obowiązkowym rytuałem spełnianym dla przebłagania Boga. Nie była rytuałem oczyszczającym człowieka, który przestał radzić sobie z własnym życiem pogrążonym w ciemności. Była przede wszystkim sakramentem jedności.
Życie każdego człowieka jest chronione przez Boga. Zagrożenie świętości życia ma dzisiaj swoje źródło w wyobrażeniu o nieograniczonych możliwościach człowieka, które bazuje szczególnie na osiągnięciach medycyny i badaniach genetycznych. One to mogą się okazać dla człowieka i stworzenia nie mniej zgubne niż tymczasem przezwyciężone ideologie i systemy.
Wnikliwi obserwatorzy świata notują, że dzisiaj wielkim zagrożeniem dla człowieka jest pokusa nicości i nuda, które ciągną ku rozpaczy. Niektórzy wprost mówią o cichej rozpaczy jako kondycji współczesnego człowieka.
„Do serca dochodzi się zwykle nie przez rozum, lecz przez wyobraźnię” – pisał w Logice wiary bł. John Henry Newman. To dość szokujące spostrzeżenie, bo idące w poprzek myślenia wielu filozofów, którzy na ogół nie mieli zbyt dobrego zdania o tej władzy. Większość z nich traktowała wyobraźnię z podejrzliwością jako podrzędną, i często krnąbrną, służebnicę boskiego pierwiastka w człowieku, czyli rozumu.