logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Łukasz Serwiński
I zstąpił do piekieł...
Liturgia.pl
 


O trudnej teologii zstąpienia do piekieł z bratem Piotrem Świerszczyńskim OP rozmawia Łukasz Serwiński.

Dlaczego Chrystus zstąpił do piekieł? Czy to oznacza, że przyniósł zbawienie potępionym?
 
Święty Tomasz z Akwinu, na którego pismach w głównej mierze będę się opierał, kiedy mówi o miejscu, do którego zstąpił Chrystus, wyraźnie odróżnia piekło potępionych od piekła Ojców, które lepiej nazwać za Starym Testamentem, Szeolem lub Otchłanią. Szeol to, w rozumieniu Biblii, miejsce do którego po śmierci trafiają wszyscy: zarówno sprawiedliwi jak i potępieni. Kiedy Chrystus zstępuje tam po swojej męce, przynosi łaskę tym, którzy od wieków na nią czekali, są gotowi na jej przyjęcie, a ściślej mówiąc, nie zamknęli się na nią z własnej woli, tak jak ci, którzy są potępieni.
 
Skoro istnieją różne rodzaje otchłani, to czy którąś z nich możemy sobie wyobrazić jako fizyczną przestrzeń, tak jak mówi nam o tym List do Efezjan? (Chrystus „zstąpił do niższych części ziemi” Ef 4, 9–10) A może to tylko ślad semickiego myślenia o konstrukcji świata?
 
Myślę, że jest to nie tylko semityzm, ale także wyraz naszej naturalnej, ogólnoludzkiej potrzeby. Żyjemy w czasie i przestrzeni, żyjemy w ciele, dlatego kiedy myślimy o rzeczach niecielesnych mamy potrzebę zbudowania wyobrażonego miejsca. Śmierć polega na odłączeniu duszy od ciała. Dusza ludzka nie jest żadnym rodzajem „subtelniejszej” materii, fizycznie nie zajmuje zatem żadnej przestrzeni. Kiedy już nastąpi zmartwychwstanie ciał, sytuacja ta ulegnie zmianie. Wtedy, również piekło będzie musiało znaleźć swoje przestrzennie zdefiniowane miejsce. Jednak zanim to nastąpi, możemy jedynie określać piekło jako stan, a nie jako miejsce. W zrozumieniu myśli św. Tomasza o piekle pomocne może się okazać wyobrażenie zaproponowane przez Dantego: kolejne kręgi piekielne oznaczają stopniową intensyfikację cierpienia. Jednak jest to jedynie bardzo niedoskonała wizja. Kiedy św. Tomasz zastanawia się nad fizycznością zstąpienia Chrystusa do piekieł analizuje specyfikę „ruchu”, jaki wykonał Chrystus i porównuje go do ruchu aniołów, którzy również nie mają ciał. Ten ruch polega na swoistej intensyfikacji bycia w określonym miejscu. Możemy próbować trochę to sobie przybliżyć skupiając uwagę na tej części nas samych, która jest niematerialna, a więc na naszym umyśle. Siedząc w swoim pokoju, możemy myśleć o tym co się dzieje na przystanku, czy na ulicy i w pewien sposób tam „przebywać”. Ta analogia jest bliższa zrozumieniu niematerialnej obecności, która, póki żyjemy w ciele, nigdy nie będzie dla nas w pełni uchwytna.
 
Z tego, co powiedzieliśmy do tej pory wynika, że Ojcowie Izraela: Abraham, Izaak, Mojżesz i inni przebywali w Otchłani. Czy to oznacza, że do momentu zbawczej ofiary Chrystusa na krzyżu Ci, zasłużeni dla Narodu Wybranego, ludzie cierpieli?
 
W pewien sposób tak. Zwykliśmy traktować starotestamentalne nauczanie o Szeolu – wspólnym miejscu przebywania dusz po śmierci – za niepełne, bardziej prymitywne wyobrażenie, które okazuje się fałszywe wobec nauki Chrystusa, jaką my chrześcijanie przyjęliśmy. Tymczasem w pismach św. Tomasza i u Ojców Kościoła znajdziemy raczej potwierdzenie niż negację tej wizji. Jest to oczywiście dojrzała jej forma, taka, jaka była przyjęta w czasach Chrystusa. Zbawiciel mówi w jednej z przypowieści o Łazarzu i bogaczu, którzy razem trafiają do Szeolu, przy czym bogacz jest w stanie nieustannego cierpienia, prosi, by Łazarz zwilżył mu usta i przyniósł ulgę w męczarniach, ale Łazarz jest gdzie indziej. Chrystus mówi, że spoczywa on na łonie Abrahama.
 
„Na łonie Abrahama”, czyli gdzie?
 
Według św. Tomasza i św. Augustyna to również był Szeol, jednak takie jego miejsce, w którym cierpi się tylko za grzech pierworodny, a nie za grzechy uczynkowe. Ojcowie, jak mówi św. Paweł, dzięki wierze zostali usprawiedliwieni z grzechów uczynkowych, natomiast nadal nie mogli oglądać Oblicza Bożego i z tego powodu cierpieli. Nie było to cierpienie za własne grzechy, ale ból wynikający z braku utraconej w grzechu pierworodnym łaski, a co za tym idzie – niemożności doświadczenia bliskości Boga. W takiej sytuacji zastał tych sprawiedliwych Chrystus zstępując do Otchłani.
 
Zaryzykuję wejście na grunt dość kontrowersyjnej teologicznej dyskusji: Czy stan cierpienia Ojców za grzech pierworodny można porównać do sytuacji dzieci zmarłych bez chrztu świętego?
 
To rzeczywiście spory problem. Myśl Tomaszowa jest bardzo nieintuicyjna w tej kwestii. Mówi on o szczególnej Otchłani, przeznaczonej dla tych dzieci, nazwanej limbus puerorum. Św. Tomasz twierdzi, że Chrystus nie zszedł tam ze swoją mocą, bo w dzieciach tych nie było jeszcze wykształconej wolnej woli, a więc nie mogły przyjąć Jego łaski. Opisując ich sytuację podkreśla, że są oddzielone od Boga, podobnie jak Ojcowie, ale nie cierpią, ponieważ nie powstało w nich to pragnienie bycia z Bogiem, są jakby obojętne i zadowolone w tej obojętności. Trzeba przyznać, że jest to dość karkołomne tłumaczenie. Myślę, że cennym głosem w dyskusji jest konstatacja Międzynarodowej Komisji Teologicznej z roku 2007, która zdystansowała się od koncepcji istnienia limbus puerorum. Może należałoby uznać, że sposobem ich otwarcia na łaskę było po prostu naturalne pragnienie dobra i szczęścia, na które odpowiedzią jest Chrystus?
 
Czy właściwym jest odczytywanie zstąpienia Chrystusa do piekieł jako aktu głębokiego utożsamienia się Boga z losem człowieka? Przecież Chrystus był prawdziwym człowiekiem, naprawdę umarł, a skoro tak, to zstąpił również do Szeolu, by współdzielić w ten sposób los Ojców. Czy to dobra intuicja?
 
Myślę, że zstąpienie do Otchłani ma wiele znaczeń, które ze sobą harmonizują. Uniżenie Chrystusa, a wiec też swego rodzaju solidarność ze śmiertelnymi, to jedno z nich. Św. Tomasz mówi o tym wprost, stawiając „zarzut” , że wydaje się to niegodne, by Syn Boży, Ten który mówi, że jest Życiem, zstępował do Otchłani – to tak jakby Światło zstępowało w środek ciemności. Należy jednak pamiętać, że to zaledwie jedna część prawdy. Chrystus nie zstępuje do Szeolu po to, żeby tam cierpieć solidarnie z innymi, ale po to, by przynieść łaskę, którą wysłużył przez Swoje życie, a szczególnie przez śmierć na krzyżu. Św. Tomasz mówi, że zstąpienie Chrystusa do Otchłani było dla dusz tam cierpiących tym, czym dla nas, żyjących, są sakramenty. Było zaspokojeniem ich największego pragnienia – pragnienia oglądania Boga, które stało się możliwym dzięki przyniesionej przez Niego łasce. Przyznam, że jest to dla mnie zachwycająca intuicja. Pokazuje to, że zstąpienie do Otchłani miało większe znaczenie dla ludzi, którzy zmarli przed wydarzeniem Męki, mimo, że stanowiło ono jej integralną część i poprzez to było źródłem naszego zbawienia. Do tego, co zostało im przyniesione dopiero po śmierci, my w sakramentach mamy dostęp już tu. Natomiast dla nich zaczął się wtedy czas wielkiej radości – cieszyli się oni obecnością Pana, adorując Go przez trzy dni, aż do Zmartwychwstania, kiedy to znaleźli się w Królestwie Niebieskim.
 
1 2  następna
Zobacz także
Dominika Krupińska

Jeżeli ma być powołanie, to musi być wołający i wołany. To nie jest tak, przynajmniej w naszym wypadku, że my traktujemy słowo „powołanie” jako synonim pewnego zespołu zdolności i chęci, który człowieka kwalifikuje do jakiegoś stylu życia – tak jak się mówi o lekarzu czy nauczycielu z powołania i nikt nie pyta: „A kto go wołał?”. W naszym wypadku pytanie „A kto go wołał?” jest kluczowe i ominąć się go nie da.

 

Kiedy mówi się o kryzysie powołań, to w gruncie rzeczy jest to krytyka Pana Boga: czemu nie wezwał większej ilości ludzi – mówi siostra Małgorzata Borkowska OSB, historyk życia zakonnego, w rozmowie z Dominiką Krupińską

 
Tadeusz Basiura

Wigilia - niepowtarzalny dzień, który liczy się od zmroku (K. Dzikowski), wyjątkowy wieczór, niepowtarzalna wieczerza, święta noc, dom przepełniony rodzinnym ciepłem, wzajemną miłością i serdecznością, niepowtarzalną rodzinną atmosferą. Każdy chyba, bez wyjątku, nosi w zapisane sercu obrazy tego wieczoru, jakie przeżył w dzieciństwie, w młodzieńczym wieku bądź w dorosłym życiu, i chciałby się przenieść do tamtych zapamiętanych chwil, aby móc jeszcze raz je przeżyć, jeszcze raz je urzeczywistnić. 

 
ks. Grzegorz A. Ostrowski

Jezus wzywa nas byśmy Go naśladowali. Nasze pójście za Nim jest możliwe jedynie z krzyżem, który przybiera różną postać. Może być prześladowaniem za wiarę, służbą dla drugich, samotnością, niemożnością znalezienia miejsca pracy czy wreszcie chorobą własną albo kogoś bliskiego lub śmiercią bliskiej osoby. Chrystus powiedział: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mk 8, 34).

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS