logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Marcin Jakimowicz
Jak dziś bronić wiary?
Gość Niedzielny
 


Apologetami kierowała dwojaka troska: zależało im na obronie chrześcijaństwa, a z drugiej strony kierowali się intencją misyjną, chcieli przedstawić treści wiary w języku i kategoriach myślowych zrozumiałych dla ludzi swojej epoki. Wielu z tych starożytnych pisarzy potwierdziło swoje przekonania śmiercią męczeńską. Jednym z najsłynniejszych apologetów był św. Justyn (100–165). Został ścięty mieczem za panowania Marka Aureliusza, cesarza i filozofa, do którego św. Justyn kierował jedną ze swych „Apologii”.

Poprawność polityczna?

Na przestrzeni wieków Kościół musiał nieraz konfrontować swoją wiarę z różnymi nurtami religijnymi i filozoficznymi (judaizmem, islamem, filozofią arabską). W okresie reformacji teologowie-apologeci koncentrowali się na obronie Kościoła katolickiego przed zarzutami protestantów. W epoce oświecenia akcent padał na obronę nadprzyrodzonego charakteru chrześcijaństwa. Apologeci wykazywali, że Bóg nie jest tylko odległym Wielkim Budowniczym Wszechświata, jak chcieli deiści, ale żywą Osobą działającą w historii. Ciekawy wkład do apologetyki katolickiej wniósł Blaise Pascal (1623–1662). Ten wielki matematyk i fizyk zakwestionował przydatność czysto racjonalnych argumentów na rzecz wiary i zwrócił uwagę na tzw. racje serca. Pascal pracował nad wielkim dziełem – „Apologią religii chrześcijańskiej”. Śmierć przerwała jego prace. Zostały tylko zapiski, intuicje, okruchy, które poskładano w „Myśli”, jedno z najbardziej wpływowych dzieł teologicznych wszech czasów. Pascal podkreślał, że problem Boga dotyczy każdego człowieka. Nikt nie może się uchylić od wyboru. Każdy musi poddać się Wielkiemu Zakładowi: albo obstawia Boga, albo nie. Ryzyko jest zawsze, choć – jak wykazywał Pascal – obstawiając ateizm, ryzykujesz znacznie bardziej, niż wybierając wiarę. Na fali odnowy związanej z Soborem Watykańskim II modna stała się krytyka apologetyki jako nauki anachronicznej, konfrontacyjnej, defensywnej. Kościół nie może widzieć wszędzie wrogów, powiadano. Musi rozmawiać ze światem, patrzeć pozytywnie, nie powinien się bronić, ale dialogować. Dokonało się więc przekształcenie apologetyki w teologię fundamentalną, która miała być pozytywnym, niepolemicznym wykładem dawnych treści apologetycznych. Byłoby ciekawe prześledzenie tego procesu. Niestety, przypominał on trochę kościelną wersję „poprawności politycznej”. Oczywiście, że miłość i dialog są czymś ważnym, ba, najważniejszym w chrześcijaństwie, ale nigdy nie kosztem prawdy. O tym jakby zapomniano. Efektem tych przemian było pozbawienie lub przynajmniej stępienie ostrza teologii skierowanego w stronę świata. Doszło do paradoksu. Teologia posoborowa bywała momentami bardziej krytyczna wobec Kościoła niż świata. Niektórzy reprezentanci „postępowej” teologii ulegli złudzeniu, że dzisiejszy świat to „raj na ziemi” i można głosić w nim Ewangelię bez napięć czy konfliktów. Dobra Nowina nie jest tylko leczeniem świata, ale także egzorcyzmowaniem. Ewangelia to również walka z mocami ciemności. To jest ogień, który pali. Sól, która momentami piecze. Postawa krytyczna wobec ciemności w świecie jest elementem chrześcijańskiego świadectwa. „To nieprawda, że trzeba szanować poglądy wszystkich, jak tego chce biblia współczesnego konformisty, który pragnie pozyskać względy wszystkich i ze wszystkim żyć dobrze. Są idee, którym trzeba się sprzeciwiać, a nawet zacięcie je zwalczać” – zauważa Vittorio Messori. W ostatnich latach coraz częściej słychać głosy, że apologetyka jest wciąż potrzebna Kościołowi. Jan Paweł II w przesłaniu do teologów fundamentalnych z 2001 r. stwierdził: „Podejmując pozytywny wysiłek, nie można jednak zapominać o apologetyce. (…) Również chrześcijanin początku trzeciego tysiąclecia oczekuje z jednej strony przekonujących uzasadnień wiary dla samego siebie – ad intra, aby mógł budować na nich pewność własnej tożsamości religijnej, z drugiej zaś przepełnionych duchem dialogu i apostolstwa argumentów niezbędnych do jej obrony ad extra”.
 
Zobacz także
Fr. Justyn
Feministki katolickie są niezadowolone, że Boga nazywamy Ojcem. Twierdzą, że Jego miłość do ludzi posiada cechy macierzyńskie, a nie ojcowskie. Dlaczego wiec Boga nie nazywamy Matką?
 
ks. Marek Dziewiecki
Gdy obserwujemy bliźnich wokół nas, dostrzegamy ogromne nieraz różnice w ich sposobie myślenia, przeżywania i postępowania. Czasem można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z różnymi gatunkami ludzi. Jedni w swoim postępowaniu są podobni do zwierząt, a inni – do aniołów. Radykalne wręcz różnice między ludźmi, jeśli chodzi o sposoby przeżywania i wyrażania człowieczeństwa, mogą nas zaskakiwać, gdyż Bóg nikogo nie stwarza przecież jako człowieka drugiej kategorii. Stwórca wszystkich kocha nieodwołalnie i wszystkim daje tę samą ludzką naturę i godność dziecka Bożego. 
 
Klaudia Król
W średniowieczu cele małżeństwa określił św. Augustyn stwierdzając, że są to dobra, dla których małżeństwo jest dobre: potomstwo, wierność małżeńska, sakrament. Następnie Papież Pius XI nauczał, że pierwsze miejsce pomiędzy dobrami małżeństwa zajmuje potomstwo. Z kolei KPK z 1917 roku dobitnie wyraził i zhierarchizował cele małżeństwa stwierdzając, że celem głównym małżeństwa jest rodzenie i wychowanie potomstwa, drugim celem jest wzajemna pomoc. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS