logo
Poniedziałek, 29 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Hugona, Piotra, Roberty, Katarzyny, Bogusława – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Paweł Krupa OP
Jeden Kościół i dwie Msze?
List
 


W 1989 komunizm chylił się ku upadkowi - atmosfera była zupełnie inna. Panowało radosne podniecenie, bo okazało się, że będzie sprawowana Msza na zewnątrz kościoła (z nagłośnieniem), odbędzie się też procesja eucharystyczna. Co więcej, po raz pierwszy na Łotwie zostanie odprawiona Msza w języku narodowym. Euforia była nieprawdopodobna. W świątyni tłum ludzi odmawiających różaniec. Odmawiano go przez całą noc - bez przerwy; kiedy kończono jeden, zaczynano następny. Zauważyłem, że w sanktuarium co rusz pojawia się jakiś łotewski ksiądz, by choć na chwilę się pomodlić, odprawić Mszę, a potem wrócić do swojej parafii. Wyglądało to mniej więcej tak. Wszyscy zgromadzeni w kościele odmawiali różaniec: „Zdrowaś Mario, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty...". Nagle dzwonek: dzyń... dzyń... dzyń... Cisza. W oddali, przed ołtarzem z cudownym obrazem, kapłan podnosi Hostię. Dzyń... dzyń... dzyń... Podnosi kielich.„...między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego Jezus, Święta Mario, Matko Boża...". Dwadzieścia minut przerwy i znów to samo: dzyń... dzyń... dzyń... Znowu cisza. Podnosi Hostię. Dzyń... dzyń... dzyń... Kielich. I tak przez całą noc. Niezwykle wzruszający widok: rozmodleni ludzie, kapłani przyjeżdżający z całego kraju, by odprawić Mszę przed obrazem Matki Bożej i ten, wyrażający się w chwilowej ciszy, szacunek dla odprawianej gdzieś w głębi kościoła Eucharystii. Z drugiej jednak strony, Msza święta, w której nie uczestniczył zgromadzony w kościele Lud Boży, była dla mnie czymś trudnym do zrozumienia i zaakceptowania.
 
Następnego dnia na placu przed kościołem sprawowana była uroczysta suma. Ja sam na Mszy byłem z rana, przechadzałem się więc po sanktuarium w „cywilu" (przestrzegano nas, abyśmy lepiej nie mówili, że jesteśmy klerykami z Polski, bo kręcą się jeszcze agenci bezpieki). Miałem za to brewiarz w charakterystycznej, skórzanej oprawce. Jeśli chciałem gdzieś wejść, ukradkiem go pokazywałem i wpuszczano mnie. Tak dotarłem do prezbiterium, a tymczasem na placu skończyła się Msza i ruszyła procesja eucharystyczna do kościoła. Gdy dzieci z kwiatami poprzedzające Najświętszy Sakrament pojawiły się w progu świątyni, zaintonowano uroczyste Te Deum. Do nawy wszedł biskup pomocniczy ryski niosąc monstrancję, a za nim... - nie wierzyłem własnym oczom - prawosławny biskup otoczony dziesiątką prawosławnych księży, ubranych w złote, uroczyste szaty. Po nich... kolor czarny - to biskup luterański ze swoimi pastorami. Myślę sobie: „Panie Jezu, przecież to niemożliwe. Luteranie w eucharystycznej procesji? Co się tutaj dzieje?". Stanęli przed ołtarzem, do którego podszedł biskup, by udzielić błogosławieństwa. Patrzę, a wszyscy padają na kolana, łącznie z prawosławnymi i luteranami. Przecież gdyby tu był jakikolwiek zachodni teolog, przyzwyczajony do odmierzania teologicznych pozycji przy pomocy krawieckiego centymetra, to dostałby apopleksji! Cieszymy się, kiedy luteranie z szacunkiem stoją w czasie podniesienia, a tam wszyscy uklękli przed Najświętszym Sakramentem i nikt nie był zdziwiony. To było normalne.
 
Dlaczego to opowiadam? Lefebryści powiedzą: „O to właśnie chodzi. Tak ma być. Jedność z Rzymem, któremu wszyscy są poddani". Tylko że to, co widziałem, czego doświadczyłem, z żadnego poddaństwa nie wynikało. To wynikało z miłości, ze zjednoczenia wokół Chrystusa.
 
Rzym do tego nic nie miał...
 
Właśnie. To nie miało nic wspólnego z teologicznymi dysputami, z prymatem papieża, z podporządkowaniem Rzymowi. To był poryw serca. Właśnie w takich chwilach jesteśmy razem i jedno wobec Chrystusa. Pomyślałem sobie na początku: szkoda, że przez tyle lat Łotysze byli odcięci od owoców Vaticanum II, ale potem dotarło do mnie, że to być może bardzo dobrze, bo dzięki temu nie wiedzieli, że tak nie wypada. Na Zachodzie na taką procesję nikt by się nie zgodził.
Opowiadałem niedawno o tym zdarzeniu mojemu współbratu z Wikariatu Krajów Bałtyckich. Uśmiechnął się do mnie smutno i powiedział: „Nie martw się, dziś już tego nie ma".
 
Dla tradycjonalistów argumentem za liturgią Piusa V jest jej niezmienność, mówi się o Mszy wszech czasów. Tę „jedyną naprawdę katolicką Ofiarę" przeciwstawia się ciągle zmieniającej się Mszy Pawła VI. Czy rzeczywiście Msza Piusa V jest niezmienna?
 
Każdy fundamentalizm ma to do siebie, że nie bierze pod uwagę rzeczywistości, głosi coś wbrew rozumowi, zdrowemu rozsądkowi. Otóż Msza zmieniała się i przed Trydentem, i po nim. Motu proprio Summorum Pontificum wymienia kolejnych papieży, reformatorów liturgii mszalnej: św. Grzegorza Wielkiego, św. Piusa V, Klemensa VIII, Urbana VIII, św. Piusa X, Benedykta XV, Piusa XII, bł. Jana XXIII i Pawła VI. Niech to wystarczy za wszelki komentarz.
Kościół ma prawo, w granicach zachowania treści symbolu, zmieniać rytuał Mszy.
 
Ale wielu ludzi interesuje się bardzo Mszą trydencką. Dlaczego? W naszym kraju nie było przecież tylu nadużyć liturgicznych co na Zachodzie, reformy soboru były wprowadzane bardzo spokojnie...
 
Chyba dlatego, że moda na tę Mszę przychodzi z Zachodu. A przecież - wciąż myśli tak wiele osób - tam wszystko jest lepsze: lepsze jedzenie, lepsza praca, moneta, no to i Msza pewnie też lepsza. Polscy tradycjonaliści mówią: „Oni wiedzą lepiej, bo przeżyli ten koszmar nadużyć, mają takie a nie inne doświadczenia. Lepiej się zabezpieczyć, lepiej wrócić do starych, sprawdzonych form, żeby nas nie spotkało to samo". No, tylko że w ten sposób przenosimy na nasz grunt coś, co nie miało u nas miejsca, reakcję na coś, co nigdy nie zaszło. Próbujemy zainstalować u nas skutki bez przyczyny.
 
 
Zobacz także
Jola Workowska
Życie polega na tym, by twórczo modyfikować swoją wizję świata, a nie odcinać kupony. Dysponowanie własną wizją świata nie jest równoznaczne z posiadaniem gotowych rozwiązań. Ludzie dzisiaj myślą, że aby dobrze żyć wystarczy wszystko odmierzyć, zmierzyć i wyjaśnić naukowo.

Z Andrzejem Półtawskim rozmawia Jola Workowska
 
Jola Workowska
Poprzez mistyczne doświadczenia spisane przez Catalinę Rivas, boliwijską stygmatyczkę, Pan Jezus i Matka Boża pragną nauczyć nas owocnie uczestniczyć w tym największym wydarzeniu naszego zbawienia, które uobecnia się w czasie każdej Mszy św. Przedstawiamy fragmenty zapisków Cataliny...
 
Barbara Chyrowicz SSpS
Kościół skutecznie zmieniali zawsze ci, którzy tkwiąc w nim i kochając go, nie bali się wytykać jego błędów. Zmieniali go nie sfrustrowani apostaci, lecz ci, którzy nie lekceważyli utartych dróg, ale jednocześnie wskazywali, że są inne, że nie trzeba się obawiać inności, bo do Boga wiedzie bardzo wiele dróg, także wewnątrz Kościoła. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS