logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Małgorzata Borkowska OSB
Julianna z Norwich. Bohaterka na trudne czasy
Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec
 
fot. Poliphilo, Own work | citas.in/autores/juliana-de-norwich


Żyjemy w trudnych czasach. Powiedzmy sobie szczerze: każde czasy są trudne, w żadnych nie brak problemów, a w dodatku im człowiek starszy, tym trudniej mu zrozumieć świat niepodobny do świata jego młodości. W Europie w XIX wieku weszło w modę, przynajmniej w Kościele, uważać średniowiecze (cokolwiek przez to rozumiano) za tę idealną epokę, w której jeszcze było wiadomo, czego się trzymać. Aha, akurat. Niemniej jeden z najpiękniejszych przekazów chrześcijańskiej nadziei pochodzi właśnie z późnego średniowiecza: przełom wieku XIV i XV, Anglia, miasto Norwich.

 

Dla Anglii i Francji był to wciąż jeszcze czas tzw. wojny stuletniej. Nadto około połowy XIV wieku, przeszła przez cały kontynent koszmarna epidemia dżumy. Za epidemią przyszedł oczywiście ogólny kryzys gospodarczy, a więc głód; za głodem rozruchy. W samym Norwich wymarło na dżumę pół miasta, na wsiach nie było lepiej; ludzie uciekali przed morem, więc ziemia leżała odłogiem. Wkrótce, kto jeszcze na roli pozostał, nie miał ani sam co jeść, ani czym płacić podatków. Bunty chłopskie były krwawe i równie krwawo tłumione; w Norfolk dowódcą takiej pacyfikacji był... tamtejszy biskup.

 

Mało tego, w roku 1378 zaczęła się w Kościele rzymskim tzw. wielka schizma: przez prawie czterdzieści lat dwaj, a przejściowo nawet trzej papieże walczyli ze sobą wzajemnie przy użyciu wszelkich środków, od ekskomuniki przez dyplomację do armat. A prawnicy pisali w obronie każdego z nich uczone dysertacje. Czego tu miał się trzymać zwykły wierny? Dość tego było, żeby wpędzić w rozpacz kogoś szczerze miłującego Kościół Boży!

 

A w dodatku autorka tego przekazu, imieniem Julianna, była w Norwich rekluzą, to znaczy żyła w zamurowanej celce, przylegającej do kościoła parafialnego i zaopatrzonej w trzy okienka: jedno na kościół, drugie do celki swojej służebnej, a trzecie na ulicę. Pod to ostatnie okno przychodzili ludzie strapieni szukać pociechy, a choćby i możności wyżalenia się; a jej reguła (specjalnie napisana dla rekuz) kazała tego słuchać, choćby ze szkodą dla czasu modlitwy; były tylko wskazówki, jak wykluczać zwykłe plotki. Mało kto w mieście, oprócz spowiedników oczywiście, mógł być tak dobrze obeznany z ludzkimi nieszczęściami jak miejscowa rekluza. I właśnie z jej celki pochodzi przekaz iluminacji, której doznała w ciężkiej chorobie, a więc w dodanym jeszcze do tego wszystkiego własnym cierpieniu fizycznym.

 

Wyzdrowiała z tej choroby, żyła jeszcze długo i poświęciła resztę życia na spisanie i zrozumienie tego, co wtedy w tym jednym momencie jasności pojęła. Jej tekst, pisany czternastowieczną angielszczyzną, dzisiaj jest znany najlepiej w przekładach na języki nowoczesne (w tym i nowoczesny angielski), wydawanych od 1901 roku. Mnóstwo wydań i wielka, stale rosnąca literatura opracowań ukazują, że jej dzieło niesie ludziom treść, której potrzebują. Nie próbując wyczerpać treści tego dzieła, ani nie wdając się w polemiki czy ujęcia przemijające, przedstawmy tu na podstawie kilku urywków zasadniczą treść przesłania Julianny.

 

...Wtedy także ukazał mi coś maleńkiego, wielkości laskowego orzecha; leżało to na mojej dłoni, okrągłe jak piłeczka. Patrzyłam na to okiem mojej myśli i zastanawiałam się: Cóż to takiego może być? I otrzymałam odpowiedź: To jest całe stworzenie. Zdumiałam się, jak coś tak maleńkiego może w ogóle przetrwać, bo wydawało mi się, że się zaraz rozpadnie w nicość: dlatego, że jest takie małe. I otrzymałam w myśli odpowiedź: Trwa i zawsze trwać będzie, ponieważ Bóg je kocha. Tak więc wszystko ma istnienie dzięki miłości Boga. I dostrzegłam w tym maleńkim przedmiocie trzy cechy.

 

Pierwsza, że Bóg go stworzył; druga, że Bóg go kocha; trzecia, że Bóg go zachowuje...

 

...A wtedy Pan nasz otworzył mi oczy ducha i pokazał mi moją duszę, wewnątrz mego serca. Zobaczyłam duszę tak wielką, jakby jakiś świat nieskończony i jakby szczęśliwe królestwo. A po tym, co w nim zobaczyłam, poznałam, że jest to jakby czcigodne miasto. Pośrodku tego miasta zasiada Pan nasz, Jezus Chrystus, Bóg i Człowiek, piękny i wysoki, jako najwyższy biskup, najchwalebniejszy król, najczcigodniejszy władca; i zobaczyłam Go, odzianego w majestat... A Jego Bóstwo rządzi i podtrzymuje niebo i ziemię, i wszystko, co jest... ale miejsca, które Jezus zajmuje w naszej duszy, nigdy On nie opuści na wieki, jak widzę: bo w nas jest Jego najmilszy dom i wieczne mieszkanie.

 

...A to widzenie Męki Chrystusowej napełniło mnie całą bólem. Bo wiedziałam wprawdzie dobrze, że On cierpiał raz jeden, ale było tak, jakby chciał mi to pokazać i napełnić mnie tą Męką, jak tego poprzednio pragnęłam.

 

I przez cały ten czas cierpienia Chrystusa nie czułam innego bólu, tylko Jego ból. Pomyślałam wtedy: Nie wiedziałam sama, o co proszę! – i, nędzna, pożałowałam tej prośby, myśląc: Gdybym wiedziała, co to takiego, nigdy bym się o to nie modliła! Bo z dawało mi się, że zabija mnie ten ból. Myślałam: Czy jest drugi ból tak, jak ten? I usłyszałam w myśli odpowiedź: Piekło jest drugim takim bólem, bo tam jest rozpacz; ale z tych wszystkich bólów, które prowadzą do zbawienia, ten jest największy: widzieć, jak cierpi twoja Miłość. Jakże mógłby jakikolwiek ból być dla mnie większy, niż widzieć, jak cierpi On, który jest całym moim życiem, całym szczęściem, całą radością?

 

I w tym kontekście pada zdumiewające pytanie:


...Wtedy dobry nasz Pan, Jezus Chrystus, powiedział: Czy cieszysz się, że cierpiałem za ciebie?


Cóż mogła odpowiedzieć obdarowana?

 

...Powiedziałam: Tak, dobry Panie, dziękuję Ci; tak, dobry Panie, bądź błogosławiony! Wtedy Jezus, nasz dobry Pan, powiedział: Jeżeli ty się cieszysz, to i ja się cieszę: to jest radość, szczęście, nieskończone dla mnie zadowolenie, że wycierpiałem dla ciebie Mękę; a gdybym mógł cierpieć więcej, wycierpiałbym więcej...

 

Tu właściwie komentarza nie trzeba, ale streśćmy: stworzenie samo z siebie jest nicością, ale jako osobowy przedmiot miłości Boga ma wartość nieskończoną; bezwartościowy drobiazg okazuje się bezgranicznym królestwem i miłym Bogu mieszkaniem. A jest to miłość równie potężna jak delikatna: potrafi moce piekielne zwyciężyć, a jednocześnie powiedzieć nieśmiało: Jeżeli ty się cieszysz, to i ja się cieszę...

 

I dopiero w świetle tej niewyobrażalnej miłości wszystko inne nabiera właściwego sensu. Julianna, która żyła w świecie nie mniej groźnym i rozdartym od naszego, reaguje na objawienie się Chrystusa podobnie, jak przed wiekami zareagowała Samarytanka przy studni, postawieniem problemu teologicznego: Potem Pan przypomniał mi moją dawną tęsknotę do Niego. I zobaczyłam, że nic mi nie stoi na przeszkodzie, tylko grzech. I spojrzałam w ogólności na nas wszystkich, i pomyślałam: Gdyby grzech nie zaistniał, bylibyśmy wszyscy czyści i podobni do Pana naszego, tak jak nas stworzył. Bo tak samo i wcześniej zastanawiałam się często w swojej głupocie, dlaczego przewidująca mądrość Boża nie powstrzymała grzechu; wtedy bowiem, jak mi się zdawało, wszystko byłoby dobrze... Ale Jezus, który w tym widzeniu pouczył mnie o wszystkim, co mi było potrzebne, odpowiedział tak oto: Grzech był nieunikniony, ale wszystko będzie dobrze, i wszystko będzie dobrze, i wszystko wyjdzie na dobre.

 

Grzech, jak się okazuje, nie ma nawet tyle bytu, ile go miał orzeszek symbolizujący całe stworzenie: w ogóle go nie widać, bo nie ma własnego istnienia, a poznać się daje tylko przez ból, którego jest przyczyną. Ból zaś jest czymś, jak rozumiem, ale tylko na czas: bo oczyszcza i pomaga nam poznać siebie i prosić o miłosierdzie. Julianna nie ignoruje więc zła; zresztą za dobrze wie, ile ono kosztowało Chrystusa. Nie ignoruje także działania szatana. Niemniej Bóg nauczył ją patrzeć na wszystko, a więc także na zło, z perspektywy wieczności, a to sprawiło, że śmiała się głośno z wysiłków piekła. Bo usłyszała już głos Pana, stojącego w progu: Umiłowanie moje, cieszę się, że przychodzisz do mnie: w całym twym bólu byłem zawsze przy tobie, a teraz widzisz moją miłość i jesteśmy zjednoczeni w szczęściu.

 

Małgorzata Borkowska OSB
Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Benedictus”, który prowadzony jest przez oblatów
benedyktyńskich.

 
Zobacz także
Ks. Karol Dąbrowski CSMA

Wyjątkowe znaczenie dla całego życia św. Faustyny miało pierwsze spotkanie z Jezusem w łódzkim parku. Naznaczyło ono charakter jej powołania. Cóż szczególnego wówczas się wydarzyło? Faustyna ujrzała Jezusa umęczonego, obnażonego z szat, okrytego całego ranami (Dz. 9). Nie Jezusa uwielbionego, jak siedem lat później w swojej celi w Płocku (Dz. 47). W Łodzi Sekretarka Bożego Miłosierdzia zobaczyła Jezusa w męce, w cierpieniu. Być może zastanawiała się wtedy nad znaczeniem tego spotkania, nad przesłaniem zawartym w takim ukazaniu Jezusa.

 
Ks. Mariusz Pohl
Przez wieki wypracował wiele adwentowych elementów: Msza roratna dla dzieci z lampionami i losowaniem figurek, wieniec adwentowy z czterema świecami, rekolekcje i spowiedź adwentowa, dobre postanowienia, różne formy umartwień i samodyscypliny. Przynosi to najczęściej doskonałe owoce. Dzięki temu przeżycie Pasterki będzie prawdziwą eksplozją radości. 
 
ks. Jacek Poznański SJ
W okresie Wielkiego Postu wiele osób chce podjąć jakieś wyrzeczenie, zrezygnować z czegoś. Podejmują więc praktyki postne, powstrzymują się od oglądania telewizora, odmawiają sobie spożywania alkoholu czy palenia tytoniu. Nieraz rodzi się jednak pytanie, czym różnią się te praktyki od zwykłego hartowania woli czy kształtowania charakteru? 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS