logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Monika Rusin, Sławomir Rusin
Kiedy jesteśmy podobni do Boga?
List
 


z o. Mirosławem Pilśniakiem OP – dominikaninem, teologiem rozmawiają Monika i Sławomir Rusinowie

 

Ojcze, św. Jan ukazuje na kartach swej Ewangelii modlitwę Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Z czasem nadano jej tytuł „Modlitwa Arcykapłańska”. Skąd ta nazwa?

 

Jako chrześcijanie uważamy, że Chrystus jest najwyższym i jedynym kapłanem, a to jest Jego modlitwa, modlitwa jedynego prawdziwego kapłana.

 

Można odnaleźć pewne podobieństwa pomiędzy tą modlitwą a modlitwą arcykapłana w Świątyni Jerozolimskiej. Raz do roku, żydowski arcykapłan wchodził do Świętego Świętych i tam, sam na sam spotykał się z Bogiem, wymawiał Jego Imię i prosił za cały Izrael. W Ewangelii Janowej Jezus też jest poniekąd sam na sam z Ojcem (uczniowie nie do końca rozumieją, co się dzieje) i też prosi za Izrael, tyle, że za Nowy Izrael – Kościół.

 

Zdecydowanie tak. Kapłańskie, starotestamentalne elementy są tu obecne. Rzeczywiście, raz w roku, w święto Jom Kippur (święto przebłagania) kapłan wchodził do namiotu spotkania i wypowiadał święte imię Jahwe. Jego modlitwa owocowała przebaczeniem grzechów ludu. Każdy, kto złożył ofiarę przebłagalną za swoje grzechy, mocą wstawiennictwa arcykapłana, zwracającego się wprost do samego Boga, otrzymywał przebaczenie. W ten sposób rytuał przebłagania kształtował świadomość tego, czym jest kapłaństwo i kim jest najwyższy kapłan.

 

Trzeba tu dodać, że kapłanów w Izraelu było wielu. Posługę tę pełnili mężczyźni z pokolenia Lewiego. Co ciekawe, pełnienie funkcji kapłańskiej wiązało się z pewnymi wyrzeczeniami. Lewici nie posiadali na własność ziemi, nie dostawali przydziału na nią. Byli trochę jak na wygnaniu, nie mieli swojego miejsca.

 

Mieli Świątynię...

 

Tak, ale to nie było miejsce do życia, ani praca na etat – mieli w niej tylko dyżury. Żydzi utrzymywali Lewitów, ale ci byli materialnie, życiowo, trochę poszkodowani. W takim podejściu kryje się prawda o tym, że kapłan nie do końca przynależy do porządku tego świata, jest jakoś z niego wyjęty i przeznaczony w szczególny sposób do spotkania z Bogiem.

 

W modlitwie Jezusa pojawia się pewna dychotomia, przeciwstawienie: my i świat (Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata). Jak to rozumieć? Czy jako osoby ochrzczone, mające udział w kapłaństwie Chrystusa, też mamy – podobnie jak ci starotestamentalni kapłani – żyć trochę poza światem?

 

Rzeczywiście, przez to, że jesteśmy w jedności z Chrystusem, mamy udział w Jego kapłaństwie. W ten sposób nie przynależymy w pełni do porządku tego świata. W zamian mamy szczególne zadanie: wypełnić to, co wypełnił Chrystus, czyli ofiarować siebie za zbawienie tych, którzy Go nie znają.

 

Co to znaczy, że nie w pełni przynależymy do porządku tego świata?

 

Dzięki temu, że jesteśmy związani z Chrystusem i wierzymy w to, pogłębiamy ten związek np. przez sakramenty, wiemy, że choć żyjemy tu, nasza ojczyzna, nasz dom, jest gdzie indziej.

 

Ale przecież żyjąc w tym świecie realizujemy swoje powołanie. Czyż nie?

 

Mamy żyć w tym świecie, ale nie mamy grać według jego reguł. Logika świata nie jest logiką miłości – tu opłaca się być silnym, zdrowym i bogatym, i tylko takie życie ma sens, każde inne jest uważane za zmarnowane. Tymczasem Chrystus pokazuje, że nasze bogactwo rodzi się gdzieś indziej, nie w logice wyścigu, w dbaniu wyłącznie o swój rozwój, ale w niesieniu pomocy, w niesieniu życia, w przebaczaniu.

 

Dlaczego Chrystus modlił się: proszę za nimi, nie proszę za światem? Nie mógł modlić się za wszystkich?

 

Chrystus wie, że swoją rolę kapłana przekaże tym, którzy będą modlić się za zbawienie świata. To Kościół, czyli my-ochrzeczeni, będzie wypełniał funkcję arcykapłana. Stąd podczas obrzędów chrztu, namaszczając głowę dziecka mówimy: „żebyś tak jak Chrystus był kapłanem, królem i prorokiem”, żebyś pełnił tę funkcję, którą pełnił Chrystus na ziemi. Ochrzczony nie jest kapłanem, ale jedynie pełni funkcję kapłańską.

 

Nie jest kapłanem, ale dzięki złączeniu z Chrystusem wypełnia zadania kapłańskie. Więc jeżeli Chrystus modli się za tymi, którzy będą wierzyć w Jego imię, to znaczy, że modli się za tymi, którzy od teraz będą wypełniać Jego posłannictwo w świecie. Kościół, który pełni to zadanie jest prasakramentem, najpierwotniejszym widocznym znakiem działania Bożego na ziemi – za mało pokutujemy. Ja na pewno.

 

Dlaczego dziś już nie ma kapłanów, a jedynym kapłanem jest Chrystus?

 

Ta zmiana podkreśla prawdę, że nasze zbawienie jest dziełem i darem wyłącznie Boga.

 

Chrystus złożył z Siebie ofiarę, po której już nikt nie musi składać żadnej ofiary...

 

Tak, i to dzieło jest doskonałe. Już nikt inny nie może go zmienić ani uzupełnić. Dlatego już nie ma kapłanów, którzy składają ofiarę z kogokolwiek czy czegokolwiek za nasze zbawienie. Pełniący funkcje kapłańskie czynią ją tylko obecną. Taka jest teologia Eucharystii po Soborze Watykańskim II. Wcześniej mówiło się, że podczas Mszy św. odtwarza się ofiarę Chrystusa, dzisiaj, że się ją uobecnia, żeby nie było wątpliwości, iż cokolwiek się w niej poprawia.

 

W Modlitwie Arcykapłańskiej pojawia się słowo „chwała”. Występuje w dwóch różnych kontekstach. W pierwszym, Jezus mówi, że otoczył Boga chwałą, kiedy wypełnił wolę Ojca. Wydaje się to dość dziwne, bo po ludzku Jego misja poniosła klęskę. W drugim, prosi, aby Ojciec znów obdarzył Go chwałą, jaką miał przed zaistnieniem świata. Jak rozumieć chwałę, o której mówi Jezus?

 

Zauważmy jak ją rozumiano w historii zbawienia. W czasie wyjścia Izraelitów z Egiptu była to żywa obecność Boga działającego. Chwała to obłok, który towarzyszył Żydom i osłaniał ich w czasie Exodusu. To był widoczny znak miłości Bożej, troski o człowieka. Kiedy Jezus prosi Ojca: „otocz mnie chwałą, którą miałem pierwej”, to chce nam powiedzieć, że w uniżeniu Boga, który staje się Człowiekiem nie ma pomniejszenia Jego majestatu, opatrzności, miłości.

 

Chce, aby Ojciec pokazał światu, że piękno Bożej miłości, objawia się w dziele kenozy, w ogołoceniu Chrystusa, który staje się jednym z nas. Czasem wraz z narzeczonymi, przygotowującymi się do ślubu, analizujemy ikonę krzyża. Próbujemy odkryć, w jaki sposób objawia się w nim nieskończona, czysta, miłość. Każdy człowiek za taką miłością tęskni, pragnie tak komuś zaufać, by móc mu się całkowicie i bezwarunkowo powierzyć. Choć sytuacja Chrystusa na krzyżu jest dramatycznie trudna, cierpi, doświadcza poniżenia, bierze na siebie grzechy wszystkich ludzi, to nie przestaje oddawać siebie Ojcu w miłości bezwarunkowej. W tym objawia się chwała Chrystusa, że nawet na krzyżu nie przestaje On być czystą miłością. „Otocz mnie teraz tą chwałą, którą miałem pierwej” znaczy tyle, że w uniżeniu ofiary i krzyża objawia się miłość Boga, która istnieje od początku. Chwałą Boga jest oddanie siebie z miłości za innych. I w związku z tym, naszą chwałą jest miara naszej miłości. W tym jesteśmy podobni do Pana Boga.

 

Tym, co szczególnie mocno przebija z Modlitwy Arcykapłańskiej jest sprawa jedności, jedności między Chrystusem a Ojcem, między nami a Bogiem i między nami samymi...

 

Jedność, o której tutaj mowa, to nie jest zwykły brak konfliktu, to coś znacznie głębszego. Mam wrażenie, że przykład takiej jedności możemy zobaczyć w małżeństwach – wiem, kim jestem i wiem, że nie chciałbym być z nikim innym, nie mam ukrytego żadnego „planu B”. Nie chodzi tu o zupełną jednomyślność, brak konfliktów, ale o swoistą przynależność. Pan Jezus chce, żebyśmy odkryli, że to, co jest między nami, jest czymś realnym, że łączy nas coś więcej niż tylko dane słowo, umowa...

 

Chodzi tu o taki rodzaj relacji, związania, który przypomina więź między wspinającymi się w górach. Dwóch alpinistów łączy lina, są związani ze sobą na śmierć i życie. Jeżeli któryś z nich zawiedzie, zginął obydwaj. Gdy jeden potrzebuje pomocy, ten drugi mu pomaga. Jeżeli trzeba będzie podjąć decyzję o zostawieniu towarzysza, by siebie ratować, to tylko w takiej sytuacji, kiedy obaj uznają, że odcięcie to jedyne wyjście. Wtedy więź jedności między nimi nie zostanie naruszona. Wydaje się, że to skrajny przykład, ale on w pewnym stopniu przekłada się na sytuacje życia codziennego. Wystarczy spojrzeć na małżonków, którzy wspólnie podejmują decyzję o urodzeniu dziecka, mimo, że istnieje zagrożenie zdrowia i życia matki, lub decydują się przyjąć upośledzone dziecko, którego pojawienie się zmieni całe ich dotychczasowe życie... W szerszej perspektywie chodzi także o więź na poziomie duchowym. Jeżeli ktoś z nas tkwi w grzechu, jeżeli choruje duchowo, to wszyscy z tego powodu cierpimy.

 

W starożytności zależność ta była bardziej widoczna dzięki rytuałowi pokutnemu. Jeżeli ktoś popełnił ciężki grzech społeczny, odbywał publiczną pokutę. Z jednej strony cała wspólnota widziała go pokutującego, a z drugiej była wezwana do modlitwy za niego, aby jak najszybciej wrócił do jedności. Jako spowiednik też powinienem patrzeć na czekających do spowiedzi nie jak na petentów, którzy zajmują mi czas, ale jak na tych, którzy chcą wrócić do jedności, również ze mną. Mała Teresa, która chciała być wszystkim, stwierdziła w końcu, że skoro to niemożliwe, będzie miłością. No i jako mniszka żyjąca za klauzurą została patronką misji, była bowiem prawdziwie zjednoczona z tymi, którzy ewangelizowali.

 

Kiedy wiemy, że to, co nas łączy jest realne, wtedy naprawdę żyjemy.

 

Rozmawiali Monika i Sławomir Rusinowie
List