logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Cezary Sękalski
Kłopoty z przebaczeniem
Przewodnik Katolicki
 


Dialog Jezusa z Piotrem kończący się znamiennym „siedemdziesiąt siedem razy” staje się dla wielu podstawą do przekonania, że przebaczać należy zawsze. Czy rzeczywiście ideał chrześcijański polega na znoszeniu cudzych dotkliwych zachowań w każdych okolicznościach?

 

Przebaczenie nie jest sprawą łatwą. Wiele osób ma z tym kłopot w najróżniejszych relacjach: rodzinnych, koleżeńskich, wspólnotowych, małżeńskich. Przekonuję się o tym nieraz w gabinecie psychoterapeutycznym podczas rozmów z pacjentami. Problem z przebaczeniem pojawia się zwłaszcza wtedy, kiedy w jakiejś bliskiej relacji mamy do czynienia z zachowaniami, które powodują nasz dyskomfort. Niektóre osoby w takich sytuacjach próbują przeczekać i ćwiczyć się w cierpliwości. Swoje postępowanie uzasadniają nieraz tym, że jako chrześcijanie powinni przebaczać i dlatego starają się znosić cudze, dotkliwe zachowania. Czy jednak taki właśnie jest ideał chrześcijański?

Jezus o przebaczeniu


Gdybyśmy zapytali kogokolwiek o to, jaka była nauka Jezusa na temat przebaczenia, z pewnością większość wspomniałaby pamiętną rozmowę z Piotrem, który zapytał Mistrza: „«Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?». Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy»” (Mt 18, 21–22).


Dialog ten staje się dziś dla wielu chrześcijan podstawą do przekonania, że zgodnie z nauczaniem Jezusa przebaczać należy zawsze. Czy jednak taka opinia jest słuszna w każdych okolicznościach? Jaka naprawdę jest nauka Jezusa na ten temat?


Myśl o konieczności przebaczenia potwierdza dodatkowo przypowieść o nielitościwym dłużniku, którą Jezus opowiada Piotrowi jako uzasadnienie i rozwinięcie swojego, jakże radykalnego stanowiska (por. Mt 18, 23–35). Ukazuje ona, że konieczność przebaczenia wynika z wizji religijnej i metafizycznej. Według niej wszyscy jesteśmy dłużnikami Boga, który zawsze jest gotowy przebaczać nam nasze grzechy i uchybienia. Stąd wobec naszych winowajców powinniśmy wykazywać się taką samą gotowością. Inaczej winni jesteśmy podstawowej niesprawiedliwości, bo inną miarą zaczynamy mierzyć powinności innych względem nas niż swoje względem Boga i innych.


Potwierdza to jeszcze inne nauczanie Jezusa, który mówił: „kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu, aby także Ojciec wasz, który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia wasze” (Mk 11, 25) A kolejne echo tej nauki powraca w modlitwie Pańskiej, kiedy wypowiada się słowa: „odpuść nam nasze winy”, ale skuteczne spełnienie tej prośby uzależnia się od tego, czy „my odpuszczamy naszym winowajcom”.

Bez zamiatania pod dywan


Wszystko to stanowi jednak tylko część nauki o przebaczeniu, jaką pozostawił nam Jezus. Cały przytoczony dialog poprzedza bowiem fragment, o którym nieraz się zapomina, mimo że jest integralnie związany z tamtym nauczaniem, a nawet wyznacza warunki graniczne jego obowiązywania!


Jezus mówił: „Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18, 15nn).


Fragment ten pokazuje, że przebaczenie nigdy nie dokonuje się poza kontekstem relacji międzyosobowej. I w założeniu, jeśli jest to tylko możliwe, musi być ściśle powiązane z braterskim upomnieniem. Pytanie Piotra o przebaczenie jest bowiem następstwem nauczania, które teraz zostało przytoczone. A zatem ze związku tych dwóch fragmentów Ewangelii wynika zachęta do następującej linii postępowania w sytuacjach konfliktowych: gdy pojawia się czyjeś zachowanie, które odbieramy jako niesprawiedliwe względem nas, powinniśmy upomnieć winowajcę w cztery oczy. Jeżeli przyjmie nasze upomnienie, przebaczamy mu i pozyskujemy naszego brata.


W tak zarysowanym nauczaniu temat przebaczenia pojawia się dopiero po rozmowie o zaistniałej bolesnej dla nas sytuacji i po przyjęciu przez winowajcę upomnienia. Dopiero wtedy Jezus mówi o konieczności przebaczania za każdym razem, kiedy taka sytuacja się powtórzy. Domaganie się przebaczenia bez takiego ciągu wydarzeń mogłoby być odczytane jako wezwanie do naiwności, a wtedy przynosiłoby więcej złego niż dobrego. Dlaczego?


Po pierwsze dlatego, że przebaczenie bez ujawnienia tego, co dla nas było dotkliwe w czyimś zachowaniu, może sprawiać mylne wrażenie, że właściwie nic się nie stało. Wtedy „winowajca” nie ma żadnej okazji przejrzeć na oczy i zobaczyć, że jakieś jego zachowanie jest dla kogokolwiek bolesne. A skoro w jego optyce „wszystko jest w porządku”, nie ma potrzeby w żaden sposób zmieniać swojego postępowania. Nie ma więc co się dziwić, że w podobnych okolicznościach taka osoba zachowa się dokładnie tak samo, a my znowu będziemy narażeni na kolejne negatywne skutki. A zatem bez rozmowy o tym, co było dla nas trudne i dlaczego, przebaczenie jest właściwie zamiataniem sprawy pod dywan i nie wnosi żadnej korekty do utrwalonych sposobów postępowania.


Po drugie, rezygnacja z rozmowy o sprawach trudnych może wynikać nie tyle ze szlachetności i wielkoduszności, ile z braku odwagi albo asertywności, a wtedy byłaby to cnota tylko pozorna.

Gdy próba porozumienia nie przynosi efektu


Jezus był realistą i nie łudził się, że każde braterskie upomnienie będzie entuzjastycznie przyjmowane przez winowajcę. I nieraz pewnie, kiedy próbowaliśmy kogoś upomnieć i powiedzieć mu o swoich zranionych uczuciach w kontekście jego zachowania, w odpowiedzi mogliśmy usłyszeć: „Nie obchodzi mnie to”. Dlatego Jezus podaje rozwiązanie i na taką sytuację: „Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa”.


A zatem, jeśli winowajca nie chce przyjąć upomnienia i nie chce uznać osobistej odpowiedzialności za zaistniałe wydarzenie, Jezus zaleca, aby taka rozmowa odbyła się przy świadkach. Ma to pomóc w większej obiektywizacji sporu. Wiadomo bowiem, że chodzi tu raczej o kogoś roztropnego i bezstronnego niż o osobę przypadkową, niezorientowaną w sprawie czy stronniczą.


Jakkolwiek winowajca o silnej osobowości mógłby wykazać się impertynencją wobec ofiary, bagatelizując swoją winę podczas rozmowy w cztery oczy, jednak wobec bezstronnych świadków z pewnością przyszłoby mu to znacznie trudniej. Niemniej i taka sytuacja może się zdarzyć. Wtedy Jezus zaleca „doniesienie Kościołowi”, które w tamtych realiach oznaczało zaangażowanie do roli mediatora szanowanych przedstawicieli lokalnej wspólnoty.


Kiedy i taka interwencja nie przyniosłaby oczekiwanych rezultatów, Jezus dopuszcza, by winowajca został potraktowany „jak poganin i celnik”. A zatem wspólnota może się do niego zdystansować, gdyż nie jest osobą gotową wziąć odpowiedzialność za swoje złe postępowanie i nie daje gwarancji, że cokolwiek w nim zmieni. Bez takiej zdecydowanej reakcji wspólnota byłaby narażona na nieustanne skutki negatywnych działań takiej osoby i jakieś ważne jej dobro byłoby zagrożone w sposób trwały, a na to nie można się godzić!


Nauczanie to można także odnieść do bliskich relacji międzyludzkich, również małżeńskich. Dobry kontakt wymaga bowiem wzajemnego szacunku i uczciwości. Wszelki brak symetrii i niesprawiedliwość we wzajemnych zobowiązaniach powinny być przedmiotem braterskiego (czy też małżeńskiego) upomnienia. Zwłaszcza jeśli sprawa dotyczy poważnych spraw związanych z wzajemnym zaufaniem. Jeśli natomiast próba porozumienia się nie przynosi oczekiwanego efektu, warto zwrócić się o pomoc do godnego zaufania mediatora. Dziś funkcję tę pełnią nieraz profesjonalni doradcy rodzinni albo psychoterapeuci małżeńscy, a w ostateczności mediatorzy sądowi, kiedy konflikty urosły do rozmiarów podlegających przepisom prawa.

Wpływ uczuć na budowanie relacji


Powyższe nauczanie Jezusa jest zgodne z odkryciami współczesnej psychologii oraz tego, co mówi ona o emocjonalności człowieka w kontekście relacji z innymi ludźmi. Zwłaszcza w małżeństwie i rodzinie, które zakładają nieustanną wymianą emocjonalną, wiedza ta powinna być uwzględniana.


Dobry kontakt emocjonalny z drugim człowiekiem wymaga z jednej strony umiejętności przyjmowania wyrazu pozytywnych uczuć, a z drugiej odpowiedniego reagowania na sytuacje powodujące emocje negatywne.


W tym kontekście warto przypatrzeć się pojedynczemu człowiekowi i temu, jaką rolę w jego funkcjonowaniu pełnią uczucia. Najprościej można powiedzieć, że stanowią one emocjonalną reakcję na jakieś zjawiska zewnętrzne albo wewnętrzne w życiu człowieka. Są one ważnym sygnałem w relacjach międzyludzkich i różne zachowania ludzi względem nas w pierwszym rzędzie uruchamiają w nas określone reakcje uczuciowe.


Jeśli rodzice potrafili uwzględniać w dialogu z dzieckiem jego emocjonalność, uczyli je odpowiedniego do niej podejścia. Jeśli odrzucali ją, dziecko będzie miało trudności z prawidłowym odczytywaniem sygnałów pochodzących z własnej i cudzej emocjonalności. Wiele zależy od tego, jak rodzice reagują na negatywne sygnały emocjonalne ze strony swojego dziecka. Istnieją dwie skrajne postawy, które są w takich sytuacjach niekorzystne wychowawczo. Pierwsza, kiedy rodzice w ogóle nie liczą się z dziecięcymi potrzebami i emocjami, i zawsze stawiają na swoim. A druga, kiedy nadmiernie im folgują i dziecko zawsze dostaje to, czego się domaga.


Najbardziej skuteczna w wychowaniu jest droga środka. Rodzice z jednej strony potrafią prawidłowo odczytać potrzeby i emocje dziecka i wyjść im naprzeciw, a z drugiej potrafią też być wobec nich krytyczni. Nieraz trzeba odmówić realizacji pewnych pragnień dziecka, kiedy oceni się je jako szkodliwe albo z własnej perspektywy nie widzi się możliwości sprostania im.


W obu przypadkach odmowa wymaga dobrego kontaktu emocjonalnego z dzieckiem oraz gruntownego omówienia wszystkich rozumowych argumentów: „dlaczego nie”. Taka rozmowa może dać ten pozytywny efekt, że dziecko poczuje się kochane i akceptowane mimo odmowy. Będzie też mogło wyrazić swoje rozczarowanie, a także przyjąć racjonalne argumenty. I nawet jeśli nie zawsze tego typu różnica zdań zakończy się od razu polubownie, może stanowić ważną życiową lekcję dla dziecka, że nie wszystko można mieć. Tego typu dialog już od najmłodszych lat może przygotowywać do podejmowania negocjacji także w życiu dorosłym, co jest bardzo potrzebne w budowaniu wszelkich relacji międzyludzkich, a zwłaszcza małżeńskich.

Cezary Sękalski
Przewodnik Katolicka 51-52, dodatek RODZINA