logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Cezary Sękalski
Miłość budujemy małymi gestami
Głos Ojca Pio
 


W jednej ze swoich wypowiedzi wspomniała Siostra, że fundusze unijne tylko w 20 procentach kierowane są do ubogich, a większość przejadają instytucje i biurokracja...
 
Nie dalej jak wczoraj odbierałam kolejne maile z propozycjami „nie do odrzucenia”. Organizacje pozarządowe, które zajmują się bezdomnymi, tworzą nieraz niebotycznie drogie programy, z których nic nie wynika... W ten sposób pieniądze, które mogłyby pomagać bezdomnym, są trawione przez zespoły specjalistów, którzy tak naprawdę niewiele z bezdomnymi mają wspólnego, nie żyją z nimi na co dzień. A na koniec takiego programu najlepiej zrobić konferencję w ekskluzywnym hotelu...
 
System, o którym Siostra mówi, nieustannie się zacieśnia także w wymiarze gospodarczym i coraz trudniej się w nim odnaleźć ludziom uboższym. Na początku lat 90. XX wieku do tego, aby zająć się handlem, wystarczyło łóżko polowe, na którym można było wyłożyć towar, a dziś trzeba mieć spory kapitał na sklep, kasę fiskalną i orientować się w setkach przepisów. Jeśli ktoś wtedy nie wykorzystał szansy, dziś już nie ma możliwości wejścia na rynek...
 
Jest absolutnie wykluczony! System robi się coraz bardziej szczelny.
 
W Warszawie rodzą się pomysły, aby stworzyć bazę danych, w której każdy bezdomny, zanim zostanie przyjęty do schroniska, będzie musiał wypełnić szczegółową ankietę i podać wszystkie informacje o sobie, łącznie z tym, na co chorował i ile lat siedział w więzieniu. Ta baza miałaby być dostępna dla wszystkich stron zajmujących się bezdomnością. Czyli kiedy przyjdzie do mnie pan Kowalski, to ja sprawdzam w systemie, w ilu schroniskach wcześniej nocował i co narozrabiał, wobec tego, mogę go nie przyjąć. Być może rzeczywiście narozrabiał, ale może u mnie oprzytomnieje…
 
W ten sposób system, który z założenia ma zaoszczędzić pieniądze, w rzeczywistości kosztuje krocie, bo do jego stworzenia, a potem do obsługi trzeba zatrudnić nowych ludzi. To jest paranoja! Niebawem wszelkie działania pomocowe mogą okazać się niemożliwe.
 
Organizacja pozarządowa ma zastępować państwo tam, gdzie ono nie daje sobie rady. Niestety biurokracja, kiedy zaczyna rządzić losem obywateli, staje się rodzajem totalitaryzmu. To powoduje wykluczanie ogromnych rzesz ludzi. Nawet jeżeli założymy, że wszyscy będą mieli minimalne środki do życia, to będą one na tyle małe, że nie pozwolą uczestniczyć w życiu edukacyjnym, kulturalnym, duchowym, ekonomicznym itp. Nie mówię oczywiście o zwykłych kosztach administracyjnych czy o potrzebie rozliczania się, bo to jest konieczne.
 
Z jednej strony słyszymy, że jesteśmy zieloną wyspą i mamy wzrost gospodarczy, a z drugiej strony dwa miliony obywateli wyjechało w poszukiwaniu pracy, bo nie znalazło w Polsce swojego miejsca, a i teraz mamy wysoką stopę bezrobocia...
 
Trzeba sobie powiedzieć jasno, że Polska dopiero od dwudziestu kilku lat może powoli stawać gospodarczo na nogi po koszmarnych zniszczeniach systemowych, jakie pozostawił nam w dziedzictwie PRL. Trudno zatem liczyć na cud. Nie możemy porównywać się do krajów Europy Zachodniej, które swoje bogactwo w dużej mierze budowały na koloniach, jak było to w przypadku Francji, Belgii czy Wielkiej Brytanii. Poza tym kraje te nie były w czasie drugiej wojny światowej tak zniszczone jak Polska i nie pustoszył ich system komunistyczny. Trzeba zatem być obiektywnym i stwierdzić, że nie jesteśmy w stanie szybko dojść do poziomu życia w tych państwach, co nie oznacza, że i one nie borykają się ze swoimi problemami. Na przykład z Francji z powodu wysokiego bezrobocia wyjechało milion osiemset tysięcy młodych ludzi. Nie jest to jednak tak głęboki kryzys jak u nas.
 
Tak więc nasze historyczne uwarunkowania były zupełnie inne, co nie oznacza, że nie można by w tej chwili sprawić, aby wielu naszych współobywateli czy braci w Chrystusie miało szansę na lepsze życie. Oczywiście potrzeba do tego uczciwości i zrobienia miejsca innym, a przede wszystkim przemiany naszego myślenia. Bo co przyniesie płacz nad tym, że wyjechało prawie dwa miliony młodych ludzi, jeśli sami jako pracodawcy nie chcemy płacić godziwie za pracę albo zatrudniamy „na czarno”, albo płacimy podatki w rajach podatkowych czy też tworzymy biurokrację, aby kolejna armia urzędników miała zatrudnienie, co nijak się ma do rzeczywistych potrzeb, a kosztuje państwo ogromne pieniądze. Tak w każdym z nas rodzi się obłuda, bo to prawda, że nie jest dobrze, ale rodzi się pytanie, co ja zrobiłem, aby tak nie było.
 
Swoją drogę pomagania ubogim rozpoczynała Siostra od noclegowni. Jak to się stało, że po przybyciu do województwa świętokrzyskiego podjęła Siostra tak wiele nowych inicjatyw społecznych?
 
Zaczynałam od domu dla ludzi bezdomnych, pierwszego w Polsce przeznaczonego dla kobiet. Było to w roku 1989. Praktycznie do tego momentu jakakolwiek działalność obywatelska w ramach organizacji była niemożliwa. Owszem we Wrocławiu istniało Towarzystwo Brata Alberta, które posiadało schronisko, ale borykało się z ogromnymi problemami. W czasach komunizmu władze bardzo mu dokuczały. Poza tym zarówno sytuacja ekonomiczna, jak i społeczna była wtedy dramatyczna.
 
Po naszym pierwszym domu dla ludzi bezdomnych powstało jeszcze siedem. Mieliśmy je w Warszawie i podobną placówkę postanowiliśmy otworzyć na wsi. Wiadomo było, że są tam ludzie, którzy z powodu swojego uzależnienia nie pójdą do pracy, nie dostaną też renty ani emerytury, bo są za młodzi albo w życiu za mało pracowali. Ludzie ci nie są w stanie samodzielnie funkcjonować w społeczeństwie, bo albo są lekko upośledzeni, albo uzależnieni od alkoholu, albo nie mają szans na pracę, bo są po pięćdziesiątce...
 
Szybko okazało się, że wokół nas są także inne społeczne potrzeby. Kiedy przychodzili do nas ludzie z kolejnymi problemami, staraliśmy się na te potrzeby odpowiadać. W ten sposób powstały warsztaty pracy, świetlica dla dzieci, przedszkole i fundusz stypendialny...
 
Słyszałem o tym ostatnim pomyśle…
 
…bilet miesięczny na dojazd z wioski do miasta, w którym funkcjonują szkoły średnie, kosztuje około 130 złotych. Są to pieniądze, których w wielu wiejskich rodzinach po prostu nie ma, nie mówiąc już o podręcznikach, ubraniu i innych potrzebach ucznia szkoły średniej... Nasz fundusz pomógł zdobyć wykształcenie średnie i wyższe naprawdę ogromnej rzeszy młodzieży. I nadal pomaga.

Wielu świętych i błogosławionych swoją życiową misję wiązało z pomaganiem ubogim, np. św. Franciszek, Wincenty á Paulo, Ojciec Pio, Matka Teresa z Kalkuty... Czy któryś z nich był dla Siostry szczególną inspiracją?
 
Myślę, że wszyscy wymienieni i jeszcze bardzo wielu innych. Nie nazwałabym zresztą tego inspiracją, bo to są po prostu moi starsi koledzy i koleżanki... (śmiech). Nie znaczy to jednak, że jestem święta, ale jeśli wierzymy w świętych obcowanie, uznajemy, że są to nasi starsi bracia i siostry, którzy modlą się za nas i towarzyszą nam w drodze do Chrystusa, w miarę jak się z nimi zaprzyjaźnimy. Bo oni taką drogę mają już za sobą.

Jak przeciętny chrześcijanin powinien szukać własnej drogi rozwoju w pomaganiu innym? Od czego zacząć?
 
Od zwykłych, prostych gestów miłości. Od tego, żeby podać kawę zmęczonej żonie, która wraca z pracy, zainteresować się własną babcią, posiedzieć z nią, wypić herbatkę i zjeść kawałek ciasta... Od tego, żeby uśmiechnąć się do sąsiadki, powiedzieć: „dzień dobry”, otworzyć jej drzwi w windzie i pomóc wnieść zakupy. Od tego, żeby zobaczyć, że dziecko sąsiadów, które jest koleżanką czy kolegą mojego dziecka, nie pojechało na wycieczkę szkolną i zadać sobie pytanie: dlaczego? Może w domu nie było na to pieniędzy, a my moglibyśmy pomóc...
  
Trzeba zaczynać od bardzo prostych rzeczy. Nie chodzi o rzeczy wielkie. Miłość na co dzień budujemy małymi gestami.  
 
Cezary Sękalski 
 
Zobacz także
Przemysław Radzyński
Przed operacją czujemy potworny lęk. Boimy się, że zostaniemy uśpieni, że nie mamy kontroli nad sobą, nie wiemy jak to się skończy, czy się obudzimy – jesteśmy w rękach innych ludzi. Tak samo jest z operacją serca – wiesz, że jesteś w rękach Pana Boga i nie wiesz, co będzie po operacji; nie wiesz, jak będzie wyglądało twoje życie po tym zabiegu. Ale operacja jest koniecznością przestrzeni duchowej. 

Z ks. Michałem Olszewskim SCJ rozmawia Przemysław Radzyński
 
Anna Hawlena Drożdżak
Jest wiele powodów nietolerancji. Jednym z pierwszych są różnice między ludźmi. Kiedy stajemy wobec osoby, która nie umie mówić, jest bardziej powolna niż my, która nie rozumie, o co chodzi, pojawia się przeszkoda, z którą nie umiemy sobie poradzić. 

Z Jeanem Vanier, założycielem wspólnoty Arka rozmawia Anna Hawlena Drożdżak
 
Aleksandra Wojtyna
Wszystkie błogosławieństwa zakładają aktywność tego, na którym spełniają się obietnice Boże; żadne nie zakłada statyczności, nieróbstwa. W tym zaś błogosławieństwie akt jest na powrót zdefiniowany słowem "wprowadzają" albo w innym tłumaczeniu: "czynią". Pan nie błogosławi tych, co lubią "sobie" pokój, ale tych, którzy go zaprowadzają. By uniknąć redefinicji i nadinterpretacji tego słowa, spieszę wyjaśnić, że chodzi tu tylko i wyłącznie o Chrystusowy sposób walki o pokój, pozbawiony przemocy, krzywdy, ataku i napastliwości.  
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS