logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Monika Adamczyk
Moje życie - przypadek czy przeznaczenie?
Zeszyty Karmelitańskie
 
fot. Kari Shea | Unsplash (cc)


Viktor Emil Frankl – austriacki psycholog i psychoterapeuta, w latach 1942-1945 więzień obozów w Teresinie, Auschwitz oraz Dachau, w swojej książce pod tytułem: Człowiek w poszukiwaniu sensu maluje przed czytelnikiem dramat życia człowieka w obozie, który nie tyle był związany z cierpieniem, bólem, głodem czy nędzą, lecz co z dramatem tego kim człowiek jest, bądź już nie jest. Akacja tego dramatu wydarzała się między sensem a bezsensem, pustką a pełnią, przypadkiem a przeznaczeniem…
 
Życie jawi się człowiekowi na wiele sposobów, przy czym wszystkie te sposoby osadzone są ostatecznie w ramach przeżywania go jako sensowne bądź bezsensowne. Podczas gdy jeden człowiek będzie przeżywał je jako zbędne, nijakie, beztreściowe i puste, drugi inny będzie je pochwytywał postrzegał jako piękne, bogate w treści, wielobarwne, nigdy niezmierzone nie zmierzone i zawsze go jakoś zaskakujące. O tym, w jaki sposób owe istnienie będzie widziane przez człowieka, decyduje jego sposób przeżywania wartości, którymi usłane jest jego życie, a które to jakoś je zabarwiają. Przeżycie to z kolei warunkuje sposób myślenia człowieka. A myśleć o własnej egzystencji można na dwa sposoby: według porządku przypadku, bądź według porządku przeznaczenia.
 
Człowiek przypadku
 
Deportacja oraz przybycie do obozu koncentracyjnego dla wielu osób stanowiło stanowiła wstrząs. Brutalne przerwanie dotychczasowej egzystencji, nagłe rozstanie z najbliższymi, pozbawienie wszystkiego, co człowiek posiadał oraz wyrok, którym był obóz koncentracyjny, stanowiły wyłom w jego dotychczasowym, poukładanym i zaplanowanym, często co do najdrobniejszych szczegółów, życiu.
 
To, co działo się w do chwili obecnej czasu wywózki, było dla niego czymś nierealnym i niemożliwym, dziejącym się gdzieś „obok”, „poza nim”, wobec czego jego rozum, manifestował jedynie swoją słabość i bezradność. Niejasność i nieokreśloność poszczególnych wydarzeń, niemożliwość niemożność ich pochwycenia i zrozumienia, sytuowało je w sposób naturalny w ludzkiej świadomości jako te, które wydarzają się poza logiką i stanowią pewne „odstępstwo” od porządku, który do tej pory przypisywało się życiu.
 
Porządek ten – chociaż nigdy dokładnie nie nazwany i nie pojęty – stanowi punkt oparcia dla ludzkiej egzystencji, a naruszony powoduje konfrontacje konfrontację z samą możliwością dalszego nieistnienia. Stąd strach, przerażenie, niepewność, niemoc, bezradność były tymi uczuciami, które najpełniej wyrażały stan, w jakim znajdował się człowiek tuż po przybyciu do obozu. Dodatkowo tęsknota za rodziną, poczucie samotności, pierwsze reakcje na to, co można było ujrzeć w obozie, tj. ból, cierpienie, nędza, ubóstwo, bieda, głód, brud itp., również pogłębiały owe zagubienie i dezorientację.
 
Jednak W w miarę jednak pobytu w obozie, pierwsze reakcje na nowe to, co właśnie się wydarzyło wydarzenia i na nową rzeczywistość – rzeczywistość obozową, mijały, a ich miejsce zajmowała apatia, rodzaj znieczulenia i uodpornienia na to wszystko, co działo się na zewnątrz człowieka. Otępienie, zobojętnienie, pewnego rodzaju znużenie i zmęczenie ludzkiego ducha, stały się wówczas naturalnym sposobem odniesienia się człowieka do poszczególnych wydarzeń, jak również drugiej osoby.
 
Niewrażliwość, nieczułość, bezruch i stagnacja były odpowiedzią i znakiem zaakceptowania własnego położenia, rozumianego od tej pory jako, nagi i bezsprzeczny fakt, który teraz człowiek potrafił już wyraźnie zdefiniować. Jego egzystencjalne położenie było stało się dziełem przypadku, skutkiem działania jakiejś nieistotnej przyczyny, czymś, co jest, ale co mogłoby równie dobrze nie istnieć. Przypadek Niemożliwy niemożliwy do pojęcia, uchwycenia, poza wszelkim układem prawem i logiką przypadek, jawił się człowiekowi jako pozbawiony wszelkiej istotnej, tj. źródłowej treści – owego „po co” i „w jakim celu”, stanowiąc ostatecznie bezsensowną pustkę.
 
Przy czym nie tylko ludzkie położenie stanowiło tutaj dzieło przypadku, lecz oglądane również na co dzień codziennie: ból, cierpienie, śmierć, które także nie posiadały miały swojej racji istnienia, a pomimo to miały miejsce. W ten sposób przypadek zaczynał jawić się ukazywać się człowiekowi nie tyle jako jednorazowe wydarzenie, które „wdziera” się do ludzkiego życia i pozbawia je chwilowo jego wewnętrznej spójności i fundamentu, lecz tym jako to, co neguje całkowicie ów fundament, zajmując jego miejsce.
 
Senesem ludzkiego życia w obozie był przypadek – bezdenna próżnia, której człowiek często pozwalał się ogarnąć i pochłonąć siebie, podporządkowując się jej całkowicie pod postacią uznania wyższości nad jego niezależnym i autonomicznym Ja warunków biologicznych. Gustave le Bon, francuski psycholog społeczny, twierdził, że warunki ekstremalne, za które można byłoby właśnie uznać obóz koncentracyjny, powodują obudzenie się w człowieku najprostszych i najbardziej prymitywnych instynktów, o których istnieniu do tej porytego czasu nie był on nawet świadomy.
 
Przyczyną takiego biegu wydarzeń jest „wyłączenie” zdolności sądzenia, oceniania, refleksyjnego zgłębiania rzeczywistości, a przede wszystkim wyzbycie się osobowego aspektu własnej egzystencji. O ile człowiek zrezygnuje z bycia osobą, tj. indywidualną rzeczywistością duchową, to wówczas jego „dziedzictwo” biologiczne, przede wszystkim instytut instynkt przetrwana oraz nadbudowany nad nim instynkt walki (przybierający w przypadku człowieka postać przemocy), zacznie rozporządzać jego działaniem. W ten sposób było. Stąd stało się możliwe, że zabicie za kromkę chleba lub talerz zupy , co było przeradzało się w normą normę w obozie. „Normalnym” zachowaniem wśród więźniów była tam również wśród więźniów kradzież, brutalne pobicia, znęcanie, zastraszanie, wykorzystanie wykorzystywanie fizyczne oraz psychiczne, upokarzanie, a nawet kanibalizm.
 
Porządek działania w tym miejscu tym wyznaczało tylko jedno: chęć zniszczenia drugiego człowieka, obojętnie czy był to strażnik, który do tej pory się nad nami więźniami znęcał, czy współwięzień, biedny, schorowany u kresu swych sił. Człowiek w obozie przeradzał się w zwierzę, niezdolne do cienia serdeczności, czułości czy wrażliwości, potwierdzając tym samym ideologię nazistowską, która odmawiała mu więźniowi statusu bycia człowiekiem.
 
Odczłowieczenie i degradacja człowieka do rzędu bycia zwierzęciem, która miała miejsce była praktykowana w obozie koncentracyjnym, miała zawsze swe źródłowo w uznaniu, iż sensem ludzkiego istnienia jest przypadek, coś, co istnieje, ale uzasadnienia tego istnienia całkowicie nie posiada. Wydarzenie to oznaczało początek końca egzystencji człowieka, gdyż w szybkim czasie prowadziło do jego śmierci. Wyjałowione wnętrze człowieka, pozbawione jakichkolwiek ludzkich uczuć, wytrzebione zostało również z wszelkiej nadziei i wiary.
 
Człowiek, uznając przypadek za sens swego bycia, zamknął się w jego wąskich ramach, pozbawiając siebie wszelkich perspektyw, gdyż przypadek neguje i unicestwia możliwości. Nie neguje on je jednak w ten sposób, by zaprzeczał całkowicie nadejściu jutra, które może i nadejdzie, lecz wątpliwym jest w tym wszystkim, czy nadejdzie ono dla mnie. Przypadek „uderza” bezpośrednio we mnie i zaprzecza właśnie mojemu istnieniu. W ten sposób człowiek pozbawiony jakichkolwiek sił, by patrzeć w przyszłość, opadał również z sił fizycznych, a wówczas, w ciągu kilku dni, atakowała go choroba i człowiek po prostu umierał.
 
Człowiek przeznaczenia
 
Mimo iż wspomnienia więźniów obozowych w przeważającej części bywają próbą opisu logiki, według której działał obóz, tj. porządku zła, to stanowią one również zapis pięknych i heroicznych czynów. Tym, co szczególnie cenne w książce Viktora Frankla, to świadectwo solidarności i braterstwa, które, na przekór nienawiści, rodziły się pośród niektórych więźniów. Ich fundamentem było przekonanie, iż nie istnieje „mój” bądź „twój’ los i nie jest tak, iż każdy „sobie” tylko istnieje, dbając o własne przeżycie, lecz istnieje „nasz” los i „nasza” historia, którą budować będziemy razem, w której – co więcej – „ja” będę dla ciebie, a „ty” będziesz dla mnie – będziemy wzajemnie dla siebie.
 
W ten sposób jeden więzień był gotów nieść „ciężary” drugiego, wybiegając, na przykład, przed szereg i podnosząc upadającego gdzieś w oddali kolegę, narażając siebie na karę chłosty, lecz tamtemu ratując, być może, życie kolegi. Innym razem, jeden drugiemu oddał kawałek własnej własnego sznurowadła, by tamten mógł wyjść do pracy, dotrzeć do niej i powrócić.
 
Wielokrotnie więźniowie ratowali siebie nawzajem wzajemnie przed popełnieniem samobójstwa, podtrzymując, ledwie tlącą się w nich z ledwością nadzieję. Sam Frankl, gdy zobaczył, iż jego młody przyjaciel, powoli traci nadzieję, opowiadał mu każdego ranka w pracy zabawne historie dotyczącego tego, jak będzie ich życie wyglądało po wyjściu z obozu, zmuszając go potem do planowania tego nowego życia krok po kroku. Innym razem, w ramach solidarności z jednym z więźniów, którego ucieczka z obozu się nie powiodła, cały obóz głodował przez dwadzieścia cztery godziny, byle by ten nie został stracony.
 
Solidarność i braterstwo, które panowały między więźniami, można byłoby nazwać solidarnością i braterstwem w „byciu”, bo właśnie o to „bycie”, o obecność, tutaj przede wszystkim chodziło. Doskonałą ilustracją tego fenomenu jest dobrowolne pozostanie Viktora Frankla w obozie koncentracyjnym, pomimo możliwości ucieczki. W czasie, gdy Frankl opiekował się chorymi na tyfus w obozowym szpitalu – sam będąc ledwo wyleczonym, o niepewnym jeszcze stanie zdrowia – otrzymał od przełożonego szpitala propozycje propozycję wyjazdu z obozu samochodem, dostarczającym leki. Ucieczka ta była zaplanowana już co z detalami i wystarczyło, by Frankl po prostu wsiadł do samochodu.
 
Tymczasem on – ku zaskoczeniu wszystkich wtajemniczonych w plan jego ucieczki – stanowczo odmówił, twierdząc, iż jego miejsce jest właśnie w obozie, przy drugim człowieku – towarzyszu, który potrzebuje jego obecności i wsparcia.
 
Wydaje się, że przyczyna tych i wielu innych wielkich czynów obozowiczów więźniów obozowych, które nie zostały tutaj opisane wspomniane, leży w tym, iż ludzie ci, nie tylko zaakceptowali swoje bycie swój pobyt w obozie, jak to uczynił człowiek przypadku, lecz przyjęli oni całe brzemię tego brzemię bycia. Człowiek opisanego przypadku pochwytywał pojął jedynie fakt bycia w obozie, czyli powierzchnie powierzchowność całego wydarzenia. Wskutek tego uznawał on prędzej czy później, iż to, co widzi i czego doświadcza, nic mu nie mówi i nie odsłania, a pobyt w obozie jest beztreściowy.
 
Tymczasem ci ludzie, chociaż początkowo również pochwytywali pojmowali powierzchnie powierzchownie wydarzenia, gdyż również i im dokuczał im strach, przerażenie, tęsknota za bliskimi, a potem zobojętnienie i duchowe znurzenie (apatia), potrafili je przezwyciężyć. Uniezależniając się i uodparniając na czynniki zewnętrzne, wycofywali się do swego wnętrza i z niego próbowali wypatrzeć wypatrzyć to, co się przed nimi wydarzało. ???Wówczas ujrzeli, iż pod przykryciem, który pozostali więźniowie nazywali przypadkiem, „leży” coś i próbuje się „odsłonić”, czekając tylko na przyjęcie ze strony człowieka. ???Tym, co wówczas im się „udawało” był sens – sens ich bycia w obozie.
 
Każdy z nich był tam w jakimś celu oraz po coś i chociaż zazwyczaj tego sensu, nie potrafił potrafili nazwać i określić, to wiedzieli, że on jest i że trzeba go jakoś wypełnić. Coś po prostu zostało jemu tutaj zadane i prze-znaczone, co więcej – „coś” co wkomponowywało się w to, co przyszłe i co dopiero nadejdzie. Człowiek, odkrywając to, co w tej danej chwili jemu przeznaczone, odkrywał jednocześnie horyzonty, które rozpościerały się daleko przed jego oczyma, a które, chociaż nie jasno zarysowane, po porostu były. Doświadczając sensowności tej właśnie chwili, tego właśnie momentu, doświadczał on jednoczenie pewnej „nadwyżki”, tego, iż to jeszcze nie wszystko, to jeszcze nie cała esencja jego egzystencji.
 
Tendencja pójścia w głąb i nie zatrzymywania się na powierzchni bytu sprawiała, iż człowiek przeznaczenia nie mijał się z nim, ale podchwytywał go je w sposób źródłowy. W świetle jego prawdy rozpoznawał on wówczas siebie, swoje „bycie” oraz to, co mu zostało przeznaczone. Przeznaczone jednak nie przez jakiś los, czy fatum, ale przez jego samą naturę, gdyż to, co odkrywał on wówczas, to fakt, iż bez względu na wszystko musi pozostać człowiekiem, a przede wszystkim sobą samym.
 
Siła miłości
 
Myślenie według przypadku, bądź przeznaczenia, stanowią bezpośredni skutek, sposobu przeżywania świata wartości, tego czy człowiek dostrzega ich istnienie, czy rozpościera się przed nim jedynie pusta i wyjałowiona przestrzeń. Widzenie to, jednak nie zależy od samego człowieka, lecz od jakiegoś wyższego czynnika, które go odpowiednio ukierunkowuje, wskazując te wartości, w których może on spełnić własne istnienie i te, które spełnienia tego z góry mu odmawiają.
 
Viktor Frankl, mówiąc po latach o tym, co pomogło mu w godny sposób przeżyć obóz koncentracyjny, wymienił dwie rzeczy. Pierwszą z nich stanowił noszony w sercu i pamięci obraz żony. Obraz ten, nie będąc jedynie prostym przypomnieniem czy przedstawieniem, skrywał pod sobą w sobie nią samą – skrywał osobę z krwi i kości. W ten sposób, pomimo iż nie była ona z Viktorem Franklem w sensie fizycznym, była w sensie duchowym, towarzysząc mu każdego dnia, w każdej chwili, w każdej minucie.
 
Rozmawiając z nią w zakamarkach własnego serca długimi godzinami, Frankl dzielił się i powierzał jej swoje troski, smutki, wątpliwości, obawy, ale również a także radości, drobne zwycięstwa czy cuda, jakich wówczas był świadkiem. Ona, wysłuchując go, pomagała mu każdego dnia nieść ciężary egzystencji życia obozowego, wspierając, pocieszając, pomagając dokonać właściwych wyborów czy podnosząc z upadków. Z kolei świadomość, iż gdzieś poza obozem wypatruje ona jego powrotu, dawała Franklowi siły, by nigdy się nie poddawał w walce o swoje życie i sposób jego przeżywania, by nie wypuszczał go je z rąk, pozwalając stanowić o nim innym.
 
Drugą wymienioną przez Viktora Frankla siłą, która pomogła mu znieść ciężar obozowej egzystencji, było poświęcenie uwagi oraz sił dziełu swego życia. Przyjeżdżający transportem do obozu, w kieszeni marynarki Frankl posiadał rękopis książki, która stanowiła owoc jego dotychczasowej pracy. Podczas oddawania swoich osobistych rzeczy strażnikom, podszedł do jednego z nich, pokazał rękopis i wyjaśnił, iż jest to dzieło jego życia i chciałby je zachować, by w przyszłości móc je dokończyć. Jednak strażnik wyśmiał go i odebrał mu rękopis.
 
Od tej pory Frankl w wolnych chwilach powtarzał całe akapity swej książki, by nie zapomnieć ich i móc kiedyś powtórnie przelać je na papier, bądź na znalezionych skrawach papieru, próbował nieustannie zrekonstruować swą dotychczasową myśl. Coś, czemu człowiek poświęca kawałek szmat swojego życia, z poświecenia, z którego to rodzi się w pewnym momencie owoc – owoc niego samego, wymaga, by ten w sytuacji zagrożenia o niego walczył, nie tylko dlatego, iż jest to zwieńczenie jego dotychczasowej pracy, ale dlatego, że jest to jakaś „część” jego samego, która. unicestwiona Unicestwiona, doprowadziłaby do obumarcia czegoś w nim samym.
 
Obrona dzieła życia, stając się w obozie dla Viktora Frankla celem, stanowiła tym samym walkę o siebie samego. Jednak to nie wszystko… Chroniąc dzieło swojego życia, Frankl walczył również o drugiego człowieka, dla którego dzieło to zostało przeznaczone, ponieważ znaczenie dzieła życia, nie wyczerpuje się w jego zrodzeniu, lecz przede wszystkim w tym, iż jest ono zawsze dla kogoś innego, który od tej pory będzie mógł w nim uczestniczyć i z niego czerpać.
 
Tym, co przeprowadzało człowieka przeznaczenia przez obóz koncentracyjny w bezpieczny sposób, tj. taki, który pozwalał mu ochronić własną osobę od panoszącego się w tam zła, była miłość. Tylko ona posiadała taką siłę, która sprawiała, że człowiek potrafił nawet najgorsze, najbardziej dramatyczne wydarzenia przetrwać, a siły w nim drzemiące wyciszyć tak, by nad nimi zapanować. Miłość jest tą siłą, która wyprowadza ludzkiego ducha z przytłaczającej go codzienności, przydając mu skrzydeł, by ten wyswobodził się z tego, co do tej pory go nękało i dusiło.
 
W ten sposób stawia go ona go w nowej przestrzeni, z której dane jest mu widzenie wydarzeń, drugiego człowieka, świata, a przede wszystkim swego bycia zupełnie inaczej niż dotychczas. Miłość działa jak światło, które oświetla ludzkie drogi i nazywa rzeczy po imieniu, wskazując wyraźnie rzeczy istotne i mniej istotne. Dzieje się tak, ponieważ odsłania ona przed ludzkim duchem wartości, z których najistotniejszą jest wartość drugiej osoby.
 
To za jej sprawą, możliwe jest w ogóle doświadczenie i pochwycenie tej wartości, którą trudno tutaj nazwać i zdefiniować. Wartość ta stanowi rdzeń drugiego człowieka, korzeń jego bycia, to, kim w ogóle on jest. Doświadczając tej niepowtarzalności i jedyności drugiej osoby, człowiek odkrywa esencję własnego bycia istnienia, bytu. Kochać kogoś i być obdarzonym miłością przez niego, to właśnie sens życia ludzkiego. Po to i dlatego człowiek w ogóle istnieje.
 
Pozwalając człowiekowi pochwycić zrozumieć sens własnej egzystencji, miłość umożliwia wzięcie jej na własne barki i niesienie jej z wszelkimi dramatami, tragediami, smutkami i troskami. Miłość pozwala „stanąć” ponad nimi, spojrzeć na nie i ostatecznie stwierdzić, że nasze życie jest dobre, a my jesteśmy szczęśliwi. W ten sposób miłość odsłania przed człowiekiem horyzonty radości – radości z własnego bytu, z którego nigdy nie można cieszyć się jednak w pojedynkę.
 
***
 
Chociaż przeżycia ludzi doświadczonych przez obóz koncentracyjny mogą wydawać się nam współcześnie współczesnym odległe, to jednak one najwięcej mają nam do powiedzenia w kwestiach natury ludzkiej. Demaskując słabe strony człowieka, jego pragnienia i potrzeby, odsłaniają tą tę najgorszą jego stronę. Jednocześnie to właśnie one najwyraźniej zwracają uwagę na zdolność „rodzenia” z siebie dobra tkwiącą tkwiącego w człowieku, która które może zostać spełniona spełnione jedynie dzięki sile miłości. Tak ta ostatnia po raz kolejny w dziejach ludzkości odsłania się siła miłości jako największa tajemnica, której nikt nie jest w stanie rozwikłać.
 
Miłość stanowi siłę i moc przekraczania własnego Ja ku drugiemu człowiekowi, począwszy od zdolności przekroczenia własnych słabości, niepokojów, lęków związanych z obecnością w naszej przestrzeni kogoś innego niż my sami, aż po zdolność przekroczenia przekraczania granicy, jakie jaką stanowi samo życie, które właśnie temu Innemu się jest ofiarowuje ofiarowane i za niego się poświęca. W jaki sposób ona – MIŁOŚĆ – to czyni to ona? Nie wiemy, jedyne czego możemy być tutaj pewni, to, tego, iż gdybyśmy jej nie mieli, bylibyśmy nikim.
 
Monika Adamczyk 
Zeszyty Karmelitańskie 2 (60/2012) 
 
Zobacz także
Zuzanna Pochrzęst
Relacja może być: bliska, daleka, obojętna. Relacje mogą być trudne, czasem towarzyszą im kłótnie wynikające z troski bądź po prostu chęci wszczęcia awantury. Te zatargi nieraz bywają potrzebne, żeby później docenić, jak wielki skarb mamy obok, jak ważny on jest. Relacje budują, inspirują, zachęcają, zmieniają. Mam takie przekonanie, że Bóg chce być w nich obecny...
 
Michał Wilk

Anioł jest wysłannikiem Boga, pełni Jego wolę. Ale wiem też, że duch jest to istota stworzona, osobowa i nieśmiertelna, tak jak człowiek rozumna i wolna, będąca stworzeniem; o tyle zaś odmienna od człowieka, że nie posiadająca fizycznej postaci. Faktem jest, że wyobraźnia ludzka i twórczość, zwłaszcza malarska i literacka, narzuciły nam wyobrażenie anioła.

 

Z ks. Józefem Tarnawskim SP rozmawia kl. Michał Wilk SP

 
Krzysztof Osuch SJ

Wolność to podstawowy temat ludzkiego życia. W filozoficznych debatach jawi się jako jeden z najtrudniejszych, jednak każdy musi się z nim jakoś zmierzyć. To nic, że o wolności nie da się mówić z dokładnością właściwą matematyce. Wszyscy przeczuwamy, że rozegranie jej w sposób piękny i twórczy – to prawdziwa sztuka, którą doskonalić warto całe życie.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS