logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Przemysław Bukowski SCJ
Najpierw sumienie
Czas Serca
 
fot. Andy Kelly | Unsplash (cc)


W jakimś sensie rozumiem argumenty tych, którzy uważają, iż w państwie, w którym większość stanowią katolicy, wszelkie ustawodawstwo winno zmierzać w kierunku wcielenia w nie jak największej dawki Ewangelii oraz nauki Kościoła. W moim przekonaniu w takim myśleniu może być ukryta naprawdę szczera potrzeba „zrobienia dobrze” tym, których prawo obowiązuje w pierwszej kolejności w tym sensie, że stanowią oni większość liczebną danego społeczeństwa, a przy okazji być może również zwerbowanie we własne kręgi tych, którzy nie są przekonani, że Kościół chce dobra dla wszystkich. Takie myślenie wynika z pewnej przyjętej logiki. Nie rozumiem w nim jednak jednego, a mianowicie zupełnego zapomnienia o czymś istotnym. Przekonanie o słuszności: „mamy większość, mamy rację” kryje w sobie bowiem pewne ryzyko. Po pierwsze większość nie zawsze ma rację, a po drugie, nawet jeśli ją ma, w środkach, którymi się posługuje, by przekonać do siebie nieprzekonanych, pomija często, że powszechniejsze i pierwsze od praw katolika w każdym państwie jest prawo człowieka. Pikanterii dodaje fakt, że właśnie tak głosi również nauka społeczna Kościoła.

 

Technika a etyka

 

Oczywistym jest, że toczące się od czasu do czasu i powracające co chwilę spory na arenie społecznej dotyczą nie tylko tego, co politycznie sankcjonowane, ale również etycznie godziwe. Jasne pozostaje również to, że zarówno stanowiska polityczne, jak i interpretacje religijne dotyczące wykładni tego, co katolickie oraz związane z nimi określone stanowiska etyczne nie są jednoznaczne. Czy wobec powyższych wieloznaczności nie sposób jednak dotrzeć do tego, co nazwalibyśmy pewnym źródłowym wzorcem postaw i zachowań?

 

W świecie, w którym w coraz większym stopniu obecne są rozmaite rozwiązania techniczne, nie sposób obyć się bez przekonania, że postęp technologiczny dokonuje się w rozmaitych obszarach i przekracza kolejne, do niedawna nieprzekraczalne, rubikony. Opatentowanie odkrycia dynamitu przez Alfreda Nobla w 1867 roku dokonało się z pewnością dzięki dotychczasowym osiągnięciom tamtego czasu. Jego konsekwencją były zarówno rozwiązania służące ludzkości, jak i te jej zagrażające. Podobnie postawienie pierwszego kroku człowieka na Księżycu przed 50 laty (21 lipca 1969 roku) przez Neila Armstronga poprzedziło 10 misji programu Apollo. To również stworzyło jednak precedens do przekonania, że czynienie sobie ziemi poddaną ogranicza wyłącznie ludzka pomysłowość. Krokiem milowym we współczesnym rozumieniu chemii i biologii było niewątpliwie odkrycie w 1953 roku struktury kwasu deoksyrybonukleinowego (DNA) przez Jamesa Watsona i Francisa Cricka, za które otrzymali oni zresztą nagrodę imienia wspomnianego szwedzkiego wynalazcy materiału wybuchowego. Patent ten stał się początkiem kolejnych odkryć i medycznych innowacji. Jednocześnie otworzył drzwi laboratoriów tym, którzy zechcą eugenicznie projektować istoty na miarę ludzkich oczekiwań. Postęp technologiczny zawdzięcza zatem swoje osiągnięcia wcześniejszym dokonaniom, a jednocześnie stwarza podstawy do kolejnych śmiałych ambicji i posunięć. Czy odpowiada on zawsze najwyższym moralnym standardom, to zupełnie inna sprawa. Podobnie jak ta, kto miałby je właściwie kompetentnie określać. Józef Tischner był przekonany, że technika nie zna pojęcia wartości, ale nie wynika z tego, że człowiek go nie zna. Dla niego działanie, które pozornie nie ma nic wspólnego z etyką, może nabierać bowiem zupełnie innego znaczenia wówczas, gdy wykonuje je świadomie czy też kieruje w stronę drugiej osoby.

 

Kto ma prawo?

 

Pytanie kolejne, jakie trzeba postawić w tym kontekście, brzmi: czy Kościołowi wolno określać granice technologicznych poszukiwań lub wskazywać ich moralną specyfikację? Odpowiedź może być różna i zależy od tego, kto jej udziela. Ktoś, kto silnie utożsamia się z Kościołem i jego nauką, odpowie zapewne, że wolno, a nawet, że stanowi to ważną część istoty misji wspólnoty założonej przez Chrystusa. Uzasadnione jest zatem to, że Kościół nie powinien milczeć w takich sytuacjach i dlatego ma zabrać głos. Sprawą odrębną jest oczywiście to, że milczenie nie zawsze wyraża aprobatę, czasem stanowi „bez-silny” sprzeciw wobec arogancji drugiej strony. Przeczuwający, co ma się z Nim zaraz stać Chrystus na pytanie Piłata o to, czym jest prawda, również odpowiada milczeniem. Czy dlatego, że nie ma nic do powiedzenia?

 

Ktoś inny może jednak wydobyć argumenty odmienne i uznać zupełny rozdział kompetencji Kościoła i postępu technologicznego. Niewykluczone zresztą, że podobne stanowisko zajmie również katolik nawet znad samego Tybru. Być może pytanie trzeba postawić zatem inaczej. Czy granice rozwoju nauki wolno wyznaczać etyce? I w tym przypadku mamy jednak do czynienia z rozmaitymi stanowiskami. Można się oczywiście spierać, czy wolno. Ważne jest jednak coś innego. Określanie takich granic to w istocie kształtowanie ludzkiego sumienia. Ostatecznie chodzi tutaj przecież o sumienie zaangażowanego w naukę człowieka. Sumienie to jego najgłębsza prawda, to znaczy wewnętrzna zgoda lub sprzeciw na to i owo. Pytanie dotyczy zatem tego, kto lub co ma właściwie prawo do takiej „ingerencji”, jeśli nie religia i etyka?

 

Nie twierdzę, że etyka i religia, a właściwie Kościół jako swoisty depozytariusz tej ostatniej w ocenie postępu naukowego się nie mylą. Historia pokazuje, że niejednokrotnie tak. Przykładem jest zakaz prowadzenia sekcji zwłok w XVI wieku czy choćby sprawa Galileusza z kolejnego stulecia. W tym momencie nie jest istotne, z czego wynikały te stanowiska Kościoła. Ważne jest, że były, jakie były, a następnie zostały unieważnione. Jeśli zatem ktoś ma prawo wyznaczać jakiekolwiek granice ludzkich działań, to właśnie „instytucje” odpowiedzialne za kondycję sumień ludzkich. Czym byłaby dzisiejsza Europa, gdyby nie Kodeks Norymberski, który stanowił odpowiedź na nazistowskie eksperymenty medyczne, a właściwie torturowanie ludzi w imię nauki, przeprowadzane na więźniach obozów koncentracyjnych m.in. przez Carla Clauberga i Josefa Mengele? Kościół zajął w tym względzie podobne stanowisko. Czy bez regulacji potępiających i zakazujących podobnych „dokonań” mielibyśmy w ogóle podstawy do nadziei, że któregoś dnia nasz świat nie odparuje w pyłach atomowego grzyba?

trudność bycia pośrodku

 

Do rozważenia pozostaje jeszcze jedna kwestia. Mianowicie, relacja pomiędzy tym, co moralne i obowiązujące w sumieniu, a prawnie sankcjonowane w ustawodawstwie państwowym. Państwo tworzy prawo. Kompetencje do tego uzyskuje od wyborców, czyli swego suwerena. Prawo to pewien system nakazów, przywilejów i kar. Z etyką rzecz ma się nieco inaczej. Nie można bowiem nikomu nakazać być sprawiedliwym czy wiernym albo zakazać mu „prawa” do kłamania. Również kara dosięga tutaj sprawcę inaczej, bowiem przychodzi do niego poniekąd od wewnątrz. Suwerenem dla etyki jest sumienie człowieka, a jej miernikiem cnotliwość postaw. Sumienie decyduje o tym, czy ktoś jest sprawiedliwy, wierny czy kłamie. Jeśli człowiek nie chce być sprawiedliwy, to choćby był „zmuszony” przez prawo do zachowywania pewnych przepisów, wyłącznie ociera się o cnotę. Ona wymaga bowiem wolności, to znaczy uznania przez człowieka tego, co wyraża.

 

Państwo może być bezkompromisowe w tworzeniu prawa, nie zwracać uwagi na głosy odrębne i przeciwne do stanowionych ustaw. Przyjmuje wtedy co prawda znamiona pewnego autorytaryzmu, ale tak czy siak obowiązuje. Etyka wtrąca w takie założenia swoje „trzy grosze”. Głosi bowiem, że istotą tworzenia prawa jest kompromis, to znaczy poszanowanie praw tych, których prawo chciałoby pominąć. Z nią jest zresztą podobnie. Chrystus mówi: „obyś był zimny albo gorący”. Bezkompromisowość można uznać za naczelną z cnót, jednak w myśl klasycznych założeń wyrażają się one w wyborze „środka”, to znaczy unikaniu wszelkich ekstremów i gwałtu na sumieniu innych. Sprawiedliwym jest zatem ten, kto chce i żyje sprawiedliwie, być może nawet zachęca do tego innych, ale ich do tego nie zmusza. Cnota to moralny wewnętrzny obowiązek, nie zaś poprawność postaw z bojaźni przed karą. Prawo można zatem nakazać, to należy poniekąd do jego natury. Bez względu na to, czy człowiek je uzna wewnętrznie za swoje czy też nie, jest z niego rozliczany. Cnota rodzi się wyłącznie w wolności człowieka. Jeśli ktoś nie potrafi uszanować tej ostatniej, ma problem również ze swoją własną szlachetnością. Hipokryci mają często uśmiechnięte gęby i zaciśnięte pięści.

 

Pomieszanie z poplątaniem

 

Myślę, że na tym polega sedno problemu, że chcielibyśmy zastąpić cnotę nakazem, a etykę prawem. To ostatnie nie jest wrażliwe na kaprysy chwili, daje się w miarę łatwo egzekwować. Z etyką jest w tym względzie trudniej, bo trzeba pozwolić na wolność człowieka, żeby się okazało, kim on naprawdę jest. Prawo nie musi uwzględniać ludzkich emocji, może, ale nie musi. W etyce emocje trzeba szanować, inaczej przestaje być etyką. Można się z nimi nie zgadzać i nie utożsamiać, ale trzeba je uwzględniać. Wydaje się, że tę prawdę powinien znać również Kościół o tyle, o ile chce być wierny Chrystusowi. Ten „wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje” (J 2,24). Kościół zna ludzki grzech. Zna również ludzką wartość. Dlatego jest powołany do tego, aby go odpuszczać. W nim do komunii wolno przystąpić zarówno skruszonemu członkowi oazy, jak i byłemu współpracownikowi Urzędu Bezpieczeństwa czy rodzicowi, który w akcie desperacji zdecydował się na poczęcie własnego dziecka metodą in vitro. Trzeba to przypomnieć zwłaszcza tym, którzy utożsamiają się z Kościołem, a w jego imię fanatycznie gorszą każdym grzechem i z namiętnością tropią odstępców od Ewangelii. Co to za apologia, która rodzi się z pogardy innymi? I co to za szczęście, kiedy trzeba żyć ze świadomością dokonanych krucjat?

 

ks. Przemysław Bukowski SCJ
Czas Serca nr 161

 
Zobacz także
ks. Adam Perz
Czy pary homoseksualne mogą zawierać małżeństwo? Czym jest małżeństwo? Czy można potępiać homoseksualistów? Jakie są argumenty przeciwko legalizacji prawnej związków homoseksualnych? Co politycy katoliccy powinni zrobić wobec ustawodawstwa przychylnego związkom homoseksualnym?
 
ks. Adam Perz
U progu nowego roku 2003, kiedy wchodzimy jeszcze bardziej w nowe tysiąclecie, rodzi się pytanie o to, co dzieje się na świecie w skali uniwersalnej i co może dziać się w najbliższej przyszłości. To pytanie ma szczególne znaczenie po zamachu terrorystycznym z 11.09.2001 r., kiedy zaatakowane zostało światowe centrum międzynarodowego handlu, które było centralnym ośrodkiem ("mózgiem") procesu tzw. globalizacji...
 
Małgorzata Tadrzak-Mazurek
Jedni będą grzmieć: "Ziemia, to nasz wspólny dom, podcinamy gałąź, na której siedzimy, ograniczmy emisję gazów cieplarnianych!". Inni przykują się łańcuchami do drzew, żeby bronić żab i nie będzie ich obchodziło, że w tym czasie, morduje się dzieci, jeszcze inni będą dowodzić, że Matka Natura świetnie by sobie poradziła, zadbałaby o swoje stworzenia i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to jedno niesforne i wielce kłopotliwe - człowiek...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS