logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Przemysław Radzyński
Najważniejsze doświadczenie miłości
eSPe
 


O odkrywaniu powołania w konfesjonale, o priestingu i pasji spowiadania opowiada br. Szymon Mrowiec OFMCap – wychowawca w kapucyńskim seminarium w Krakowie i spowiednik długodystansowiec, w rozmowie z Przemysławem Radzyńskim. 
 
Papież Franciszek w orędziu na ŚDM, które odbędą się w Krakowie odwołuje się do swojego doświadczenia spowiedzi, gdy był 17-latkiem. Wtedy w konfesjonale musiało wydarzyć się coś wyjątkowego skoro przez przeszło sześćdziesiąt lat pamięć o tym jest ciągle żywa, a może nawet to doświadczenie naznaczyło resztę życia Jorge Mario Bergoglio…
 
Z jednej strony było to z pewnością coś specyficznego, rzeczywiście wyjątkowego, bo penitent poczuł się tym dotknięty. Ale takie jest podstawowe działanie Pana Boga – z Jego strony nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. My zwracamy na to uwagę, bo dziś coraz mniej osób ma tego typu doświadczenia. W rzeczywistości nie wiemy, co przyszły papież odkrył wówczas w czasie spowiedzi. To jest jego tajemnicą, którą z pewnością też trudno byłoby wyrazić słowami i zrozumieć komuś, kto nie przeżył czegoś podobnego.
 
A jakie jest Brata doświadczenie?
 
To, czego ja najczęściej doświadczam w czasie spowiedzi – zarówno jako penitent i jako spowiednik – to spotkanie Pana Boga, który mnie kocha. W konfesjonale można odkryć pierwotne powołanie – powołanie do świętości, czyli to, że jestem dzieckiem Bożym; Bóg okazuje mi miłość, miłosierdzie, chce ze mną być.
 
Istotą spowiedzi jest rozgrzeszenie, ale w konfesjonale dochodzi do spotkania człowieka z Panem Bogiem. To jest najważniejsze doświadczenie miłości i miłosierdzia. Wtedy faktycznie każdy z nas może dotknąć realnie łaski zbawienia, czyli uwolnienia od grzechu, ale też napełnienia Jego miłością i obecnością. I tu jest początek, bo to, w jaki sposób chcę służyć Panu Bogu, odkrywam później. On uwrażliwia na pewne rzeczywistości, pokazuje pewne nasze predyspozycje tak, żebyśmy sami odpowiedzieli na pytanie czy chcemy kochać Pana Boga żyjąc w małżeństwie, a może poświęcając się Mu w sposób szczególny w kapłaństwie czy życiu konsekrowanym, a może poprzez służbę człowiekowi pozostając samotnym. Ale to jest wtórne, bo ważniejsze jest to, żeby w pierwszej kolejności pójść za Bogiem.

To doświadczenie, o którym mówimy jest dzisiaj dużą tęsknotą wielu ludzi.
 
Wiele osób przychodzi do konfesjonału i pyta o swoje powołanie, o to, jak je rozeznawać. Ale pierwszą rzeczą nie jest dostrzeżenie tego, co Pan Bóg chciał ode mnie, ale bardziej tego, że On chce ze mną być.
 
Podobnie jest z rzeczywistością grzechu – w zamyśle Boga konfesjonał nie jest wyłącznie po to, żebym tam przychodził po rozgrzeszenie, żebym się tylko oczyszczał; Pan Bóg chce w każdym momencie mojego życia – także w mojej grzeszności – mi towarzyszyć, chce być blisko mnie. Bóg nie jest po to, żeby karać człowieka, ale chce, żeby jego dzieci były szczęśliwe. Jeśli człowiek tę prawdę odkryje, to wiele rzeczy dookoła traci na swojej atrakcyjności. To jest jak znalezienie ewangelicznej perły. Kiedy to nastąpi, to wszystko poza Bogiem staje się mniej ważne, ale bez tej perły trudno przy Nim trwać.
 
Jak odkrywać tę perłę, skoro do konfesjonału często przychodzimy ze schyloną z zawstydzenia głową?
 
To prawda, zwłaszcza brak doświadczenia miłości Pana Boga powoduje tę trudność. A my nie mamy obrazu Boga kochającego, bo często jego fałszywe rozumienie wynosimy ze swoich rodzin. Nasza ludzka sfera często jest tak mocno poraniona, że konfesjonał staje się miejscem terapeutycznym, a przestaje się o nim myśleć jako o realnej rzeczywistości spotkania z Panem Bogiem. Ale myślę, że Bogu to nie przeszkadza i wyrozumiały kapłan w konfesjonale czasami posługuje jako ojciec, innym razem jako lekarz, czasami jako sędzia ale i też jako przyjaciel.
 
Każdy z nas ma z pewnością doświadczenie bardziej i mniej pomocnych kapłanów w konfesjonale. Ale Pan Bóg jest w stanie posłużyć się każdym kapłanem. Każdym.
 
A może kapłan w konfesjonale powinien czasami krzyknąć? Można nakrzyczeć na kogoś z miłością albo z miłości?
 
Wydaje mi się, że nie można. Jako przykład mogę przywołać dwóch świętych kapucynów. Leopold Mandić zawsze z wielką serdecznością, życzliwością, ciepłem, miłością pokazywał kochającego Boga tak, że tą dobrocią potrafił nawracać największych grzeszników. Nie musiał krzyczeć. Nigdy nikogo nie wyrzucił z konfesjonału. Z kolei ojciec Pio, o temperamencie cholerycznym, jeśli nawet „wyrzucił” kogoś z konfesjonału, to zawsze mu duchowo towarzyszył. On nie unosił się na ludzi dlatego, że coś mu się nie podobało. Sądzę, że w ten sposób, właśnie przez jego osobowość, działała łaska Boża. Czasami tak bywa, że człowiek potrzebuje pewnego wstrząsu, żeby się opamiętać, bo z „głaskania” w konfesjonale nic sobie nie robi.

Wspomina Brat dwóch świętych, o których relikwie poprosił papież Franciszek, aby towarzyszyły Misjonarzom Miłosierdzia w dniu ich posłania w świat w Środę Popielcową. Szczególnym ich zadaniem będzie właśnie posługa w konfesjonale.
 
Kościół ma wielkie osobowości. To pokazuje, że Pan Bóg chce posługiwać się takim człowiekiem, jakim on jest.
 
Chciałem na chwilę zatrzymać się przy kapłanie z orędzia papieża Franciszka na ŚDM. „Miałem pewność, że w osobie tego kapłana Bóg czekał na mnie za nim zrobiłem jeszcze pierwszy krok w stronę kościoła. Spotkałem tam pewnego księdza, który wzbudził we mnie szczególne zaufanie tak, że zapragnąłem otworzyć swoje serce w sakramencie spowiedzi”. Jak młody człowiek ma spojrzeć na spowiednika, żeby przeżyć takie doświadczenie, które opisuje papież Franciszek?
 
Tutaj trzeba rozróżnić dwie drogi. Inaczej jest z człowiekiem, który dopiero chce wejść na drogę nawrócenia poprzez spowiedź. A co innego, gdy ktoś już ma to doświadczenie spotkania Jezusa, ale szuka pogłębionej z Nim relacji. Tych drugich ludzi jest coraz więcej – powszechne staje się korzystanie ze stałego spowiednika czy kierownika duchowego. Kiedyś mówiło się o churchingu – rezygnuje się z własnej parafii na rzecz kościoła, gdzie człowiekowi łatwiej spotkać się z Panem Bogiem. Dzisiaj mówi się nawet o priestingu, czyli szukaniu swojego księdza. Każdy z nas szuka mistrza. Jedynym mistrzem jest Chrystus, ale szukamy też ludzi, którzy nas nauczą zbliżać się do Pana Boga. Co więcej, szukamy nie tylko nauczycieli, co świadków, a jeśli jest to połączone, to super. Tym większe to ma znaczenie, jeśli mówimy o spowiedniku. W konfesjonale dzieją się rzeczy najintymniejsze i najtrudniejsze – to, co tylko między mną a Panem Bogiem. Dlatego do spraw duchowych szukam kogoś, kto mi pomoże zrozumieć, nauczy mnie chodzić drogami Bożymi.
 
Jeśli ktoś widzi potrzebę, by mieć stałego spowiednika, to warto prosić Pana Boga o pomoc w znalezieniu go. Czasem też polecam tym osobom, aby modliły się w tej sprawie do swojego ulubionego świętego. Mi penitentów często „przyprowadza” ojciec Pio, nie raz oni sami dają mi takie świadectwo.
 
Czyli nie ma nic złego w tym, że wybieram swojego spowiednika też pod kątem ludzkim?
 
Tu trzeba się pilnować. Do spowiedzi nie można przychodzić ze względu na księdza. Sam kapłan powinien na to też zwrócić uwagę, bo jeśli to on stanie się dla nas mistrzem, a nie Pan Jezus, to zrobi nam wielką krzywdę.
 
Trzeba też pamiętać, że w konfesjonale z człowiekiem spotyka się przede wszystkim Pan Bóg. On zdziała swoje niezależnie od kapłana. Ale kapłan w tym kontakcie z Panem Bogiem może pomóc, albo przeszkodzić. Ludzie wyczują czy ma ducha kapłańskiego, czy na przykład spowiada mechanicznie.
 
Co ma zrobić penitent, który chce przeżyć dobrą spowiedź?
 
Katechizm wymienia warunki dobrej spowiedzi. Po stronie penitenta są pewne akty. Warto poprosić Pana Boga o światło na tę spowiedź dla siebie, o Ducha Świętego ale też o wsparcie Matki Bożej i Anioła Stróża. Robiąc rachunek sumienia stajemy w prawdzie o sobie i nazywamy rzeczy po imieniu – zło, które popełniłem albo dobro, które zaniedbałem. Potem żałuję, postanawiam poprawę, wypowiadam to w sakramencie pojednania i staram się zadośćuczynić Panu Bogu i człowiekowi, którego skrzywdziłem. To jest dobra spowiedź.

Co dalej?
 
Następnie trzeba pozwolić Panu Bogu przyjść z łaską pociechy. Kiedy to nastąpi? Trzeba Mu zaufać. Nie można się spinać, że od tego momentu będziemy już bezgrzeszni, bo jesteśmy tylko ludźmi. Ale Jezus mówi „Nie lękajcie się!”. Postawa ufności pozwoli najbardziej zaczerpnąć z sakramentu pokuty. Jeśli pozwolę Bogu tylko na trochę, to napełni swą łaską naparstek albo mały kubeczek, a jeśli nie postawię ograniczeń, to otrzymam jeszcze więcej niż się spodziewam.
 
Pewne blokady uniemożliwiają rozwój duchowy. Czasem są to zaniedbane stare grzechy, niewyspowiadane, innym razem zniewolenia. Źródłem niektórych grzechów nie zawsze są pokusy, ale niekiedy jest to konsekwencja przeżywania ludzkich słabości, ran; innym razem to sposób przeżywania emocji albo nieumiejętność radzenia sobie z nimi powodują grzech. Pan Bóg w konfesjonale grzech odpuszcza, ale człowiek – jeśli zależy mu na prawdziwej poprawie – musi zejść do ich źródła i powalczyć, by wraz z Bogiem zająć się ich przyczynami.
 
Jak powinni się spowiadać młodzi, którzy stoją w życiu przed ważnymi wyborami?
 
To jest bardzo proste i trudne zarazem. Tu nie chodzi o to, żeby wykonać coś specjalistycznego. Bóg przychodzi w bardzo prosty sposób. Dlatego radziłbym, aby spróbować zrobić to z Nim a nie samemu. Tzn. na tyle ile potrafimy, na etapie, na którym w tej chwili jesteśmy, zaprośmy Pana Boga do szczerej rozmowy.
 
Ludzie pytają księdza w konfesjonale, co Bóg o tym myśli. Ja to odwracam: „czy pytałeś o to Pana Boga?”. Jeśli zależy nam na prawdziwym życiu, to musimy nauczyć się wyrażać w rozmowie z Panem Bogiem to, co kryje się w naszym sercu.
 
Konfesjonał był miejscem, w którym Brat odkrywał swoje zakonne powołanie?
 
Raczej nie miałem takiego doświadczenia, jakie opisuje papież Franciszek, ale sakrament pojednania mnie bardzo dużo nauczył. Jako młody człowiek miałem przekonanie, że świętość polega na bezgrzeszności. Z tego powodu dopadały mnie skrupuły. Często z konfesjonału wracałem smutny, że tak mocno zraniłem Pana Boga. Dobijała mnie prawda o mnie. Już w zakonie ojcowie duchowni pomogli mi odkryć w konfesjonale miłosierdzie Pana Boga. W spowiedzi centralna jest Jego miłość, Jego relacja do mnie, a nie moja słabość. To mnie ukształtowało także jako spowiednika. Bóg ciągle wyposaża mnie w dary potrzebne w konfesjonale. To jest łaska.
 
Gdybym miał w życiu robić tylko jedno, to wybrałbym dwa sakramenty – Eucharystię i spowiedź. W konfesjonale jestem długodystansowcem. Chętnie spowiadam po trzy godziny i więcej, gdy posługa trwa zbyt krótko – nie raz czuję „niedosyt” (śmiech). Jeśli kapłan będzie dobrze sprawował Eucharystię, głosił Słowo Boże i spowiadał, to będzie miał mnóstwo pracy. Ludzi przyprowadzi mu sam Pan Bóg.
 
Takie siedzenie w konfesjonale godzinami nie jest nudne?
 
W konfesjonale nigdy nie jest tak samo, bo przychodzą różni ludzie, albo ci sami, tylko, że w innych okolicznościach życiowych, duchowych. Korzystają ze spowiedzi osoby z prostymi, codziennymi grzechami, ale także szukają pomocy osoby dotknięte chorobami psychicznymi czy dręczeniami duchowymi. Kapłan niejednokrotnie musi umieć dobrze rozeznać, co jest sprawą duchową, a co psychiczną.
 
Kiedyś się bałem, że w trudnych sytuacjach nie będę wiedział co powiedzieć. Dziś mam większe zaufanie do Pana Boga. Często dyskutuję z kimś na dany temat albo czytam jakąś książkę, w której poruszany jest problem, z którym za godzinę ktoś przychodzi do konfesjonału. Pan Bóg dba o wszystko. Jeśli się to dostrzega, to ma się większe zaufanie, że to On działa w konfesjonale a nie ja.
 
Co więcej o świecie wie Brat z perspektywy konfesjonału?
 
Że jest naprawdę dużo świętych ludzi – i starszych, i całkiem młodych. W tym pogubionym i poranionym świecie są takie perełki, które potrafią pójść za Panem Bogiem i niesamowicie głęboko wchodzić w życie duchowe. Przy okazji widać inny problem – trudno im znaleźć osobę, która mogłaby im towarzyszyć w tych przeżyciach. Spowiedź nie polega tylko na rozgrzeszaniu. Konfesjonał to miejsce przeżywania wiary. Ludzie też coraz częściej pytają o kierownictwo duchowe. Dziś duszpasterstwo prawie we wszystkich wymiarach staje się prowadzeniem indywidualnym.

Po kilku godzinach w konfesjonale nie czuje Brat zmęczenia?
 
Nie. Wtedy wychodzi ze mnie radość. Spowiadanie to jest pasja. W konfesjonale doświadczam działania Pana Boga. Zarówno w drugim człowieku, jak i we mnie samym, bo Pan Bóg się przecież mną posługuje. Kiedy to dostrzegam, zapalam się jeszcze bardziej – spowiadanie daje mi dużo nadziei i siły. Konfesjonał mi pokazuje, że Pan Bóg naprawdę nad wszystkim czuwa. Ciągle jeszcze za mało ludzi tego doświadcza, bo to pomogłoby nam w życiu codziennym.
 
Co ma Brat na myśli?
 
Nasz grzech i jego skutki niszczą prawdziwe szczęście. To Boża miłość i miłosierdzie, których szczególnie możemy doświadczyć w konfesjonale, pomagają nam odzyskać nadzieję, cel i sens naszego codziennego życia.
 
Ja w konfesjonale często się nawracam słuchając nauki, którą podpowiada mi Pan Bóg. Zdaje mi się, że czasami to ja więcej korzystam z niektórych spowiedzi, niż sam daję penitentowi. Dostaję rykoszetem, który przemienia moje życie.

Rozmawiał Przemysław Radzyński
e-eSPe 120 
 
fot. Jim, the Photographer Knockout White Rose
Flickr (cc)