logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wojciech Żmudziński SJ
Nawrócenie - wdzięczność, która nie zna granic
Szum z Nieba
 


Wyobraź sobie salę sądową, w której toczy się rozprawa przeciwko największym zbrodniarzom ludzkości: Neronowi, Hitlerowi, Pol Potowi, Stalinowi. Sędzia odczytuje wyrok, wymieniając okrucieństwa, jakich się dopuścili. Aż tu nagle pojawia się w drzwiach Jezus z Nazaretu i mówi: „Wysoki sądzie, oni są niewinni. Ja to uczyniłem”.

 

Czy ta scena pomogła ci zrozumieć, co oznacza, że Jezus wziął na siebie nasze grzechy? Co więcej – że Bóg Ojciec uczynił Go grzechem, przekleństwem, złem całego świata, abyśmy zostali ułaskawieni. Początkiem naszego nawrócenia jest uświadomienie sobie, że Jezus Chrystus przyznał się do grzechów, które myśmy popełnili. Wziął je na siebie. W Nim, rozdartym na krzyżu, zginęły na Golgocie wszystkie nasze winy.

 

Jedyny Sprawiedliwy

 

Jeśli chrześcijanin zrozumie słowa św. Pawła, w których apostoł narodów mówi: „On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5, 21), zamilknie wobec horroru tajemnicy zbawienia. Jedyny Sprawiedliwy, człowiek i Bóg w jednej osobie – obwinił się grzechami największych zbrodniarzy historii świata, a także moimi grzechami.

 

Podobnie jak Mojżesz wywyższył miedzianego węża na pustyni, tak Syn Człowieczy został wywyższony na drzewie krzyża. Wywyższony przez poniżenie. Obwiniony dla ułaskawienia. Zabity – dla życia.

 

Jakie znaczenie miał miedziany obraz jadowitego węża z wydarzenia opisanego w Starym Testamencie i jak ma się on do obrazu wiszącego na krzyżu Zbawiciela?

 

W Księdze Liczb czytamy, że Pan zesłał na lud „węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi, tak że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli więc ludzie do Mojżesza, mówiąc: „«Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże». I wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu»” (Lb 21, 6-8).

 

Gdy Hebrajczycy, wędrując przez pustynię, narzekali – Pan zesłał jadowite węże. Oczywiście nie zesłał w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, lecz raczej dopuścił, by konsekwencje narzekania zatruły Hebrajczykom życie. Niezadowolenie jest jak jad węża – uśmierca człowieka duchowo. Hebrajczycy sami się katowali, widząc wszędzie zło; oskarżali się nawzajem, szemrali przeciw Mojżeszowi i Bogu. To było im za gorąco, to za zimno. Droga była zbyt męcząca, zdrowie nie dopisywało, jedzenie było marne.

 

Węże kąsające wędrujących przez pustynię były groźne do momentu, aż nie przekonano się, że są do pokonania. Przybity do pala miedziany wąż miał przypominać o tym, że zło nas nie pokona, że grzech szemrania i niezadowolenia przybity do pala, wysoko ponad ziemią – jest przeklęty i bezsilny.

 

Wąż na palu jest ilustracją tego, co uczynił dla nas Chrystus. Wziął na siebie wszystkie nasze winy, cierpienia i ciężary, stał się przekleństwem, aby każdy, kto patrzy z ufnością na Niego – skończył z szemraniem i dostąpił błogosławionego życia. W Ewangelii według św. Jana Jezus mówi do Nikodema, że „jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne” (J 3, 14).

 

Wezwanie do przemiany myślenia

 

Duch Święty, gdy przyszedł – przekonał nas do prawdy o grzechu (por. J 16, 8), wyjaśnił nam, co wydarzyło się na krzyżu, i wezwał do przemiany myślenia.

 

„Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (Rz 12, 2).

 

Nie bierzcie wzoru z tego świata, czyli „nie schematyzujcie” – czytamy, spolszczając język grecki św. Pawła – lecz dokonujcie metamorfozy poprzez metanoję własnego umysłu. Nawracajcie się, przemieniając umysł. Uwolnijcie się od uprzedzeń i stereotypów. Nie bierzcie wzoru z tego skorumpowanego i zrzędzącego świata. Nie szufladkujcie ludzi, nie oceniajcie zbyt pochopnie. Nie dajcie się zgnębić tym, którzy widzą dookoła tylko grzech, zło i zagrożenia. Otwórzcie oczy na dobro i piękno, które jest w każdym człowieku usprawiedliwionym przez Chrystusa. Tłumaczcie wszystko na dobro, usprawiedliwiajcie grzeszników. Czystym sercem patrzcie na świat, a będziecie widzieli Boga wszędzie, we wszystkim i we wszystkich. To nawróceni chrześcijanie powinni być zagrożeniem dla smutku i zrzędliwości tego świata, a nie odwrotnie! Nie jesteście przecież powołani do otaczania się murem i bronienia się przed zagrożeniami, lecz do stąpania po wężach i skorpionach. To przegrany szatan jest tym, który się broni przed zwycięskim Chrystusem. Wyleczcie się więc z narzekania i niezadowolenia – to nie przystoi zwycięzcom.

 

Jeśli w wyniku tej wewnętrznej przemiany – metanoi – twoje myśli staną się piękne, a pragnienia szlachetne, to naturalną tego konsekwencją będzie szlachetne postępowanie. Nie będziesz martwił się o siebie. Twoje życie będzie przepełnione troską o Królestwo Boże, o więzi i relacje z innymi. Jeśli zobaczysz, jak na krzyżu znika wszelkie zło, którego się w życiu dopuściłeś, pokonane mocą niepojętej miłości Boga – twoje serce napełni wdzięczność.

 

Gdy ostatnio odwiedziłem moich rodziców, tata zabrał mnie do jadłodajni, gdzie podawano pyszne pierogi. Oczekując przy ladzie na nasze danie, zauważyłem duży napis: „Zakaz palenia i rozmawiania o kryzysie”. Bardzo mi się spodobał. Usiedliśmy przy naszych pierogach i rozkoszowaliśmy się ich smakiem. Żaden kryzys nie przeszkodził nam w delektowaniu się obiadem i w rozmowie o nadchodzącej wiośnie.

 

Niezadowolenie z życia jest policzkiem wymierzonym samemu Chrystusowi, z którego powinniśmy się spowiadać. Żadne poświęcenie z piętnem cierpiętnictwa nie jest miłe Bogu, który poświęcił swojego Syna, czyniąc Go grzechem – naszym grzechem…

 

Wdzięczność na ustach

 

Jedyną ofiarą miłą Bogu jest dziękczynienie (eucharystein) – wdzięczność wyrażana nie tylko słowami, ale całym życiem. Syn Boży dał się przybić do pala, byśmy oczyma Boga spojrzeli na Niego i zobaczyli w Nim siebie – słabego, grzesznego, rozdartego człowieka – i dziękowali za wielką miłość, która oczyściła nas z win. Bóg, czyniąc przekleństwem swojego własnego Syna, obarczając Go winą za grzechy, których nie popełnił – odkupił nas, niewdzięcznych, od władcy ciemności, usprawiedliwił i obdarzył łaską wdzięczności.

 

W żydowskiej tradycji świętowania szabatu pamięta się, aby tego dnia nie rozmawiać o tym, co przykre, nie przywoływać złych wspomnień i nie narzekać. Jest to czas wdzięczności Bogu za Jego hojność i miłosierdzie. Szkoda, że tak niewielu chrześcijan pamięta, by świętując niedzielę – pielęgnować uczucie wdzięczności względem Boga i ludzi, opowiadać o tym, co dobre, piękne i szlachetne.

 

Osoba pełna wdzięku, to nie ktoś, kto ładnie wygląda, gustownie się ubiera czy porusza się z gracją. Pełną wdzięku jest osoba, która ma wdzięczność na ustach. W Księdze Przysłów czytamy: „kto ma wdzięk na ustach – przyjacielem króla” (Prz 22, 3b), według Syracydesa wdzięk na wargach ma mądry (por. Syr 21, 16), a psalmista śpiewa:

 

„Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich,
wdzięk rozlał się na twoich wargach:
przeto pobłogosławił tobie Bóg na wieki” (Ps 45, 3).


Autor Listu do Hebrajczyków przypomina, że należy składać Bogu ofiarę wdzięczności ustawicznie (por. Hbr 13, 15-16). Za co jestem Bogu wdzięczny? Czy za wysłuchane modlitwy? Czy za to, że mogę na Niego liczyć w chwilach trudnych? Nie, nie za to. Bóg zrobił dla mnie wszystko, zanim jeszcze o cokolwiek prosiłem. Więcej nie da się uczynić. Przyznał się do moich grzechów i uwolnił mnie od zła.

 

Moja wdzięczność nie ma granic! I choćbym dziękował Bogu słowami i czynami ustawicznie, dniem i nocą, to nie starczy mi wieczności, by choć trochę odwdzięczyć się za otrzymaną wolność, za usprawiedliwienie wszystkich świństw, jakich się w życiu dopuściłem. Był czas, gdy chciałem wołać: „nie, Panie, nie przyznawaj się do tego, czegoś nie uczynił! Nie możesz przecież wziąć na siebie wszystkich zbrodni ludzkości. To Cię zabije!”. I zabiło. Zawisłeś na palu, przeklęty jak jadowity wąż. Choć wciąż niewielu spogląda z ufnością na pusty po Tobie krzyż i niewielu wciąż wierzy, że żyjesz – ja spotykam Ciebie każdego dnia, jak potykasz się za mnie i za mnie sięgasz po kolejnego papierosa…

 

Wojciech Żmudziński SJ
Szum z Nieba nr 105/2011