logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Marek Kamiński
O "Pasji" z pasją
Apologetyka
 


O Pasji z pasją

Gdy piszę ten tekst, mija dokładnie tydzień od momentu oficjalnej premiery filmu The Passion of the Christ w USA. Do dziś obejrzały go miliony Amerykanów. Miliony nie mogą doczekać się, by go zobaczyć go po raz drugi. Większość jest zgodna, że to nie film, ale wydarzenie kulturalne, religijne, społeczne, a może nawet i polityczne.

Gdy się ten tekst ukaże, Pasję będą wyświetlać w białostockim Kinie „Pokój.” Pokój – po aramejsku (język filmu): Szalom. Pierwsze słowo po Zmartwychwstaniu.

Geneza

Rok 1991. Mel Gibson. The sexiest man alive. Miliony dolarów i wielbicieli. Na każde skinienie ma, co chce, i jeszcze więcej. Sam nie wie, czego jeszcze chcieć. Ma więcej niż wszystko. Czyli nic. Oto ten książę imperium zwanego światową kinematografią, zamiast rozparty na książęcym tronie zachłystywać się własną wielkością, przechyla się przez parapet okna wieżowca gotowy do skoku. I was on a top of spirutual bancrupcy – wyznaje. Szczyt materialnego powodzenia kulminacją duchowego bankructwa. W odruchu rozpaczy sięga po Biblię. A że się meczy, medytuje Mękę. The rest is history. A reszta należy do historii, nie tylko kina, ale i Ameryki.

Podwójne 'the'

W Pasji Mela Gibsona zaskakuje wszystko, począwszy od tytułu: The Passion of the Christ. Dlaczego the Christ, a nie po prostu Christ, czyli Chrystus? Przedimek the wyraża unikalność, jedyność następującego po nim rzeczownika. O dziwo, moim amerykańskim znajomym niuans ten umyka. Mówią po prostu The Passion of Christ. Skoro jednak Gibson zdecydował się na to dodatkowe the, zrobił to celowo. Jest w tym dodatkowym the przesłanie, i to raczej bezkompromisowe.

Słowo Christ, czyli Chrystus, we współczesnym angielskim spełnia rolę czegoś w rodzaju nazwiska w zestawieniu z imieniem Jezus. Dwa tysiące lat temu imię Jezus było jednym z najbardziej popularnych i najmniej wyszukanych w ówczesnym Izraelu. Wyrażało pokorę i plebejskie zgoła pochodzenie. Słowo Chrystus to tytuł długo wyczekiwanego Mesjasza i Zbawiciela. Lata pomiędzy mniej więcej 50 r. p.n.e. i 132 r. n.e. to apogeum owego wyczekiwania, określonego po fakcie przez historyków judaizmu jako okres fałszywych mesjaszów. Pretendenci to tego tytułu co chwila pojawiali się w Jerozolimie i okolicach, obiecując głównie wyzwolenie z rzymskiej niewoli. Największy z nich to Szymon Wielki, który w 132 roku przepędził Rzymian. Uznano go za Chrystusa i przechrzczono na Bar Kochba, czyli Syn Gwiazdy. W euforii bito monety z napisem: „pierwszy rok ery mesjańskiej”. Drugiego roku nie było. Rzymskie legiony położyły kres mesjaństwu Syna Gwiazdy, a ci, co tę rzeź przeżyli, zmienili imię niedoszłego mesjasza z Bar Kochba na Bar Koseba, czyli Syn Kłamstwa.

Ponieważ Pasja rozgrywa się w tamtych realiach, dodanie the przed Christ wyraża mesjańskie spełnienie w Jezusie z Nazaretu. The Christ – Zbawiciel. Jedyny prawdziwy. Twój. Tak samo mówimy np. o wszechświecie: the universe. Możesz sobie fantazjować o innych wszechświatach. Możesz je nawet po swojemu nazywać. Ale gdy słowo universe poprzedzisz przedimkiem the, to wiadomo, o który chodzi. Ten jedyny, który nas wszystkich dotyczy, bez względu na to, czy się komuś podoba, czy nie.

Wojna

Pierwszy zarzut skierowany przeciwko filmowi to antysemityzm. Publicyści, głównie z „New York Timesa”, zanim jeszcze film zobaczyli, już zarzucili mu wzbudzanie antysemickich skłonności. Krytycy nie ukrywali swoich żydowskich korzeni. Zdumiewała zawziętość tych ataków i ich bezzasadność.

W obronie filmu stanęli również Żydzi. Podobnie jak i wtedy. W filmie jest scena zakrzyczenia i wypędzenia członów Sanhedrynu protestujących przeciwko skazaniu. Tym razem żydowskich obrońców Pasji zakrzyczeć się nie dało. Na ich czele stanął powszechnie szanowany, konserwatywny komentator radiowy, Michael Medved, prywatnie wieloletni prezydent ortodoksyjnej żydowskiej kongregacji w Seattle. W artykule Krzyżowanie Mela Gibsona (Crucyfying Mel Gibson)opublikowanym na łamach tygodnika „American Enterprise” napisał:

Pożałowania godnym jest fakt, że wojna o „Pasję” może rzeczywiście sprowokować wznowienie nienawiści do Żydów. Ta wrogość nie będzie jednak skierowana na odlegle i egzotyczne postacie odgrywające w filmie swe zbrodnicze role, ale na nieprzemyślane knowania i machinacje współczesnych nam żydowskich przywódców, których arogancja i krótkowzroczność doprowadziła do tej tragicznej, niepotrzebnej i nie do wygrania wojny w środkach masowego przekazu (public relation war).

W ramach tej wojny Gibson udzielił kilku wywiadów. Najważniejszy zebrała Diane Sawyer. Pokazała go w czasie najwyższej oglądalności sieć „ABC” na trzy dni przed premierą.

Sawyer: A więc kto ukrzyżował Chrystusa?

Gibson: On dobrowolnie cierpiał i umarł za nasze grzechy. My wszyscyśmy Go ukrzyżowali i krzyżujemy. Ja w pierwszym rzędzie. To moje ręce trzymają gwóźdź i młot. On cierpiał za grzechy całej ludzkości. Przeszłe, teraźniejsze i przyszłe.

Pani Sawyer nieomal skrzywiła się z niesmakiem. Grzechy? Samo słowo jest nieestetyczne. Nie mówiąc o znaczeniu. Nie miała pojęcia, o czym Gibson mówi, i tak naprawdę ją to zupełnie nie interesowało. Żyje w innej rzeczywistości. Wręcz na innej planecie.

Niespodzianka dla Marsjan

Kolejne pytanie pani Sawyer poprzedzono wypowiedzią siwego faceta przedstawionego jako były ksiądz imieniem Dominik. Nazwiska nie uchwyciłem. Zarzucił on Pasji, że jest wyjęta z kontekstu. Żadnego wprowadzenia, wyjaśnienia, narracji. Zupełnie nie wiadomo, skąd i po co to cierpienie. Gdybym był Marsjaninem i oglądał ten film, nie wiedziałbym zupełnie, dlaczego tak Go katowano – zakończył swą tyradę pan Dominik.

Aż się prosiło o złośliwość. Gibson się jednak powstrzymał. Uśmiechnął się ciepło i z wyrozumieniem. Minimalne uniesienie brwi:

– Zgadza się. Dla Marsjanina…

W innym wywiadzie:

– A co będzie, jak film splajtuje? Stracisz masę forsy (30 milionów). Będziesz skończony w Hollywood.

Gibson: Jest mi to zupełnie obojętne (I do not care). Ten film jest wyrazem moich religijnych przekonań. Czasami mam wrażenie, że Bóg mnie powołał głównie po to, bym zrobił ten właśnie film.

Albo:

– Czy kiedykolwiek będziesz w stanie wybaczyć tym, co na ciebie tak perfidnie napadają?

Gibson: Ależ ja im już dawno wybaczyłem. Jakże mógłbym inaczej? Przecież to jest film o dobrowolnej ofierze, miłości i wybaczeniu.

Jak Mistrz. Wybacza im, bo nie wiedzą, co czynią.

Rzeczywiście nie wiedzieli – i dalej nie wiedzą. Cały ten przed- i popremierowy, prasowo-telewizyjny jazgot pokazuje, jak bardzo amerykańskie lewicowe elity, dominujące prasę, telewizję i kino (publicystyka radiowa jest przeważnie konserwatywna), odseparowały się w swoim przeintelektualizowanym sceptycyzmie od ogólnoamerykańskich odczuć. Jakby żyli na Marsie. Pasja w ciągu pierwszego weekendu zarobiła 125 milionów. Drugi wynik w historii amerykańskiego kina. A oni, wszystkowiedzący, przewidywali klapę. Np. Marsjanin z przedostatniego tygodnika „TIME” twierdził z cała powagą, że nastoletni chłopcy, stanowiący poważny procent kinowej publiczności, nie pójdą na film, bo dla nich ważne jest, żeby bohater fought back, czyli „odpowiedział ciosem na cios”. A skoro znudzone małolaty film oleją, Gibson splajtuje. Dziś wiadomo, że nie splajtował. To jednak Marsjan nie deprymuje. Tak więc w najnowszym „TIME” inny Marsjanin twierdzi, że po projekcji, na której był, ludzie nie zalewali się łzami. Znaczy to, że Gibson finansowo wygrał, ale jako artysta poniósł całkowitą klęskę. A więc oni, Marsjanie, trafnie przewidzieli przegraną. Nie szkodzi, że przegrał w wymyślonej na tej okazję konkurencji objętości wylanych łez. Konkurencja wyjątkowo na czasie, bo właśnie na Marsie „Spirit” odkrył wodę. A więc jeszcze długo będą mieli co lać.

Film

Filmowi zarzuca się, że jest brutalny. Że szokuje, choć teoretycznie nie powinien. W końcu większość widzów wie, o co chodzi. Wielu nas zna Pasję na pamięć jako Drogę krzyżową. Opisy Ewangelistów są reportersko zwięzłe i emocjonalnie powściągliwe. W czasach gdy były pisane, nikt nikomu nie musiał tłumaczyć, co to znaczy biczowanie i ukrzyżowanie. Wystarczyło hasło. Nam obraz zacierają popularne graficzne wyobrażenia Stacji Męki Pańskiej. Zwykle Jezus stoi w czystej szacie, wyprostowany, z jakby w środku pustym krzyżem na ramieniu. Wiemy, że wielokrotnie upadał. Istotą upadku jest ruch i dźwięk. A do tej pory mieliśmy tylko statyczne obrazy czy rzeźby. Pasja ukazuje ciężar tego krzyża właśnie poprzez dynamikę upadków i ich odgłos. Przedtem Go jednak ubiczowano. Brutalność rzymskiego biczowania nie mieści się w naszej wyobraźni. Wydaje nam się, że nie było to takie straszne, skoro Chrystus na wszystkich znanych nam krzyżach ma tylko rany po gwoździach, włóczni i cierniach. Reszta skóry jest nienaruszona. A przecież na krzyżu umierał Człowiek, którego zaledwie kilka godzin przedtem potwornie skatowano. Do tego umierał najstraszliwszą z wówczas znanych śmierci. Tego też nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Są sytuacje nie do opisania i nie do wyobrażenia. Na przykład rozpacz matki nad umierającym synem. Widziałem to trzykrotnie. W tym na ekranie tylko raz.

Marek Kamiński

 
Zobacz także
o. Remigiusz Recław SJ
W strategii międzypokoleniowej bardzo ważni jesteśmy my, nie nasi rodzice czy dziadkowie. Tu chodzi o twoje funkcjonowanie, bo jeśli masz potomstwo – o tobie będą za 20 lat mówiły twoje dzieci, a za 40 lat wnuki. Ty dzisiaj tworzysz historię, twoje podejście do Boga, twoja relacja z Nim. Dlaczego łatwiej dostrzegamy grzech, a z trudem dobro?  
 
ks. Grzegorz Sprysak CSMA

Chrześcijaństwo to religia zawierzenia, zaufania. Ma sens tylko wtedy, kiedy stajemy w relacji, kiedy odnosimy się do Boga jak do osoby – na zasadzie „ja i Ty”. Nie jest to łatwe. Nigdy nie było. Ale ci, którzy zaufali mogą dostrzec coś niesamowitego – cud. Coś tak bardzo nieuchwytnego jak Boże podziękowanie. Przesadzam? Największy cud w historii Żydów – przejście przez Morze Czerwone – doczekał się tylko dwóch jednowersowych wzmianek.

 

Nie chodzi o to, żebyśmy w święta Bożego Narodzenia nakazywali sobie radość. Wystarczy uprzytomnić sobie, że to naprawdę się stało: że naprawdę Bóg tak nas umiłował, że dał nam swojego Syna! Dopóki śpiewać będziemy kolędy, będzie nam stosunkowo łatwo o tym pamiętać, bo są one wręcz niezwykle tą prawdą przeniknięte.

 

Kochać wolę Bożą to najprostsza droga do radości, jaką daje wiara – przypomina na święta Bożego Narodzenia o. Jacek Salij OP w rozmowie z Moniką Florek-Mostowską

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS