Tutaj dochodzimy do problemu człowieka, który zatraca swoje powołanie.
Bardzo ważne jest tu podkreślanie, także w kategoriach czysto świeckich, wartości samego pojęcia „powołanie”. Mówimy tu o powołaniu w znaczeniu głębszym niż to, czym zajmują się nasze nowicjaty i seminaria. Pojęcie „powołania” odwołuje się do koncepcji człowieka jako kogoś, kto nie przeżywa relacji do swojego życia tak, jakby było ono dobrem konsumpcyjnym.
Czy Ojciec mógłby rozwinąć tę myśl. To chyba bardzo ważna kwestia. Przecież na początku jest tak, że ludzie odkrywając powołanie nabierają świadomości życia jako daru, który można ofiarować innym, i wchodzą na tę drogę. Potem jednak zatrzymują się w rozwoju, nie idą w głąb lecz cofają się… Ten kryzys jest nierzadki. Wielu ludzi zakłada rodzinę i po jakimś czasie ją opuszcza. Rośnie także liczba młodych księży, których żarliwość szybko chłodnie a nawet odchodzą od kapłaństwa krótko po prymicjach...
Jeśli prawdą jest, że życie jako dar otrzymany zmierza do tego, by stać się darem ofiarowanym, to w człowieku istnieją siły stawiające temu opór, siły dążące do skonsumowania życia dla siebie. Tutaj odkrywamy wielką mądrość Kościoła, który zawsze wymagał towarzyszenia nie tylko rodzącemu się powołaniu, ale i formacji. To, co teoretycznie wydaje się wrodzone i logiczne, szybko napotyka opór przeciwstawnych sił, tkwiących w ludzkiej naturze. Dlatego w dziedzinie powołania tak ważna jest eliminacja, formacja, edukacja, bo nie można założyć, że wszystko od razu jest jasne, oczywiste i zdolne natychmiast przemienić czyjeś życie. Właśnie dlatego, że żyjemy w kontekście zupełnie innych antropologii, tym bardziej potrzebujemy wielotorowej formacji, rozumianej bardzo ściśle i prowadzonej z żelazną logiką.
Ojciec od wielu lat towarzyszy osobom w formacji, jest kierownikiem duchowym, prowadzi terapię. Czy na podstawie swoich wieloletnich i różnorodnych doświadczeń dostrzega Ojciec jakieś zasadnicze, wspólne dla wszystkich problemy? Czy można widzieć w nich przyczyny kryzysu powołania, że człowiek nie rozwija się, nie idzie dalej… Jakie problemy widziałby Ojciec jako kluczowe?
Można powiedzieć, że każda epoka ma charakterystyczne dla siebie symptomy. Zaraz po wojnie bardzo rozpowszechnia się depresja. W innych okresach historii dominuje osobowość histeryczna. Nie da się tego wytłumaczyć. Wydaje się, że dzisiaj najbardziej rozpowszechnionym zaburzeniem osobowości jest narcyzm. Charakteryzuje ono taką osobę, która nie postrzega relacji w sposób mądry. Według mitologii greckiej, Narcyz to ktoś, kto nie jest w stanie zaakceptować i uznać miłości drugiego człowieka. Dlaczego? Osoba, która w nim się zakochała, jest ze swojej natury ograniczona, niedoskonała, i Narcyz ją odrzuca. W końcu zakochuje się w samym sobie, w swojej twarzy, wpada do wody, w której się przeglądał, i tonie. Narcyzm w swej istocie to zerwanie kontaktu z rzeczywistością – która zawsze jest ograniczona, ale jest źródłem życia, dobra, a moim zdaniem i miłości. Narcyz nie może jej zaakceptować, bo jest ona niedoskonała, ograniczona. Zamykając się na miłość, którą ofiarowuje drugi człowiek, coraz bardziej zamyka się w sobie, zakochuje się we własnej twarzy, a zakochanie się w samym sobie to działanie daremne i skazane na niepowodzenie, to pewnego rodzaju psychologiczne samobójstwo. W greckim micie Narcyz praktycznie ginie śmiercią samobójczą w wodzie, która odbija jego bezmyślny obraz siebie.
Zasadniczą przyczyną przeżywanych dziś problemów jest narcyzm. Człowiek „techniczny” jest coraz bardziej zakochany w samym sobie, zamyka się w sobie, przeżywa relacje bardzo powierzchowne, krótkotrwałe, ulotne, nieprzewidziane, boi się związania z kimś na zawsze. To osłabia także „osobowość powołaniową”.
Lansowana dziś mentalność życia, na przykład indywidualizm, postawienie samego siebie i własnych potrzeb w centrum i to w sposób absolutny… to wszystko sprzyja odejściu od życia wartościami powołaniowymi. Czy nie należy dostrzegać w tym także ukrytego wpływu ideologii New Age?
Jak najbardziej! Jest to banalny, a zarazem patetyczny wyraz tego kryzysu. New Age bałwochwalczo wielbi uczucie. Wszystko kręci się wokół złudzenia, jakim jest dobre samopoczucie płynące z bycia samemu ze sobą.