logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wojciech Zagrodzki CSsR
O roli rozumu w wierze
Kwartalnik Homo Dei
 


Gdy dziecko płacze, matka domyśla się przyczyny, nie zawsze trafnie co prawda, lecz gdy przekona się o pomyłce, wysuwa nowe przypuszczenie. Generał, którego czeka decydująca bitwa, musi znaleźć jakiś sposób zajęcia pozycji, od której zależy los jego wojska. W życiu nieustannie wysuwamy hipotezy, a następnie – zwłaszcza jeśli dotyczą one nas samych – testujemy je w doświadczeniu. [...] Życie wiary jest częścią życia w ogóle. Zatem wiara, czymkolwiek jest więcej, z poznawczego punktu widzenia jest przypuszczeniem, domysłem [3]. To o to chodzi, prawda? Czy jednak można w odniesieniu do wiary religijnej posłużyć się terminem „hipoteza”? 
 
Na razie nie mówimy jeszcze o wierze ściśle religijnej, ale ogólnie o akcie wiary, zaufania, z którym codziennie się stykamy. Z poznawczego punktu widzenia akt wiary jest aktem rozumu, który szuka wyjaśnienia. Patrząc z tej strony, nie ma radykalnego oddzielenia rozumu od wiary, bo rozum manifestuje swoją obecność w samym akcie wiary. Tak jest w akcie wiary w sensie ogólnym. Wiara religijna jest oczywiście czymś więcej, ale ona nie niszczy tego, co naturalne, lecz na tym buduje. Stąd także o wierze religijnej, chcąc ukazać jej poznawczy wymiar, możemy powiedzieć, że jest przypuszczeniem, tłumaczeniem, hipotezą... Owszem, to ostatnie słowo może być mylące, więc w krótkiej rozmowie wolałbym go nie przywoływać. 
 
Rzeczywiście, są w życiu takie sytuacje, w których jedynym rozsądnym wyjściem jest zaufanie. Przypomina mi się w tym momencie przypomniana w Księdza książce historia wymyślona przez W. Jamesa: przypuśćmy, że w trakcie wycieczki wysokogórskiej znalazłem się na półce skalnej, z której jedynym wyjściem jest skok w dół. Czy on się uda? Nie wiadomo, bo mgła zasłania widok. Nie mając podobnych doświadczeń, nie mam żadnych dowodów, że jestem w stanie tego dokonać; jednak nadzieja i wiara w siebie utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie chybię celu, popychają moje nogi do czynu, który bez tych subiektywnych emocji byłby prawdopodobnie niemożliwy. 
 
[...] W takim przypadku (jednym z niezmiernie wielu) niewątpliwie mądrze jest wierzyć w to, w co się chce wierzyć. I dalej James pisze: Uwierz, a będziesz miał rację i uratujesz się. Zwątp, a będziesz miał rację i zginiesz [4]. W opowiedzianej historii wiara staje się jedyną racjonalną i skuteczną postawą. Ale równocześnie ani wiara, ani niewiara nie dają żadnej pewności. A człowiek chciałby budować swoje życie na fundamencie pewnym. Czy jesteśmy skazani wyłącznie na fundament niepewny? 
 
W przytoczonym przykładzie nie chodzi o wiarę religijną, ale o wiarę w siebie. W takim przypadku nie możemy mówić o pewności. James pokazuje, że nawet w życiu codziennym zdarzają się sytuacje, w których trzeba zaryzykować. Co więcej, są to takie sytuacje, w których podjęcie ryzyka jest racjonalne. Jeśli bowiem nie zaryzykujemy, to stracimy coś ważnego, w sytuacji ekstremalnej nawet życie. Chcę powtórzyć, że o pewności nie ma tu mowy.

Inaczej jest z aktem wiary religijnej. Katechizm Kościoła katolickiego uczy, że wiara jest pewna. Zatem nasze pytanie brzmi: czy to użycie rozumu, które nazwaliśmy przypuszczeniem, może być pewne? 
 
Przypuszczenie ze swej natury przeciwstawia się pewności. Jednak w wierze religijnej przypuszczenie jest „szczególne”. Nie jest ono wyrazem bystrości umysłu, który domyśla się rozwiązania jakiegoś problemu. Jest natomiast wyrazem naszej ludzkiej sytuacji egzystencjalnej. W obliczu kruchości naszego życia, perspektywy śmierci, cierpienia, ale także niezgody na śmierć itd., przypuszczenie, że jest Bóg i ocalenie, jest pewne, bo jest jedynie możliwe do przyjęcia. Odnośnie do pytania „czy jest Bóg i ocalenie?” odpowiedź może być tylko TAK lub NIE. Innej możliwości nie ma. Któż zaś miałby siłę do życia, gdyby odpowiedział, że nie ma ocalenia? 
 
To nie przesądza sprawy początku wiary religijnej. W zależności od człowieka akt wiary może mieć różny początek. Dla jakiegoś naukowca może to być badany świat, dla kogoś innego przysłowiowy „kwiat polny”, dla większości ludzi tym początkiem jest twarz drugiego człowieka, najczęściej bliskiego: matki, ojca, którzy swoimi słowami i czynami głoszą prawdę, że jest Bóg i ocalenie. Proszę zwrócić uwagę, że w teologii ten wymiar jest szczególnie podkreślany. Mówi się, że wierzymy ze względu na wiarygodność, prawdomówność świadka. W chrześcijaństwie chodzi najpierw o Jezusa Chrystusa, następnie o innych głosicieli: uczniów Jezusa, ich następców itd. Ten aspekt słusznie podkreśla się w przepowiadaniu i katechezie. 
 
Wyraźnie już widać, że wiara jest postawą racjonalną. Rodzi się jednak kolejne pytanie: jeżeli wiara jest racjonalna, to czy niewiara będzie postawą nieracjonalną? 
 
To jest świetne pytanie. Pokazuje ono różnicę między tradycyjnym ujęciem racjonalności wiary a tym, które próbujemy sobie tu objaśnić. W tradycyjnym ujęciu niewiara jest nieracjonalna, bo (upraszczając) jest odmową uznania dowodów. Natomiast w tym ujęciu sprawa się komplikuje. Jeśli w akcie wiary, którego poznawczy wymiar nazwaliśmy przypuszczeniem, ukryte jest działanie rozumu, to co pozwoli odróżnić akt rozumu, który prowadzi do odpowiedzi TAK, od tego, który prowadzi do odpowiedzi NIE? Z formalnego punktu widzenia nie ma różnicy. I z tego punktu widzenia także akt rozumu prowadzący do niewiary trzeba uznać za racjonalny. Nie ma to jednak nic wspólnego z oceną postawy konkretnego człowieka – to sprawa o wiele bardziej złożona. Zresztą tu widać, dlaczego „tłumacząca racjonalność” – jeśli się ją rozumie ściśle formalnie – nie wystarcza (i dlatego nie może całkowicie wyrugować dawniejszego ujęcia). Ona tłumaczy tylko, że akt wiary jest racjonalny, bo jest użyciem rozumu – tego samego, którego używamy w naukach i życiu codziennym. 
 
Zobacz także
Iwona Budziak
Jeżeli przyswoimy sobie logikę prowadzenia nas przez Pana Boga i rozwoju naszego powołania, są bardzo trudne. Myślę tu o pewnej rzeczywistości duchowej: odkryciu, że bez Boga nie jesteśmy w stanie sobie poradzić, że On jest naszym Obrońcą i bez Niego jesteśmy do pewnego stopnia bezradni. To odkrycie jest trudne i bolesne. Pryskają wtedy mity o własnej wielkości, mądrości, o posiadaniu iluś tam recept na życie, bo okazuje się, że w stosunku do samych siebie jesteśmy bezradni. 

Z Krzysztofem Ołdakowskim SJ o powołaniu, przebaczeniu i Bożej logice rozmawia Iwona Budziak
 
ks. Rafał Masarczyk SDS
Teologicznie rzecz ujmując musimy stwierdzić, że prawda o Opatrzności Bożej leży na przedłużeniu prawdy o stworzeniu. Podstawowym celem stworzenia było dobro świata stworzonego i chwała Boża. Opatrzność więc jest to odwieczne kierownictwo Boże, mające na celu dobro stworzenia, czyli jego rozwój zgodny z naturą.
 
Przemysław Krakowczyk SAC

Zadając pytanie o ducha liturgii w rezultacie pytamy o jego najgłębszą istotę. W odpowiedzi na pytanie o istotę liturgii należy podążyć w górę rzeki, do jej źródła. Katechizm Kościoła Katolickiego w punktach 1077 do 1112 uczy, że liturgia jest dziełem Trójcy Świętej, a jej źródło tryska z wnętrza Boga. Ziemska liturgia, w której uczestniczymy na co dzień, jest obrazem, ikoną, odblaskiem liturgii niebieskiej, w której partycypują już aniołowie i święci, a w której i my będziemy mieli udział po naszym zmartwychwstaniu.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS