logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Wojciech Zagrodzki CSsR
O roli rozumu w wierze
Kwartalnik Homo Dei
 


W swojej książce napisał Ksiądz Profesor, że problem relacji wiary i rozumu będzie nieustannie powracał w każdym pokoleniu i każdy wykształcony człowiek będzie musiał się z nim zmierzyć na nowo na własną rękę [7]. Dlaczego tego problemu nie można rozwiązać raz na zawsze? 
 
Bo każde pokolenie musi odczytać treść wiary w nowym kontekście. Przecież ciągle zmienia się to, co wiemy o świecie. Co więcej, problem napięcia rozumu i wiary jest nieusuwalny. Jego źródło tkwi bowiem w dysproporcji między tym, co trzeba wyrazić (Bóg jest nieskończony), a środkami wyrazu (które są skończone). Pokazuje to chrześcijańska tajemnica Wcielenia (Bóg w postaci człowieka), tajemnica natchnionego słowa Bożego (Pismo Święte zawiera słowo Boże w słowach ludzkich) itd. Jak to ktoś powiedział, istnieje tu „przepastny brak proporcji”, którego nie da się usunąć. A ponieważ nasza wiedza na temat tego, co dotyczy świata i człowieka, ciągle się zmienia, napięcie między rozumem a wiarą jest odczuwane nieustannie. 
 
Najciekawsze jest to, że napięcie to nie musi być destrukcyjne.

„Obrzeża” rozumu i wiary tworzą subtelną przestrzeń, której badanie czy tylko przeżywanie generuje głęboką refleksję. Obszar przecięcia się rozumu (nauki) i wiary (teologii) jest jednym ze źródeł kultury. Proszę zauważyć, ile wspaniałych dzieł sztuki powstało dzięki temu, że człowiek próbował w jakiś sposób wyrazić niewyrażalną tajemnicę Boga! 

Czy to znaczy, że nie da się oddzielić nauki od teologii? Wydawać by się mogło, że ewentualnego konfliktu nauki z wiarą, na którą to możliwość niektórzy wskazują, najprościej byłoby uniknąć w ten sposób: nauka ma swoją dziedzinę, a teologia swoją, przy czym są one całkowicie rozdzielone. Konflikt jest możliwy jedynie wtedy, kiedy naukowiec wejdzie w obszar teologii czy teolog wypowie się w sprawach nauki. Wygląda jednak na to, że takie rozróżnienie nie jest satysfakcjonujące... 
 
Rozróżnienie to pełni rolę pożyteczną, lecz wstępną. Dobrze jest odróżnić dyscypliny i obszary badań. Jednak później takie rozgraniczenia okazują się niewystarczające, a to dlatego że człowiek szuka zrozumienia całości świata, a nie tylko jego poszczególnych wymiarów z osobna. Napięcie między rozumem i wiarą jest więc nieusuwalne. Ono może być szkodliwe, gdy jest rozumiane prymitywnie lub naiwnie, ale może być też twórcze. Gdy jest twórcze, wówczas wiara i nauka się uzupełniają. 
 
O tym uzupełnianiu powiedział Jan Paweł II: Nauka może oczyścić religię z błędów i przesądów, religia może oczyścić naukę z idolatrii i fałszywych absolutów. Każda z nich może wprowadzić drugą w szerszy świat, świat, w którym obie mogą się rozwijać [8]. Czy można powiedzieć, że w tych słowach mamy wskazanie na serce problemu? Czy mógłby Ksiądz wskazać jakiś konkretny przykład takiego wzajemnego oddziaływania nauki i wiary? 
 
Słowa Jana Pawła II to bardzo trafne ujęcie problemu. Właściwie zawierają one zarówno program, jak i podsumowanie dyskusji nauki i religii. Szkoda, że list do G. Coyne’a (ówczesnego dyrektora czcigodnej Specola Vaticana), w którym one się pojawiły, jest mało znany. Przykładów ilustrujących sens tej papieskiej wypowiedzi jest wiele ale trudno byłoby je tu wymienić: ciekawe przykłady wymagają szerokiego omówienia, natomiast oczywiste są dość trywialne. W wiekach średnich nie tylko chrześcijanie byli przekonani, że niebo jest ponad sferą gwiazd stałych. 
 
Było to zgodne z ówczesnym naukowym obrazem świata. Dziś wszyscy wiemy, że nie ma takiej sfery, zatem i nieba nie należy umieszczać nad firmamentem. Rozwój wiedzy przyczynił się do oczyszczenia prawdy wiary o niebie. Gdy chodzi o odwrotne oddziaływanie, to dotyczy ono raczej naukowców aniżeli samej nauki. Otóż nauka odnosi sukcesy, metoda naukowa jest skuteczna. Rodzi to pokusę, aby absolutyzować naukę, twierdzić na przykład, że tylko to, o czym nauka mówi, istnieje. Religia, ludzie wierzący (zwłaszcza wierzący naukowcy) uświadamiają, że to byłoby wielkie uproszczenie, że taka postawa to nic innego jak ubóstwienie nauki. Taką postawę nazywa się czasem scjentyzmem. Religia pomaga zrozumieć, że scjentyzm jest również wiarą, tylko naiwną. 
 
Czy będzie przesadą, jeśli podsumuję, że nasza refleksja nieuchronnie prowadzi do pewnej - może i oczywistej, ale jednak wartej podkreślenia - sugestii pastoralnej, że dzisiaj nie wystarczy rozwijanie pobożności ludowej, ale potrzebna jest również solidna formacja intelektualna pozwalająca „uzasadnić nadzieję, która w nas jest”...? 
 
Muszę zaprotestować. W tym, co powiedziałem, nie ma ani jednego słowa krytycznego wobec pobożności ludowej. Co najwyżej jest sugestia, zgodna z przytoczonymi słowami Jana Pawła II, że oczyszczanie wiary jest procesem koniecznym i w gruncie rzeczy naturalnym. W tym kontekście solidna formacja intelektualna nie jest żadnym luksusem, lecz odpowiedzią na wezwanie Ewangelii. 
 
 
Zobacz także
O. Jacek Pleskaczyński SJ
W śmierci przegląda się kultura całego życia człowieka. Jego dotychczasowe życie, w pewien sposób, w doświadczeniu granicznym odsłania wewnętrzną prawdę człowieka, tego czym żył. Już nie ma miejsca na grę pozorów. Są osoby, które umierają z niezwykłą godnością, która ogromnie porusza i dla stojącego obok świadka, jest jakimś wielkim przeżyciem. Ja to nazywam pańska śmierć...
 
Ks. Wojciech Pikor
O potrzebie stałości, cierpliwości czy wierności nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Bez nich nie sposób myśleć o udanym związku małżeńskim, powołaniu przeżywanym w prawdzie, przyjaźni rodzącej zaufanie. Coraz częściej jednak poddaje się w wątpliwość sens bycia wiernym do końca. Wierność jawi się jako rzeczywistość nieludzka, naruszająca wolność i godność człowieka. Np. czemu ma służyć wierność współmałżonkowi, który pije?...
 
Dariusz Piórkowski SJ
Tym, co zazwyczaj przykuwa moją uwagę w opowieści o Łazarzu i bogaczu (Łk 16, 19-31), jest widok nieszczęśnika błagającego o miłosierdzie pośrodku niegasnących płomieni. Rzecz ciekawa, ten ogień go nie spala, ale wzmaga w nim niesamowite pragnienie. Dwa skojarzenia przychodzą mi do głowy. Pierwsze związane z płonącym krzakiem, który Mojżesz dostrzegł na pustyni (Wj 3,2). Drugie skojarzenie to słynne zdanie św. Augustyna...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS