logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Dariusz Kowalczyk SJ
Podziały i ekumenizmy
Idziemy
 
fot. Abhishek Pawar | Unsplash (cc)


Historia rozłamów wśród chrześcijan i wysiłków, aby zaradzić podziałom, jest dla nas lekcją, z której warto wyciągnąć wnioski.

 

Jezus, wiedząc, że Jego ziemska misja zbliża się do końca, modlił się do Boga Ojca o jedność swych uczniów: „Proszę, aby wszyscy stanowili jedno, Ojcze, niech będą jedno z Nami […]. Niech stanowią jedno, aby świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś” (J 17, 21). I rzeczywiście, nie brakuje w historii Kościoła przykładów heroicznej jedności w wierze. Z drugiej jednak strony już od początku widzimy we wspólnocie chrześcijan różnego rodzaju podziały. Dlatego na przykład w Pierwszym Liście św. Jana znajdujemy gorzkie zdanie o „antychrystach”, którzy „wyszli co prawda spośród nas, lecz w rzeczywistości nie należeli do nas. Gdyby bowiem należeli do nas, pozostaliby z nami” (1 J 2, 19). Odstępstwa traktowano zatem bardzo poważnie.

 

Jezus, wiedząc, że Jego ziemska misja zbliża się do końca, modlił się do Boga Ojca o jedność swych uczniów: „Proszę, aby wszyscy stanowili jedno, Ojcze, niech będą jedno z Nami […]. Niech stanowią jedno, aby świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś” (J 17, 21). I rzeczywiście, nie brakuje w historii Kościoła przykładów heroicznej jedności w wierze. Z drugiej jednak strony już od początku widzimy we wspólnocie chrześcijan różnego rodzaju podziały. Dlatego na przykład w Pierwszym Liście św. Jana znajdujemy gorzkie zdanie o „antychrystach”, którzy „wyszli co prawda spośród nas, lecz w rzeczywistości nie należeli do nas. Gdyby bowiem należeli do nas, pozostaliby z nami” (1 J 2, 19). Odstępstwa traktowano zatem bardzo poważnie, niekiedy zbyt pośpiesznie i zbyt gwałtownie. Od Soboru Watykańskiego II mamy inny, ekumeniczny trend. Szukamy tego, co łączy, a nie tego, co dzieli. Tyle że niekiedy popadamy w dość powierzchowny ekumenizm, który jest nie tyle odnajdywaniem jedności, ile rozmywaniem wiary.

 

Herezja i schizmy

 

W złożonej historii sporów i podziałów religijnych rozróżniamy m.in. schizmy i herezje. Schizma to formalny rozdział między wyznawcami tej samej religii. I tak w łonie chrześcijaństwa w wyniku podziałów lub odłączenia się znaczącej grupy powstawały różne wyznania, które jednak dalej nazywały się chrześcijańskimi. Co więcej, każde z podzielonych wyznań pretendowało do bycia najbliżej autentycznej nauki i woli Chrystusa. Zauważmy, że chrześcijaninem nazywamy kogoś, kto został ochrzczony w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego i kto wyznaje Jezusa Chrystusa jako Boga wcielonego, Zbawiciela świata. Schizmy mogą mieć różne przyczyny, historie i konsekwencje. Do schizmy mogą prowadzić narastające różnice w rozumieniu istotnych elementów doktryny wiary, ale niekiedy ważniejsze są przyczyny administracyjno-polityczne, czy też po prostu ambicjonalne. A zatem przyczyną schizm nie zawsze są herezje, choć zazwyczaj towarzyszą one rozłamom religijnym.

 

Herezja to głoszenie doktryny sprzecznej z wiarą wyznawaną przez daną wspólnotę. Ten, kto publicznie głosi herezję, czyli heretyk, może po pewnym czasie przyznać się do błędu i powrócić do jedności z innymi albo – wręcz przeciwnie – trwać uporczywie w herezji, co prowadzi do wykluczenia go ze wspólnoty wierzących. Jeśli heretyk zgromadzi wokół siebie wielu zwolenników, to może doprowadzić do podziału, ale może być też i tak, że heretyk zostaje prawie sam i nie daje początku żadnemu liczącemu się ruchowi.

 

W historii Kościoła najpoważniejsze w skutkach były dwa podziały: schizma wschodnia i reformacja. Ta pierwsza datowana jest na rok 1054, choć trzeba raczej mówić o dość długim procesie, który doprowadził do trwałego rozłamu. Analiza tego złożonego procesu pokazuje, że różnice doktrynalne same w sobie nie były decydujące. Stawały się one raczej pretekstem do w dużej mierze polityczno-ambicjonalnych sporów między łacińskim Rzymem a greckim Konstantynopolem. Toczono spory o liturgię, przepisy dyscyplinarne – na przykład w sprawie postów, celibatu duchownych itp. W tych kwestiach przy odrobinie cierpliwości i dobrej woli można by było dojść do porozumienia, pozwalając na współistnienie różnych tradycji, które nie dotyczą jednak istoty wiary chrześcijańskiej. Nawet słynny spór o filioque, czyli o wewnątrztrynitarne pochodzenie Ducha Świętego, nie tłumaczy wzajemnych, pełnych emocji potępień. Do dzisiaj różnice doktrynalne między katolicyzmem a prawosławiem nie są liczne. Najpoważniejsza z nich dotyczy – jak się wydaje – prymatu biskupa Rzymu.

 

Podobnie było z wydarzeniami, które doprowadziły do podziałów zwanych reformacją. Marcin Luter był z początku w miarę pobożnym mnichem, który słusznie ubolewał nad moralnym upadkiem duchowieństwa. Dał się jednak ponieść swej porywczości i w rezultacie stał się elementem rozgrywek o władzę i pieniądze. Stąd niektórzy nazwali Lutra „rewolucjonistą mimo woli”. Z drugiej strony papież Leon X, który w 1521 roku ekskomunikował Lutra, najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i możliwych konsekwencji narastającego konfliktu. A Kuria Rzymska w tamtym okresie nie zrobiła wiele, by konflikt zażegnać. Odpowiedzią na kryzys reformacji był Sobór Trydencki (1545-1563). Ktoś zauważył, że gdyby taki sobór odbył się kilkadziesiąt lat wcześniej, to nie doszłoby do reformacji i podziałów.

 

Od kontrreformacji do ekumenizmu

 

Odpowiedzią Kościoła katolickiego na reformację była kontrreformacja. Kluczową rolę odegrali w niej jezuici, a przede wszystkim prowadzone przez nich szkolnictwo. Jezuickie szkoły oferowały edukację na wysokim poziomie i formowały rzesze dzieci i młodzieży w duchu katolickim. Jezuici nie nawoływali do wojen z protestantami, ale chcieli szerzyć katolicyzm i przeciwstawiać się protestantyzmowi poprzez nauczanie, argumenty teologiczne i świadectwo życia. Elementem dysput, jakie prowadzili z protestantami, był też dialog, ale nie dialog dla samego dialogu, oparty na salonowych uśmiechach i poklepywaniu się po plecach. Chodziło o prawdę, bo wówczas nikt jeszcze nie mówił o postprawdzie. Szukanie prawdy winno iść w parze z miłosierdziem, a niekiedy o tym zapominano. Ale trzeba też przypomnieć, że – z drugiej strony – na skróty, lekceważąc prawdę, nigdy nie zbuduje się trwałej jedności.

 

O potrzebie jedności mówi się w Kościele od początku. Tyle że rozumiano ją przede wszystkim jako powrót do prawdziwego Chrystusowego Kościoła tych, którzy zbłądzili. Tak rozumiał swą posługę na rzecz jedności na przykład św. Andrzej Bobola, okrutnie umęczony przez kozaków. W XIX, a przede wszystkim w XX wieku pojawiły się idee ekumeniczne, które rezygnowały z retoryki „powrotu tych, którzy zbłądzili”, a postawiły akcent na żmudny, pokorny dialog i szukanie tego, co łączy, pomimo istniejących różnic. Zwieńczeniem, a zarazem nowym, potężnym impulsem ekumenicznym, był Sobór Watykański II. Kiedy jednak czytamy uważnie dokumenty soboru, to widzimy, że nie ma tam żadnego rozmywania pojęcia Kościoła. Na przykład w „Lumen gentium” czytamy, że do społeczności Kościoła należą w pełni ci, którzy „pozostają w łączności z Chrystusem rządzącym Kościołem przez papieża i biskupów, w łączności mianowicie polegającej na więzach wyznania wiary, sakramentów i zwierzchnictwa kościelnego oraz wspólnoty” (nr 14). Sobór był jak najdalszy od idei, że Kościół to coś, co tworzy się jako swego rodzaju oparta na kompromisach konfederacja różnych wyznań, różnych opinii i tradycji.

 

Obok chcących uprawiać płytki dialog na skróty są też tacy, którzy odrzucają wszelki ekumenizm, widząc w nim jedynie niebezpieczeństwo rozmycia prawdziwej wiary. Tymczasem istnieje prawdziwy, zdrowy ekumenizm, który rozwijali Paweł VI, Jan Paweł II czy też Benedykt XVI. Taki ekumenizm nie wynika jedynie z chęci teologów prowadzenia tyleż grzecznych, co uczonych dyskusji, by potem wydać stosowne deklaracje; jest to przede wszystkim kwestia tego, że chrześcijanie różnych wyznań żyją obok siebie, czasem w tej samej rodzinie, a zatem oczywiste jest to, że trzeba szukać możliwości, by razem, pomimo różnic, wyznawać i czcić Jezusa Chrystusa. Ekumenizm dzieje się na różnych poziomach: modlitwy i nawrócenia, dialogu teologiczno-doktrynalnego, wspólnych dzieł caritas.

 

W latach 70. wydawało się, że upragniona jedność jest blisko. Po 50 latach ten optymizm raczej osłabł. Tym bardziej trzeba przypominać, że proces ekumeniczny wymaga cierpliwości, a nie zadufanego tworzenia sztucznej jedności poprzez bagatelizowanie istotnych różnic, co możemy zaobserwować na przykład w Kościele w Niemczech.

 

Nowe podziały i pełzające schizmy

 

W wielu kwestiach, które wydawały się dzielić chrześcijan, teologowie doszli do znaczących uzgodnień, na przykład w kwestii relacji między łaską Bożą a uczynkami człowieka. Niestety, pojawiły się nowe podziały, które idą w poprzek różnych wyznań. Chodzi o tak istotne zagadnienia, jak rozumienie małżeństwa, rodziny, płciowości, stosunek do ideologii gender/LGBT czy też radykalnego feminizmu. No bo co by sam Luter powiedział na to, że biskupką sztokholmskiej diecezji luterańskiego Kościoła Szwecji jest Eva Brunne, która żyje w lesbijskim związku z pastorką Gunillą Lindén. Pani biskupka lesbijka ma wiele „duszpasterskich” pomysłów. Zamierzała na przykład usunąć z kościoła portowego w Sztokholmie symbole chrześcijańskie, w tym także krzyże, by otworzyć przestrzeń świątyni na wyznawców innych religii, a szczególnie islamu. I nie jest to jakiś odosobniony przypadek.

 

Synod Kościoła Anglikańskiego Szkocji podjął decyzję o dopuszczeniu par homoseksualnych do ślubu kościelnego. W konsekwencji szkoccy anglikanie postanowili usunąć z obrzędów liturgicznych sformułowanie, że małżeństwo jest „cielesnym, duchowym i mistycznym związkiem mężczyzny i kobiety”. Nowy tekst określa małżeństwo jako „objawienie miłości i tożsamości Boga”. Tego rodzaju przykłady można by mnożyć. Nasuwają się tutaj pytania: Jak w tej sytuacji uprawiać ekumenizm? Jak wspólnie świadczyć o wierze w Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela?

 

Niestety, także w Kościele katolickim są duchowni, którzy zdają się popierać antybiblijne ideologie gender/LGBT. W tej sytuacji dzieje się nierzadko tak, że są luteranie, którym bliżej do niektórych nieluteranów niż do liberalnych luteranów. I są katolicy, którym bliżej do niektórych niekatolików niż do liberalnych katolików. Kto z kim i o czym powinien w tej sytuacji ekumenicznie dialogować?

 

Zachęta na koniec

 

Zarówno nieprzekonanych do ekumenizmu, jak i tych, którzy lekceważą istniejące różnice i od razu chcieliby na przykład wspólnej Eucharystii, zachęcam do przeczytania encykliki Jana Pawła II „Ut unum sint” (łac. Aby byli jedno). Dziś tym bardziej trzeba nam szukać porozumień między wierzącymi w Chrystusa jako jedynego Zbawiciela, bo mamy do czynienia z atakiem diabolicznych ideologii, które przenikają także do wnętrza chrześcijańskich wspólnot.

 

kiedy zbyt pośpiesznie i zbyt gwałtownie. Od Soboru Watykańskiego II mamy inny, ekumeniczny trend. Szukamy tego, co łączy, a nie tego, co dzieli. Tyle że niekiedy popadamy w dość powierzchowny ekumenizm, który jest nie tyle odnajdywaniem jedności, ile rozmywaniem wiary.


Dariusz Kowalczyk SJ
Idziemy nr 03/2021

 
Zobacz także
ks. Kamil Falkowski

Uśmiecham się za każdym razem, gdy w rozmowach księży pada pytanie: „Ile masz osób we wspólnocie, ile młodzieży przygotowuje się do bierzmowania, ilu uczniów chodzi na religię?”. Numerologię Kościół wlicza do kanonu grzechów sprzeciwiających się zaufaniu Bogu. Liczby wskazują sens i wartość. A jak jest w Kościele?

 
Dagmara Śniowska
Służba. Pokora. Posłuszeństwo… Nie lubimy tych słów. Kojarzą się nam  z biernością, słabością, jakąś porażką. Tymczasem Matka Klara Ludwika Szczęsna udowodniła, że można być pokornym liderem. I na dodatek – odnosić sukcesy! Błogosławioną Matkę Klarę Ludwikę Szczęsną w pierwszej kolejności kojarzymy z Krakowem. Jednak – poszukując jej korzeni – powinniśmy udać się kilkaset kilometrów dalej. Do Cieszek w diecezji płockiej. Tam, niewiele ponad pół roku od wybuchu powstania styczniowego, przyszło na świat szóste dziecko Franciszki Skorupskiej i Antoniego Szczęsnego.
  
 
Piotr Krysa
O narodzinach Jezusa, jego rodzicach, a tym bardziej jego dzieciństwie i młodości wiemy niewiele. W zasadzie mówią o tym jedynie dwie Ewangelie – św. Mateusza i św. Łukasza. Pierwsza jawi się nam bardziej jako pisana lokalnie, do ludzi znających prawo i religie ludu Izraela, druga zdaje się wyjaśnić znacznie więcej...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS